Loading...

Warszawski Festiwal Piwa numer 18. Zalew płynnego dobra.


WFP mógłby mieć równie dobrze skrót STR, no bo Spotkanie Towarzyskie Roku. Takiego skomasowania pozytywnych mordek w jednym miejscu (i niektórych nawet przez trzy dni z rzędu) to ze świecą szukać. Nie ma za bardzo co pisać o organizacji festiwalu, bo pomijając drobne wpadki, nie mam w tym zakresie żadnych zarzutów. Może tylko tyle, że warto by wrócić do instalowania automatów z wodą pitną w co najmniej dwóch miejscach, co by człowiek nie musiał co chwilę zawracać głowy Łukaszowi z Trzech Kumpli, albo wypijać do końca zapasy wody na stoisku Maryensztadt.

Frekwencja – czwartek wydawał się lepszy niż zwykle, piątek dopisał, sobota miała długą falę rozwoju i tłoczno zrobiło się dopiero późno. Kilku wystawców było tylko umiarkowanie zadowolonych i słyszałem głosy o lekko kulejącej frekwencji, choć kolejki w momentach tłoku ustawiały się prawie wszędzie. Przy okazji, ostatnie piętro ma pewien sufit nie do przeskoczenia – w momencie, kiedy robi się na nim tłok, zaczyna brakować tlenu, ludziom to przeszkadza i piętro pustoszeje. Potem znowu się nasyca ludźmi wraz z powrotem tlenu i taki cykl wydaje się być wpisany w naturę tego purgatorium contractorum celiae*.

autor zdjęcia: www.zpiwem.pl

Program imprezy zupełnie szczerze mnie w zasadzie całkowicie ominął, praktycznie bez przerwy byłem zajęty innymi... rzeczami, ale to ja tak mam. Nagłośnienie sceny głównej trochę jednak wydawało się niedomagać, co zwróciło moją uwagę, kiedy spijałem dobroci z browaru Monsters zaraz nieopodal sceny. Sporym zainteresowaniem cieszył się set DJ-ki na zewnątrz. Może warto pomyśleć nad jakimś zespołem/-ami na przyszłość. I niczego konkretnego nie chcę sugerować, he, he. Aha, jeszcze odnośnie muzyki – puszczanie disco polo na stoisku Magic Road mogło denerwować, z drugiej strony jest zadziwiająco akuratnym odzwierciedleniem smaku ich piw. Niestety ten tekst ukradłem.

Ciekawostką był wyścig dronów na murawie, który brzmiał jak nalot wściekłych szerszeni. Miało mieć miejsce również speed dating, choć nie wiem nawet, czy się odbyło, bo proporcje zgłoszeń w podziale na płcie były ponoć stereotypowo tinderowe.

Poziom piw był wysoki. Piszę to bez przesady – ewidentnie nieudanych piw ciężko było znaleźć (choć jak zwykle, kto szuka, ten znajdzie), spora część stu kilkudziesięciu spróbowanych przeze mnie piw prezentowała bardzo wysoki poziom. Zauważalna jest rosnąca popularność amburany, drewna, które ląduje na leżaku w coraz większej liczbie piw. Powód jest prosty – jest to drewno niezwykle aromatyczne. Niestety niekoniecznie w pozytywny sposób, chyba że ktoś jest  fanatykiem tonki – bo amburana to w zasadzie tonka z drewnianym posmakiem. Mnie się tonka – poza wanilią i marcepanem – kojarzy jeszcze z rumiankiem, którego nie znoszę, tak więc tak.

Jako rzekłem, spróbowałem przeszło 130 piw, co jest prawdopodobnie moim rekordem, ale i z uwagi na liczbę stanowi dość reprezentatywną próbkę poziomu piw na festiwalu. Rozczarowań było niewiele, pozytywnych zaskoczeń więcej. Tutaj pokrótce opiszę te, które na mnie zrobiły co najmniej bardzo dobre wrażenie.


Na początek moje osobiste top3 festiwalu. Zaskakujące top3.
W losowej kolejności.

