Loading...

Ukraiński craft w dobie wojny


Wojna wojną, ale craft się tworzy nadal. Myślałem, że wojna oznacza niedobory, ale dowiedziałem się z pierwszej ręki, że przynajmniej w rejonie Kijowa nie ma problemu ze spożywką znacznie wykraczającą ponad rudymentarną. I nawet ceny nie są ponoć zaporowe. Wojna trwa, ludzie giną, ale życie toczy się dalej – swoją drogą niesamowite możliwości adaptacyjne naszego gatunku są jedną z naszych głównych przewag nad światem zwierząt. Jesteśmy jako gatunek dosłownie nie do zdarcia.

Koleżanka przybyła z Kijowa na jesienną edycję WFP wraz z wieloma opowiadaniami o życiu w państwie doby wojny. Najciężej się czyta klepsydry znajomych zabitych na froncie, ale do częstych błyskawicznych wycieczek do schronów przeciwlotniczych nawet nocą można się ponoć przyzwyczaić. To są właśnie te możliwości adaptacyjne. Powyższe oznacza również, że craft nadal na Ukrainie się pichci. Dostałem przy okazji przesyłkę z ośmioma piwami z Ukrainy, żeby móc przetestować jego wojenną jakość. Żadne tam ipki czy pastry abominacje, same tradycyjne style. No, poza dwoma warzywnymi piwami, ale to już jest ukraińska tradycja – w tamtejszym świecie craftu traktuje się pomidory oraz buraki jako pełnoprawne piwne surowce. Zobaczmy więc.


Zaczynamy od ReBrew, którego Cat Sith (ekstr. 30%, alk. 10%) to imperialny scotch ale z dodatkiem ziaren kakaowca, kokosa oraz ziaren wanilii. Tak właśnie pachnie, z wanilią jako dominantą, choć, co ciekawe, uniknięto z jednej strony efektu sernika (którego nie znoszę), z drugiej elementy kokosowe przesunęły całość w rejony bourbonowe, czekolada spaja wszystko, a i nutki brązowe, suszono owocowe, czy karmelowo-orzechowe prześwitują w tle. W smaku okazuje się, że zgodnie z zapachem jest to wprawdzie słodziak, ale balansowany cierpkawym, alkoholowym, w zasadzie wytrawno-słodowym (cierpkość orzechowa) finiszem. Wprawdzie do pełnego szczęścia życzyłbym sobie większego okiełznania alkoholu, ale jest to bardzo dobry, głęboki i złożony wywar w nietuzinkowym stylu. (7/10)


Przechodzimy do wymiataczy ukraińskiej sceny, ale pozostajemy w klimatach szkockich. Varvar wciąż warzy i wciąż leżakuje – Smoke On The Wort (alk. 10,5%) to peated wee heavy leżakowany w beczkach po białym winie. Te beczki dały piwu nie tyle wanilinę (choć tę też), ile specyficzną białowinną rześkość, która ożywia całe piwo. Wędzenie torfem pozostawiło spory ślad, jest to piwo ewidentnie torfowe, jodynowe, ale i styl bazowy jest tutaj co najmniej tak samo obecny – nuty suszonych owoców oraz orzechów od razu się narzucają. Wspomniana wina rześkość chyba nawet bardziej niż w aromacie jest obecna w smaku – zadziwiająco, jak szybko pijalny jest ten ponad dziesięcioprocentowy mocarz. Z jednej strony jest na swój sposób rześki, z drugiej jest też słodkawy i wylepiający usta. Połączenie, na które bym nie wpadł, ale które okazało się zaskakująco efektowne. Winne elementy dają temu wywarowi rześkość i pijalność niemalże na poziomie spritzera, ale zarazem nie tłumią jego kompleksowści, a nawet ją wzmacniają. Świetne piwo. (7,5/10)


Lwowska Pravda jeszcze mnie niczym nie ujęła, ale moje ostatnie doświadczenia z tym browarem przypadają na 2018 rok. No więc rauchdoppelbock o nazwie Czornobaiwka (ekstr. 18,5%, alk. 8%) mnie ujmuje. Raz, że mamy tutaj sporą dawkę szynkowych, bukowych nut wędzonych, kojarzących się z posiadówą w jakiejś bawarskiej chatce z wędzarnią. Nie brałem nigdy udziału w posiadówie w bawarskiej chatce z wędzarnią, ale znam kogoś, kto zna kogoś, kto brał. No ale nie o to tutaj chodzi. Dwa, że dymu jest sporo, ale nie przykrył koźlakowej esencji – chlebowość, karmel, czy suszone owoce prześwitują i wszystko tworzy zgrabną całość. Jest to, jak widać po parametrach, tęgie piwo, w ustach jest wręcz przeżuwalne, co przystoi wywarowi, które z uwagi na wędzenie tworzy skojarzenia z jedzeniem. Jest słodkie, ale i kontrowane orzechową cierpkością w finiszu, w którym ponownie lekkim mankamentem jest delikatna alkoholowość, która jednak nie przesłania plusów tego wyrobu. To jest bardzo dobre. (7/10)


