Czy warto się wybrać po wyspiarskie piwa do Lidla?
https://thebeervault.blogspot.com/2014/06/czy-warto-sie-wybrac-po-wyspiarskie.html
Sieć supermarketów zwanych dyskontami, odpowiedzialna za niebagatelną część nadwyżek eksportowych niemieckiej gospodarki (swoją droga głupi ci Niemcy – produkują i eksportują podczas gdy postęp to świadczenie usług, zaś produkcja to w trzecim świecie, nie? Nie?!) od jakiegoś czasu kokietuje piwoszy. Kokieteria jest na poziomie mocno amatorskim, przynajmniej jeśli grupą docelową mają być również piwosze obyci, bo egzotycznymi korpolagerami ich serc się raczej nie podbije. Sytuacja może ulec zmianie wraz z dilem między Lidlem a Johnem Kingiem, głównym importerem ejli z większych angielskich browarów na rynek polski. Owocem tego do sieci sklepów trafiły kartony z aż dziewięcioma wyspiarskimi górniakami, w tym IPA oraz stoutem. Sekciarstwo zaczęło narzekać że przecież Greene King, Shepherd Neame czy Belhaven warzą wyspiarskie odpowiedniki eurolagerów, no ale w związku z tym zostanie tych piw więcej dla ludzi wyzbytych pretensji do stanowienia piwnej elyty kraju, nieprawdaż? Kontrolowany zakup kartonowy może być całkiem sensowny biorąc pod uwagę sezon grillowy i to że piwa które normalnie kosztują 8-10zł można kupić po śmiesznych cenach, czyli 3zł za małą i 4zł za dużą butelkę. Nie warto się przy tym zbytnio przejmować faktem przesiadywania piw w przezroczystych butelkach, bo Angole w takich piwach często stosują izomeryzowany ekstrakt chmielowy, podobno mniej podatny na destrukcyjne wobec chmielu działanie światła. Które z lidlowskich Angoli są więc najbardziej warte uwagi?
Old Speckled Hen (alk. 5%) smakuje mniej więcej tak jak smakował Primator English Pale Ale kiedy się go dało jeszcze pić, ale już odbiegł od dawnej formy. Najsilniejszy akord grany jest więc przez estry owocowe (nuty bliskie czerwonym jabłkom), na bazie karmelowo-ciasteczkowej słodowości. Przeszkadzajkami w tle są toffi oraz ziemistość, w ilości śladowej. Początkowo tekstura jest dzięki delikatnej słodyczy nieco lepka, ale finisz niesie ze sobą wytrawność i suchą, trawiasta goryczkę. W porządku. (6/10)
Abbot Ale (alk. 5%) to piwo zbalansowane i łagodne. Chmiel czuć już przez nos, estrowość trzyma się w ryzach i jest mniej więcej w połowie drogi między jabłkiem a truskawką, wyraźna słodowość przechodzi z ciasteczkowości w delikatne toffi, a średnia pełnia kończy się stosunkowo lekką goryczką. Prosty, bardzo smaczny bitter. (7/10)
St. Edmund’s Golden Beer (alk. 4,2%) jest chmielony Cascadem, co niektórych może przysporzyć o palpitacje serca, z drugiej strony sam browar zaleca picie go silnie schłodzonym. Wiecie, była kiedyś (a może dalej jest) wódka Alaska, na kontrze której producent umieścił wskazówkę: „Spożywać silnie zmrożone!” No i od razu wiadomo o co chodzi. Wbrew obawom jednak, święty Edmund to fajny trunek. Nie ma w nim żadnej głębi, nie ma wyrafinowania, złożoności, feerii aromatów, intryg wiążących język w bratobójczej walce z dzielnym podniebieniem... no dobra, zapędziłem się. W każdym razie jest to bezpretensjonalne piwo do szybkiego picia, z rześką, jasną słodowością która skojarzyła mi się z Paulaner Munchner Helles oraz stonowaną, ale łamiącą słodowość chmielowością usadowioną gdzieś w połowie drogi między cytrusem a kwiatami. Jest lekkie, rześkie, lekko gorzkie. Przypomina mi niektóre golden ejle ze stajni Williams Brothers. Fajne. (6,5/10)