Sick Boy & Chyliczki Melange 2. Wild ale kupażowany z dzikim lodowym cydrem. Ale tu się dzieje – dzikość jest wbrew pozorom nie dominująca, znajduje się stale w tle i jest zespolona z cydrem, amplifikując z kolei jego dzikość. Jednocześnie piwo jest gęste, słodkie i soczyście jabłkowe. Dla przeciwwagi jest też skórkowo-cierpkie. Likierowe w odczuwalnym ciężarze, ale i lekko musujące, stąd bardziej przystępne. Jest owocowa, jabłkowa głębia smaku. Rewelacja. (8,5/10)

Pinta Barrel Brewing Cherish ze skórką cytryny. Niespodzianka, bo dotychczas ciemna odnoga PBB robiła na mnie większe wrażenie od tej dzikiej. W tym piwie pestkowo-wiśniowy, wzorowo zbalansowany dzikus dostał dodatkowy wymiar skórkowo-cytrusowy, za sprawą czego stał się bardziej złożony, ale i paradoksalnie bardziej przystępny, ze zwiększoną pijalnością. (8,5/10)

Bury Infernum Caprae – wymrażany doppelbock, co mogło pójść nie tak? Otóż wszystko poszło wręcz wzorowo. Trzeba naprawdę lubić specyficzną, brązową słodowość doppelbocka, wtedy można się w tym piwie zadurzyć. Czysta esencja orzechowej, chlebowej, suszono-owocowej, figowo-daktylowej doppelbockowości. Piwo zagęszczone, kremowe, słodkie i musujące, ale i też akuratnie balansowane goryczką. (8,5/10)

autor zdjęcia: Opiwatele

Następne top3, to top3 nowych browarów. Również w losowej kolejności.

Veles – nowa marka głównego piwowar Przetwórni Chmielu debiutowała na rynku ponad rok temu, ale nie miałem dotychczas okazji się z nią zapoznać. I widzę, że mam co nadrabiać. Najmniej mnie przekonało zupełnie poprawnie zrobione kolońskie, ale to z uwagi na styl, za którym nie przepadam. A i tak było smaczne (6,5/10). Pozytywnie zaskoczyło mnie bardzo jasne Marcowe, smakujące jak świetny południowoniemiecki pils z lekko podbitym ciałem i fajnym aromatem chmielu Mittelfrüh (7,5/10). Porter Bałtycki wyszedł bardzo dobrze, z gęstą brązawą słodowością, mocno karmelowy w zapachu, bardziej czekoladowo-orzechowy w smaku, przyjemnie lekko oleisty (7/10). Jego wymrażana wersja o nazwie Icebreaker oferowała piękne czereśniowe utlenienie, w finiszu też ciut bardziej niż w podstawce manifestowała się nutka palona. Poza tym piwo zachowało słodowość podstawki, super sprawa (8/10). No i jeszcze West Coast IPA, która wyszła książkowo, piwo gorzkie, klarowne i niesamowicie pijalne. W knajpie pół litra mogłoby pójść lekko w 2-3 minuty (8/10). Warto tę markę mieć na uwadze!

Wild Racoon – polski projekt umiejscowiony geograficznie jednak w północnych Włoszech. Jak na nowy browar, to pięć bardzo dobrych piw na pięć wypitych jest wręcz niebywałym wynikiem. Italian Pils o nazwie Raggionere, Batti? był świeży, rześki, gorzki i przyjemnie (!) kwiatowy, nie dając jak większość piw w tym podstylu wodą po kwiatkach (7,5/10). Everyone’s A Whore to książkowy mild, wyraźnie orzechowy z delikatnym czekoladowym podszyciem, gładki i pijalny (7/10). Always Like This to wyraźnie gorzka, cytrusowa, klasyczna american IPA (7/10). 5 Minute Window to west coast IPA – mocno cytrusowa, wytrawna, ze średnio mocną goryczką, subtelnie podszyta siarką, co jednak tylko potęgowało efekt świeżości (7/10). I w końcu Keep Telling The Story, gładka i kremowa, nie gorzka, ale i nie słodka oat cream IPA, z kremową kokosową owocowością przełamaną ostrą nutką (7/10).


Brokreacja
– że co? Ano skoro jest zbudowany nowy browar i przywieziono wyroby w zasadzie poza jednym tylko z niego, no to jest to nowy browar, jeno z utrwaloną marką. Jakkolwiek chwalony przez innych FES z amburaną mi nie podszedł z uwagi na mocną amburanę oraz skompresowaną czekoladowość, tak obie świeże ipki były wyśmienite. Unbroken to cytrusy i nafta, goryczka, wytrawność i pijalność. Piąta warka na nowym sprzęcie i od razu rasowy west coast (7,5/10). Sunfire to z kolei neipka, soczysta, ale nie soczkowa, goryczkowa z nutami cytrusów, żółtych owoców tropikalnych oraz gruszki. A no i ma goryczkę (7,5/10). Świeża warka pilsa The Teacher też robi robotę. I jeszcze na uzupełnienie Sweet Temptation, stare, ale doprawione w Zatorze wanilią, rodzynkami i leżakowaniem w beczce po ginie. Brązowe nuty słodowe wzmocnione rodzynkami i uzupełnione o korzenny akcent ginu wraz z nutą drewna (7/10).

Dalej lecimy już w losowej kolejności z piwami, które uważam za zdecydowanie warte polecenia.

