Angole z marketu
https://thebeervault.blogspot.com/2015/07/angole-z-marketu.html?m=0
Angielskie piwa w polskich sklepach nie robią już takiego wrażenia jak ongiś. Nie jest to już produkt luksusowy, a hipsterscy neofici craftu i tak spluwają z pogardą na chodnik słysząc nazwę East Kent Goldings. Niemniej jednak niektóre sieci sklepowe działających w Polsce neokolonizatorów ostatnimi czasy jakby sobie przypomniały o angielskim piwowarstwie i trochę piw z Albionu rzuciły na półki sklepowe. Częściowo w bardzo atrakcyjnych cenach. Angielskie piwa nie są tak napakowane aromatami jak piwa nowej fali, niemniej jednak w tym własnie tkwi ich wartość – są często sesyjne, a ponadto można w trakcie picia zwrócić więcej uwagi na niuanse. Nie oznacza to oczywiście bynajmniej że z automatu są dobre, niektóre nawet nie są warte tych czterech złotych za które się je sprzedaje. Część piw będących obecnie w zasięgu ręki i portfela sporej rzeszy polskich piwoszy już kiedyś opisałem, czas uzupełnić zapiski o brakujące sztuki.
W innej lidze gra Double Stout (alk. 5,2%), również z Shepherd Neame. W zupełnie innej lidze. Jest to uroczo archetypowo wyspiarski stout. Mocny, pełny, intensywny, a jednak dzięki odpowiedniej zawartości alkoholu można go wychylić spokojnie o parę szklanek więcej. Piwo ma lekki palony kwasek, bardzo solidną, mocną goryczkę z nutami czekoladowymi, i samo w sobie jest napakowane gorzką czekoladą, naturalnym kakao oraz palonością. Jako komplementarne wobec powyższego występują nuty jasnego słodu, ulotnej kawy oraz ziemi w finiszu. Kremowe, pełne i mocno gorzkie piwo. Tak się to robi. Fantastycznie klasyczny wywar. (8/10)
Równiez od Shepherd Neame mamy Late Red (alk. 4,5%). Zgodnie z nazwą, piwo jest zdominowane przez nuty czerwone, estrowe, które mocno mi się skojarzyły z dojrzałymi, czerwonymi jabłkami oraz klasycznym, angielskim ponczem owocowym. Są też ciasteczka i trochę zboża oraz nutki korzenne – w aromacie ulotne chuchnięcie cynamonu, natomiast w posmaku anyżu. Średnio mocna goryczka. Ok. (6/10)
Anglers Reward (alk. 4%), golden ale z angielskiego Wold Top, punktuje całkiem mocną, przyjemną goryczką, rozczarowuje zaś niewyraźnym, cytrynowo-trawiasto-kwiatowym aromatem, wodnistym smakiem oraz delikatnym kartonowym utlenieniem w finiszu. Może być, ale jako piwo stołowe. (5/10)
Ginger Beard (alk. 4,2%) z browaru Wychwood, znanego między innymi dzięki wyróżniającym się, baśniowym etykietom, to piwo które chyba należy określić mianem damskiego. Jest całkowicie zdominowane przez imbir, którego pikantność próbuje niestety bezskutecznie walczyć z zaklejającą usta słodyczą. W przeciwieństwie do bardziej zbalansowanego Ginger z browaru William Brothers, nie jest to nic dla mnie. (3,5/10)
Tennents Oak Aged Beer (alk. 6%) to pewne novum na półkach marketowych, jest to bowiem piwo leżakowane z drewnem, a konkretnie zmieloną na trociny beczką po whisky. Problem w tym, że przedobrzono w tymi trocinami. Jest toffi, jest wanilia, no i jest w cholerę tego whisky, które robi tym samym wręcz doklejone wrażenie, jakby ktoś aromatu dodał kiedy piwo było już gotowe. Jest to więc słodkie i jednowymiarowe piwo, w którym nuty whisky dominują całość, będąc jednocześnie zawieszonymi w próżni. Niezbyt dobre – kluczem do sukcesu w przypadku piwa nie jest dodanie magicznego składnika bez umiaru, ale jego odpowiednie użycie, a co za tym idzie – dozowanie. (4,5/10)
Nie wszystko złoto co się świeci, tak więc jesli chcecie wymienić obowiązkowy środek fiducjarny na angoli z marketów, sugeruję rozwagę. Natomiast Bishop’s Finger po 4zł za sztukę to dobra inwestycja na sezon grillowy. Tak samo jak Guinness, Abbot Ale czy też – votum separatum – Ruddles County.

dziwi mnie dosc wysoka - 6,5 ocena ipa reserve, jak dla mnie niestety pusta slodycz :) no i jak ktos to okreslil zapach surowego jajka
OdpowiedzUsuńEast Coast IPA jest pełne diacetylu, z dodatkiem gwoździa, z profilem słodowym, aromatycznym i wysyceniem przysługującym pilsnerowi. A za nazwanie tego IPA powinno się rozstrzelać browarnika.
OdpowiedzUsuń