Bishop’s Finger (alk. 5,4%) to piwo które już kiedyś degustowałem i spisałem swoje wnioski, no i udało mu się podtrzymać dobre wrażenie. Jest to pełne piwo, nie licząc Hen’s Tooth i Twisted Thistle najbardziej pełne z wszystkich w tym zestawieniu. Królują elementy karmelowe, opiekane, na peryferiach jeszcze orzechy. Kwiatowy chmiel daje konkretną goryczkę balansowaną przez lekką słodycz, estry owocowe są wyraźne choć nie dominują. Co ciekawe, w posmaku wyczułem nutą pokrewną whisky, spotykaną również w niektórych scotch ejlach, np. tym flagowym z Belhaven. Być może jest to wzorowy ESB, świetnie się go pije. (7,5/10)
Spitfire (alk. 4,5%) kiedyś zrobił na mnie piorunujące wrażenie, ale to było dawno temu, kiedy dopiero zaczynałem swoją przygodę z piwem. Czy warto sobie rujnować wspomnienia? Oj tam, zaraz rujnować. To jest naprawdę bardzo smaczne piwo. Raczej wytrawne, lekkie, z konkretną, wypośrodkowaną goryczką. Chmiel czuć też w smaku, a jego ziołowość zmieszana ze stonowanymi nutami czerwonych owoców oraz herbaty tworzy coś na kształt ponczu owocowego. Jeśli do tego dodamy nieznaczne ciasteczkowe nutki słodowe otrzymujemy bardzo pijalne, lekkie ale nie wodniste piwo. Very nice. (7/10)
Hen’s Tooth (alk. 6,5%) to najmocniejsze piwo w zestawieniu, i jako jedyne refermentowane w butelce. Nos jest zrazu molestowany średnio przyjemną trawiastą chmielowością sparowaną z odsłodowymi nutami karmelu przechodzącymi w toffi. Jakieś kwiatki się tu jeszcze załapały. Co nie dziwi, to że piwo jest z całego zestawienia najbardziej tęgie. No i mimo że to nie jest lagier to jednak wydaje mi się że czuć tutaj nieprzyjemną siarkowość bądź coś bardzo podobnego. Piwo jest słodkawe, nieco przyciężkawe jak na bukiet, no i ma lekką goryczkę. Niesmaczne. (3,5/10)
Ruddles County (alk. 4,7%) to dla mnie niespodzianka. Odbiór w Polsce piwo miało raczej miałki (przynajmniej wśród koneserów), a mi bardzo podeszło. Z całego zestawienia jest najbardziej bogate w nuty toffi, które funkcjonują ręka w rękę z wyraźnie słabszymi jabłkowymi estrami oraz delikatną ziołowością chmielu Bramling Cross. Toffi łagodzi nieco bitterową wytrawność tego piwa, rześkość jest na wysokim poziomie, a goryczka konkretna i nieco kwaskowa. Co sprawia że odstaje od reszty to specyficzna waniliowo drewniana nuta obecna szczególnie w posmaku, którą można też wyczuć w piwach z serii Innis&Gunn oraz, in extenso, whisky. Wielu ludziom może nie odpowiadać, mnie jak najbardziej. (7/10)
Belhaven Twisted Thistle IPA (alk. 5,6%) to mimo nachmielenia Cascadem (obok Challengera) taka ‘old world IPA’. Czyli nieuświadomieni hopheadzi będą niezadowoleni. Ponownie pojawia się tutaj nuta toffi, ale z przodu rozsiadła się przyjemna, ziołowo-cytrusowa, rześka chmielowość. Daleko temu piwu do bomby chmielowej, szczególnie że i balansowana lekką słodyczą, ziemisto-pieprzna goryczka nie jest nadmiernie mocna, ale mi to odpowiada. Pojawiają się typowe dla angielskich piw tego stylu akcenty marmolady morelowej, a mimo całkiem solidnego ciała podbite nachmielenie zapewnia piwu zaskakująco wysoki współczynnik orzeźwienia. Słodowość jest wyraźna, ale pięknie współgra z nachmieleniem. Ekstra. (7,5/10)
