Loading...

Z wizytą u MajEra

S obotę tydzień temu postanowiliśmy z kumplami nawiedzić browar restauracyjny w celu degustacyjnym. Jako że pod tym względem mieszkamy chyba...

Sobotę tydzień temu postanowiliśmy z kumplami nawiedzić browar restauracyjny w celu degustacyjnym. Jako że pod tym względem mieszkamy chyba w najbardziej atrakcyjnym rejonie Polski, mogliśmy wybierać pośród wielu rodzimych, a nawet czeskich minibrowarów. Wybór padł w końcu na młodziutki, założony w marcu tego roku gliwicki browar MajEr.

Po rozpoczęciu wieczoru w Starym Kuflu i wychyleniu szklanicy świetnego Południe Schwarz..., to znaczy Południe Stouta, udaliśmy się na spacer przez elegancką gliwicką starówkę, zmierzając do MajEra. O dokładnym umiejscowieniu lokalu nic mi nie było wiadomo, toteż bardzo się zdziwiłem gdy naszym oczom ukazał się Hotel Silvia Gold, w którym to mieści się restauracja i browar MajEr. Z daleka oświetlony budynek wyglądał imponująco, a wrażenie dystynkcji nie ulotniło się po przekroczeniu wrót lokalu. Wręcz przeciwnie, dwupiętrowy przybytek jest rzeczywiście restauracją o dość wysokim standardzie. Na obydwóch piętrach mieszczą się dwa bary, na parterze jest sala bankietowa w której podczas naszej wizyty istotnie bankietowano, piętro zaś jest skonstruowane na planie dużego, okalającego podstawę lokalu balkonu. Toalety czyste i niczego sobie. Pierwsze wrażenie było więc pozytywne.



Czar prysł po pierwszym zetknięciu z obsługą MajEra. Dla wyjaśnienia – wyraz „restauracja” jest słowem obcego pochodzenia, mającego polski odpowiednik w postaci gospody. Jak sama nazwa wskazuje, jest to miejsce w którym właściciel jest gospodarzem, a klient jego gościem. Kelner, jako przedłużenie ramienia gospodarza, ma za zadanie ugościć klienta, między innymi zwracając się do niego z szacunkiem, za co dostaje pensję oraz napiwek. Gość zaś wydaje swoje ciężko zarobione pieniądze w danym lokalu licząc na ekwiwalent w postaci odpowiedniego jedzenia i picia oraz atmosfery w której może wypocząć. Zachowanie kelnera powinno korespondować z rodzajem restauracji – w jednym typie przybytku kelner może być bardziej na luzie, w innym ostentacyjne spoufalanie się z klientem jest nie na miejscu. Forma zależy więc od typu lokalu, ale naczelną zasadą jaką winna kierować się obsługa, to żeby klienta odpowiednio ugościć, żeby czuł się przyjemnie. MajEr to lokal o wyższym standardzie, co widać nie tylko po wystroju, ale i po cenach, za drugie danie trzeba bowiem wydać tutaj od 30 do 50 złotych. W tego typu przybytkach kelner winien zachowywać się życzliwie, z profesjonalna rezerwą. W MajErze jednak, pod maską wyuczonego pozornego profesjonalizmu kelnera manifestowała się słabo ukrywana twarz wrodzonej arogancji.

Gdy po wejściu okazało się, że wszystkie stoliki ponad dwuosobowe mają rezerwację, a było nas czterech, dowiedzieliśmy się, że możemy sobie siąść przy stoliku z rezerwacją, ale jak przyjdą klienci którzy ją złożyli, musimy stolik opuścić. Nieusatysfakcjonowani niedorzeczną propozycją zauważyliśmy dwa stoliki dwuosobowe bez rezerwacji blisko siebie, a jako że taki stolik o powierzchni około jednego metra kwadratowego najzupełniej odpowiadał naszym potrzebom, wzięliśmy dwa krzesła z jednego i przystawiliśmy do drugiego. Wywołało to wzburzenie kelnera, który niezwłocznie przyleciał z pretensjami żebyśmy  zastosowali się do jego wcześniejszej sugestii, czyli siedli przy stoliku z rezerwacją, umieszczając siebie tym samym de facto na wylocie wobec gości którzy za niedługo mieli przybyć, i mu „tutaj nie robili burdelu”. Rzucający tak sztubackimi tekstami do gości kelner to grube nieporozumienie, wszak szamb żeśmy z nim razem nie oczyszczali (z całym szacunkiem dla szambonurków). W końcu zgodził się na dostawienie dwóch krzeseł, natomiast pysznego wzroku wobec nas, którym nas od samego wejścia obdarzał, nie zmienił już do końca wieczora. Nie wiem czy obsługa w MajErze odbiera jakiekolwiek szkolenie w zakresie interakcji z klientami, ale właściciel powinien o to zadbać, żeby kelnerzy nie mylili prostackiego bucowania z profesjonalizmem, bo to są dwa różne światy.