Varvar Doppelsticke
(ekstr. 20%, alk. 9%) to piwo, które kosztowałem już dwa razy i za każdym razem smakowało mi bardziej. Piękny jest to styl, u nas niestety w zasadzie chyba niesprzedawalny. Dodatek dębowych wiórek do leżakowania dał tutaj sporo od siebie – ich drewniany, lekko waniliowy profil aromatyczny fajnie się łączy z orzechową, chlebową, delikatnie wpadającą w czekoladę bazą altbierową. Nie ma efektu typowo łączonego z barrel ejdżingiem, bo i wiórki nie dają żadnym innym alkoholem. Jest za to taniczność, jest i dość cierpki finisz, którego ściągającą naturę widziałbym do poprawy. Całościowo piwo wywołało skojarzenie niepiwne, mianowicie z drewnianą częścią kijowskiej Złotej Bramy. Spokojnie, nie lizałem tej bramy, żeby jej skosztować – po prostu takie mi się połączenie w umyśle z automatu skonstruowało. A piwo smaczne, ale bardziej cierpkie, niż je mam w pamięci. (6,5/10)


Pasta pomidorowa, koncentrat z buraka, sól morska, kolendra, czosnek, pieprz czarny mielony, cebula mielona, liść laurowy, papryka czerwona w przyprawie oraz papryczki chili – browar Red Cat postawił na barszcz ukraiński w postaci piwa, wskutek czego na świat przyszedł sour ale True Borsch (ekstr. 10,6%, alk. 3,8%). Pachnie właściwie wszystkimi dodatkami, z dominacją pomidorowo-paprykową. Jest kwaskowy, jest wyraźnie słony, jest rzecz jasna warzywny, ma też w finiszu pikantnego pazura i to w tym momencie przewija się dyskretny, słodowy akcent piwny. Jako że wzorem był barszcz ukraiński, toteż nie dziwi bardzo wytłumiona obecność ziemistych nut buraczanych i większy nacisk położony na pomidory oraz paprykę. Nie mam pojęcia, jak ocenić to słono-pieprzne, warzywne piwo. Casus Gąski Beerbinki z śniętej już Piwowarowni (tamto było inspirowane ogórkami kiszonymi). Jest to smaczny napój i myślę, że na kacowego klina byłby jak znalazł! (6,5/10)


Jedziemy dalej z tymi warzywkami. Kolejnym piwem od Red Cat jest Tomato Bbq (ekstr. 13,8%, alk. 4,5%). Łączy pastę pomidorową z kwaskową korzennością sosu worchestershire oraz nutami dymnymi, papryką i czosnkiem, no i wskutek tego faktycznie pachnie jak sos barbecue. Smakuje z kolei, no, też jak sos barbecue, taki z dodatkiem chili (a jest tutaj chili), czyli z pikantnym, pieprznym finiszem. Jest lekko nagazowane, poza tym nie charakteryzuje się piwnością. Jest też słone, co kulminuje w nieco mineralnym finiszu i znowuż – byłoby to bardzo odpowiednie piwo na kacowego klina. Smaczne. (6,5/10)


Barrel Wine Sour Golden Ale 017
(ekstr. 20%, alk. 10%) – brzmi mało uchwytnie, puszka estetycznie się z pewnością nie wybija, ale cóż za wnętrze! Dzikus leżakowany przez dwanaście miesięcy w beczce po białym winie frontalnie uderza w nozdrza owocowym charakterem brettów. Czego tutaj nie ma – jest białe wino (rzecz jasna), ananas, słodka morela, agrest, troche świeżego ogórka, no i eleganckie drewniane nuty. Z jednej strony w smaku piwo jest faktycznie kwaskowe, z drugiej czuć jego ciężar gatunkowy, acz bardziej jako ciężar jako taki, bo na pewno nie w formie alkoholowości – te 10% świetnie ukryto pod kołdrą złożonego, owocowego trunku. Drewno w smaku wychodzi jeszcze bardziej, pojawiają się nuty waniliowe, a i laktonowa kremowość (kokos), co jeszcze bardziej wzmacnia kompleksowość piwa. Goryczka to już grejpfrut, a posmak idzie w niedojrzałą mandarynkę w połączeniu z zapachami bednarni oraz pieprznego brettowego akcentu. To jest fenomenalne piwo. Leo Barrel Brewing Co. – brawo! (8,5/10)


Na koniec zostawiłem kolejnego leżaka od Varvara. Wespół z browarem North upichcono Smoked Stout (ekstr. 21,7%, alk. 8,6%) i przeleżakowano go w beczkach po bourbonie Heaven Hill. Rezultat jest przede wszystkim pięknie zintegrowany. Nuty czekolady, ciemnych owoców z okolic porto (szczególnie śliwek), wanilii, słodkiej czereśni oraz brązowego cukru, nawzajem się komplementują. Dymu szczerze mówiąc raczej nie wyczułem, być może padł ofiarą leżakowania. Nie szkodzi jednak – całość jest bogata i harmonijna, lekko słodka, ale równoważona goryczką oraz subtelnym kwaskiem, finiszująca na modłę lekko podwędzanych śliwek. Świetne piwo. (7,5/10)

Zdaję sobie sprawę, że powyższa selekcja jest przemyślana i dobrana pod względem jakości, może więc nie być do końca reprezentatywna. Udowadnia jednak, że na Ukrainie doby wojny wciąż warzy się świetne piwa, a w stosunku do moich ostatnich, i tak już dobrych piwnych doświadczeń miejscowych (Odessa w 2021 roku) pomimo wojny ukraiński craft jeszcze bardziej postawił na jakość. Co jest optymistycznym prognostykiem na przyszłość.


Varvar 4875543803829727938

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)