Belhaven Black (alk. 4,2%) to niby stout, ale stouta to w nim mało. Z odrobiną fantazji można wyczuć nutki palone i czekoladowe, rządzi tutaj jednak karmelowość wespół z aromatem zboża oraz trawy. Nie żeby było nieprzyjemnie, ale to robi wrażenie mocniej dochmielonego a zarazem nudnego dunkela. W smaku nie ma tragedii, jest dość miękko, a stoutowość nieco bardziej wyraźna. Niestety pojawia się również denerwująca nuta metaliczna. Ogółem piwo jest wodniste i tylko lekko gorzkie, ale za to całkiem rześkie, choć mimo to po połowie zaczyna męczyć. Nie mam z nim problemu, ale nie zachwyca. (5/10)
Czyli co – jedno kiepskie piwo, parę średniawych i parę bardzo fajnych – i to ma być niby ten dramat? Jestem człowiekiem któremu smakują takie piwa jak Pilsner Urquell, Guinness czy Paulaner i któremu kompletnie obojętny jest wolumen produkcji w świetle smaku piwa. I ja tutaj widzę co najmniej trzy piwa (Bishop’s Finger, Twisted Thistle IPA i Ruddles County, a w zasadzie jeszcze Spitfire i Abbot Ale) które sobie mogę spokojnie kupić w większej ilości z uwagi na sezon grillowy.
O ile zdążę, bo jak wieść gminna niesie, ludziska rzuciły się na tę ofertę w dzikim szale, tak że w niektórych Lidlach już na początku tygodnia po zestawie pozostał już tylko przysłowiowy szalik.
"swoją droga głupi ci Niemcy – produkują i eksportują podczas gdy postęp to świadczenie usług, zaś produkcja to w trzecim świecie, nie? Nie?!"
OdpowiedzUsuńWiadomo. Każda ucząca w podstawówce pani magister geografii Ci to powie.
Robienie zapasów na letnie grille niestety za bardzo nie wypali, bo już w środę w Bydgoszczu były duże braki i chęć zapoznania się z ofertą wiązała się z koniecznością peregrynacji po mieście. Przypomniały mi się próby zaopatrzenia pokoju w akademiku na Juwenalia.(w czasach słusznie minionych). Akcja Lidla godna uwagi i na pewno ma wielki walor edukacyjny na lageropijców. Jednak, podzielając Twój słuszny entuzjazm, wysokie oceny niektórych piw przyjmuję z zaskoczeniem.
OdpowiedzUsuńSam byłem zaskoczony. A i niestety, w piątek już tylko Guinness i Ruddles County się ostały. Jakaś babka przede mną wzięła po parę sztuk każdego, wyglądała na tzw. 'piwosza przypadkowego', wydaje mi się że ciekawość zwyciężyła i nie wszystkie butelki zostały wykupione przez osoby świadome tego co kupują. Może to zaowocować w przyszłości.
UsuńMimo wszystko pochwalam akcję Lidla nawet nie biorąc pod uwagę piw brytyjskich w ofercie. To co, że lager i że z azji, skoro na lato do grilla w sam raz i w cenie ponad dwa razy nizszej. Czemu by nie spróbować.
OdpowiedzUsuńPoza tym bittery są dla mnie całkiem niepijalne, zmuszam sie do nich jak dziecko do lekarstwa. Kwestia chmielu. Żeby nie bylo, ze atakuje jeden z gatunkow, które leżą autorowi bloga.
Styli piwnych mam przecwiczonych sporo, polski craft rowniez. Po prostu kwestia smaku. Nie wynośmy na piedestał osobistych preferencji.
Byłbym ostatnią osobą do wypominania komukolwiek że mu jakieś piwo czy nawet cały styl nie smakuje.
Usuń