Okazja do odegrania się nadarzyła się dość szybko. W MajErze bowiem oferta obejmuje piwo jasne, ciemne oraz pszeniczne, jak i sezonowe. Żeby się zaś dowiedzieć jakie piwo jest w danym okresie sezonowym, karta poleca zwrócenie się z zapytaniem do kelnera. Gdy więc ów kelner na moje pytanie o piwo sezonowe odpowiedział zwięźle, że jest to "piwo bursztynowe", dopytałem się czy to w takim razie może vienna lager? Okazało się, że ów profesjonalista pierwszego sortu nie wiedział o czym mówię, a gdy uściśliłem, że moje pytanie dotyczy gatunku rzeczonego piwa, usłyszałem w odpowiedzi przepełnione konfuzją motanie z którego wynikało że mój rozmówca nie ma pojęcia jaki to gatunek, że tego "nie wiadomo", bo piwowar eksperymentuje, ale że swoje innowacje wprowadza biorąc za podstawę jasne piwo z MajEra. Z jednej strony więc część winy ponosi właściciel, który nie zadbał o to żeby kelnerzy dysponowali odpowiedzią na tak podstawowe wydawałoby się pytanie dotyczące asortymentu lokalu, z drugiej sytuacja uwydatnia pozorność profesjonalizmu kelnera, który nie widział potrzeby, żeby się na ewentualność takiego pytania przygotować. Nie jestem małostkowy i gdyby braki wiedzy kontrował przynajmniej miłym zachowaniem, nie miałbym z tym większego problemu, ale o normalnej ludzkiej ogładzie w przypadku tego pana nie mogło być mowy. Obsługę ma MajEr więc fatalną.

Karta dań prezentowała się imponująco, w formie gazetki ujęty był spis dość różnorodnych dań. Ostrzyłem sobie zęby na cevapcici, ale niestety czasu zabrakło, nie mogę się więc wypowiedzieć na temat jedzenia w gliwickim browarze restauracyjnym.

Można więc przejść do zasadniczego celu naszej wizyty, mianowicie do piwa. Jak już wspomniałem, oferta MajEra w tym zakresie nie odstaje od innych browarów restauracyjnych w Polsce, co zresztą nie dziwi – trzy podstawowe piwne gatunki się w tego typu przybytkach po prostu najlepiej sprzedają, zaś restauracja to biznes który musi w pierwszej kolejności na siebie zarobić.

MajEr Jasne
Na pierwszy ogień poszedł niefiltrowany lager, jako że słusznie podejrzewałem, że jest on najmniej wyrazistym piwem w menu. Brak intensywnego aromatu nie musi być wadą i trzeba przyznać, że Jasne jest piwem niezłym. W karcie zgodnie z prawdą pisze, że goryczka jest jeno delikatna, nie ma więc bzdur o rzekomej „chmielowości”, co zaliczam na plus. Złote, lekko mętne piwo generuje mało obfitą pianę, która po redukcji do kożuszka przypomina warstwę wierzchnią spienionego mleka. Zapach jest mało intensywny, zdecydowanie słodowy, dość piwniczny, częściowo słodkawy, częściowo drożdżowo-kwaskowaty. Po lekkim ogrzaniu można ponadto dość łatwo wychwycić nuty orzechowe oraz kwiatowe. Przy zdeczka wysokim wysyceniu piwo jest w smaku bardzo lekkie, słodowo-chlebowe, z elementami kwiatowymi, zbożowymi, sianowymi, miodowymi oraz orzechowymi w posmaku. Chmielowość aromatyczna jak i goryczka są na poziomie bardzo niskim. Jak na mój gust mogłoby być nieco bardziej treściwe, niemniej jednak pije się je przyjemnie. Przypomina nieco mniej intensywną aromatycznie wersję Naturalnego Niefiltrowanego z Gościszewa.
Ocena: 6/10

