Volt Original – Carlsberg Polska – Polska
Wiadomo, że prezenty bywają kłopotliwe. Szczególnie jeśli tym prezentem jest Volt, wręczony w moje ręce z szelmowskim uśmieszkiem, że to w c...
https://thebeervault.blogspot.com/2011/09/volt-original-carlsberg-polska-polska.html
Wiadomo, że prezenty bywają kłopotliwe. Szczególnie jeśli tym prezentem jest Volt, wręczony w moje ręce z szelmowskim uśmieszkiem, że to w celu recenzji. Sumarycznie źle na tym nie wypadłem, bo dostałem jednocześnie najdroższe piwo z Auchana (La Trappe Blond w kamionkowym naczyniu) i jedno z najtańszych, dla równowagi. I tak sobie Volt stał w regale z piwami i nieubłaganie zbliżał się termin przydatności. W ostatni dzień przed przeterminowaniem trzeba go było spróbować. A trzeba zaznaczyć, że nawet w czasach licealnych, kiedy spożywałem duże ilości Tyskiego, Volt mi wybitnie nie smakował. Nie będę więc udawał, że oczekiwałem piwa znośnego – chciałem mieć degustację czym prędzej za sobą.
Volt jest pakowany do młodzieżowych puszek kojarzących się z wyglądu z napojami energetycznymi, a na puszcze producent zapewnia, że jego „oryginalne właściwości zasilą każdą imprezę”. Cóż, jeśli popijawa żuli może zyskać miano imprezy, to zapewne producent się tu nie myli. Na puszce w rogu jest symbol z ludzikiem wrzucającym śmiecia do kosza – pierwsze moje skojarzenie było takie, że może byłoby lepiej tak postąpić z nieotwartą puszką, ale byłoby to nieetycznym potraktowaniem prezentu.
Jasnozłote piwo o woltażu 4,5% generuje dość obfitą, w miarę trwałą pianę, z której nawet udało mi się utworzyć wystającą czapę – jest to ewidentnie mocna strona tego, hmm, trunku. Zapach to jednak już przegięcie. Ja rozumiem ordynarną, kwaskowatą koncernową słodowość, ale tutaj ona aż bucha w twarz. Zboża ten słód chyba w życiu nie widział, w każdym razie jest cech aromatycznych jęczmienia pozbawiony. Naokoło kufla unosi się w powietrzu pełno syntetycznego, kwaśnego paskudztwa – kwasosłód jest bardzo natarczywy. Jest też aromat kartonu i w tym się zamyka opis woni. Chmielu nie wyczułem, za to smród jest wręcz lekko mdlący. Przepraszam za szczegóły, ale raz mnie zaciągnęło.
Wysycenie jest jeno średnie, natomiast smakowo jest to na szczęście tylko lekko kwaskowaty wodniak. Mogłoby więc być gorzej, ale o niewiele. Syntetyk jest podczas picia trochę mniej natarczywy niż w trakcie wąchania, z czasem, po paru łykach, zaczyna jednak nieprzyjemnie kiereszować podniebienie. Alkoholu nie czuć, goryczki w zdominowanym przez aromat kartonu posmaku też nie, za to po piątym łyku mnie otrząsnęło, co było znakiem męczarni przez jaką przechodziłem, usiłując zanalizować te popłuczyny. Volt Original to najgorszego sortu wodniak, przy którym południowoeuropejskie, ot choćby bułgarskie, to całkiem porządne piwa. Mógłby być przynajmniej konsekwentnie wodnisty, ale niestety koncernowa kwasota musiała forsować bez finezji moje biedne podniebienie. W obronie koniecznej po zrobieniu paru łyków zawartość kufla wylądowała w zlewie, choć prawidłowym miejscem dla fekaliów jest kibel.
Ocena: 1
Coś chyba za poważnie podszedłeś do tej recenzji ;)
OdpowiedzUsuńMati
Oczywiście kufel został porządnie wyparzony i wysterylizowany ?
OdpowiedzUsuńNie jestem pewien czy się jeszcze w ogóle nadaje do użytku :P
OdpowiedzUsuńBez przesady
OdpowiedzUsuń