MajEr Pszeniczne
Hefeweizen z MajEra został odznaczony złotym medalem w swojej kategorii gatunkowej na tegorocznej Birofilii. Nie wiem jak smakowała konkurencja, ale gliwicki pszeniczniak jest naprawdę bardzo dobrym piwem. Wprawdzie piana nie zachwyca, ponieważ jest jej po prostu mało, ale za to bladozłote piwo dysponuje bardzo miłym zapachem, w którym mocno odczuwalny dojrzały banan miesza się z nieco słabszą wanilią, gumą owocową, a nawet odrobiną trawiastego chmielu. Ponadto woń posiada aspekt kwaskowato-drożdżowy, no i ponownie czuć lekką piwniczność. Goździki również czuć, nawet dość wyraźnie, ale już podczas picia, i to dopiero w posmaku. Piwo ma w średnio wysoką pełnię, waniliowo-bananowy smak oraz lekko kwaskowaty, trawiasty, delikatnie dymny finisz. W posmaku poza goździkami czuć jeszcze amerykańskie słodycze typu marshmallow, co podczas wąchania odbierałem pewnie jako gumę owocową. Świetny trunek!
Ocena: 7/10

MajEr Ciemne
Poczciwy ciemniak jest niewątpliwie hitem lokalu. Zamiast bowiem uwarzyć słodkawego polskiego dunkela, zdecydowano się na wytrawnego schwarzbiera. Co ciekawe, podczas produkcji używane są „małe ilości wędzonego słodu”. Sama woń jest dobra, choć piwo rozwija swoje skrzydła dopiero podczas picia. Zapach jest więc drożdżowo-słodowy, lekko palono-czekoladowy, z kawą, która zaczyna się uwalniać po lekkim ogrzaniu. Nie jest aż tak „ciemny” jak by mógł być, smak za to już jest bardzo schwarzowy, a przy tym rewelacyjny. MajEr Ciemne to bowiem wytrawny, lekki schwarzbier z delikatną goryczką i posmakiem świeżo zmielonej kawy oraz delikatnej czekolady. Na dodatek wędzonego słodu początkowo nie było czuć, natomiast retronosowo po przełknięciu pojawiła się delikatna nuta wędzona. Od pół roku szukałem schwarzbiera który by dorównał Meissner Schwerter St. Afra Dunkel, którego miałem okazję wypić ponad pół roku temu – i wreszcie znalazłem piwo tego gatunku, które się z nim może równać. I podobnie jak wschodnioniemiecki wywar schwarzbier z MajEra ze względu na swoje połączenie palonych elementów, wytrawności i nieprzesadnej treściwości wydaje się idealnym piwem do obiadu. Nic tylko gratulować!
Ocena: 7,5/10

MajEr Bursztynowe
Ostatnim piwem na karcie było owe Bursztynowe piwo sezonowe, które trafnie zresztą podejrzałem wstępnie o bycie vienna lagerem. Bardzo lubię vienny, gdyż ze względu na połączenie silnej słodowości z wytrawnością, delikatnym karmelem i nierzadko dość mocno zaakcentowaną goryczką mimo bardzo niskiej bądź nieobecnej owocowości w odbiorze kojarzą mi się nieco z angielskimi bitterami. Nie inaczej sprawa się ma z gliwicką vienną. Piana mało obfita, za to piwo mimo lekkiej metaliczności przekonuje swoim zapachem zawierającym silną słodowość, karmel, toffi oraz żywiczną chmielowość. Smakowo jest to trunek bardzo rześki, lekki, dość mocno jak na viennę palony/opiekany, odrobinę karmelowy i lekko kwiatowy, z nie wadzącą metalicznością. Kolejne bardzo dobre piwo.
Ocena: 7/10

A jaki jest ogólny wniosek? Mieszany, jako że napić można się w MajErze świetnych trunków, a z drugiej strony stosunek obsługi do klienta niespecjalnie zachęca do kolejnej wizyty. Takowa pewnie tak czy owak będzie miała miejsce, ale jeśli właściciel nie przywoła kelnerstwa do porządku, będzie to pewnie ostatnia. Wszak jest na południu Polski między czym wybierać jeśli chodzi o browary restauracyjne. Choć tak dobrego schwarzbiera jak MajEr być może żaden z nich nie ma.


Zapraszam również do przeczytania relacji z rewizyty w Minibrowarze MajEr oraz wywiadu z Michałem Grossmannem, piwowarem odpowiedzialnym za serwowane w lokalu trunki. Pełny tekst znajduje się tutaj.
minibrowar 5193618164289126388

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)