Browar Artezan
Świetnie wypadł imperialny porter Wizja i Misja, w którym dominowały suszone owoce i brązowe korzenie, przesuwając piwo pod względem barwy smaku w rejony doppelbocka. Świątecznego doppelbocka, nieprzesłodzonego, z lekko pikantnym cynamonem w smaku (7,5/10). Niespodzianką była Wzajemność Oddziaływania, klasyczny foreign export stout. Gładki, palony, czekoladowy, umiarkowanie gorzki. Taki do picia na pinty. Świetna sprawa (7,5/10).


Browar Cztery Ściany
Meteor to dość oldskulowa, wytrawna, cytrusowa i żywiczna black IPA z umiarkowaną obecnością ciemnych nutek, głównie z rejonu lukrecji (7/10). Kontrast to schwarzbier, którego dodatki przekierowały w kierunku espresso tonic. Zest dominuje i ożywia piwo, choć trochę ciemnej słodowości prześwituje. Na jedno kopyto, ale bardzo smaczne (7/10).

Brofaktura
Osmicka z trzeciej warki zdecydowanie najlepiej wyszła od momentu wykoncypowania piwa. Świeża, rześka, chmielowa, ziołowa, wytrawna, lekko siarkowa, ale ja to w pilsach akurat lubię (7,5/10). Bardzo fajny był też West Side Punch, wytrawne, świeże, cytrusowe piwo o wysokiej pijalności mimo umiarkowanej goryczki (7/10).


Monsters
Featuring Nieczajna wyszedł Bullet Time – niesamowicie pijalny lager wiedeński; świetnie skomponowany, tostowy zasyp, gładki mouthfeel i średnio mocna goryczka. Vienna lager to jeden z najbardziej niedocenianych styli, skoro takie rzeczy można w jego ramach skonstruować (7,5/10). Hotch Potch to piwo pełne, oleiste i gładkie, ale nie przesłodzone, pięknie ułożone, z prażonymi ziarnami słonecznika i sezamu, czekolady, suszonymi owocami i korzeniami. Bogate (7,5/10). Świetne wrażenie zrobił też Tramwaj Widmo, piękny zbożowy helles z nutką szlachetnego chmielu, gładki i wzorowo pijalny (7,5/10). Podejrzewałem, że mimo tonki w składzie Almonds & Diamonds mnie przekona i faktycznie – jest to gładkie, oleiste i esencjonalnie czekoladowe piwo z bourbonem w tle, ale za to kokosem na przedzie. Jak mocno się skupię, to potrafię wyrugować rumiankowość tonki w tło, za sprawą jej oraz dodanej migdałowości. Słodkie w cholerę. To jest piwo podobne do ciemnych z Pinta Barrel Brewing, jednak z mniejszą głębią (7/10). Jedziemy dalej z deserami piwnymi. Potfur #1 to mocno orzechowe brownie w formie piwa. Albo ciasto murzynek z orzechami. Jest słodkie, ale nie syropowe (7/10). Baśka jest w zasadzie podobna, czyli mega orzechowy turbo murzynek, ale ciut bardziej wytrawny niż Potfur (7/10). Wiadomo, że skojarzenia bywają różne, ale szczerze mówiąc, nie przypominam sobie, żebym w black ipce kiedykolwiek wyczuł prażony słonecznik. No to w Sunflower Fields w końcu wyczułem – bo Janek go tu dodał. Czekolada, cytrus, żywica, lukrecja. No i prażony słonecznik. Półwytrawna, kremowa, świetna black ipka (7,5/10).

Sick Boy Brewing
Orphic to dzikie, pestkowe, białowinne piwo z sugestią brzoskwini, przechodzące ku finiszowi w agrest, umiarkowanie kwaśne i lekko drewniane (7,5/10). Reverie to z kolei flanders red ale, pełen nut wiśni i granatu, z posmakiem czerwonego wina. Złożone, a jednak w odbiorze taki easy drinking flanders w stylu Rodenbacha (7,5/10). Tranquility to wyraźna dzikość wchodząca w cytrusy oraz agrest, dżem pomarańczowy subtelnie można wychwycić w smaku, dodanego rozmarynu już moim zdaniem wcale. Ale bdb, kwaśne, choć z sugestią słodyczy (7/10). I jeszcze Gummuservi, dzikie piwo, dominuje białe grono, potem gruszka, mirabelka oraz agrest. Kwaśność umiarkowana, przyjemnie winne piwo (7,5/10).

autor zdjęcia: www.zpiwem.pl

Palatum
Forgotten Sea Legend Balsamo – jakkolwiek podstawowe piwo nie przypomina portera, a bardziej nasyconego brązowymi nutami smakowymi english strong ejla, tak jest to piwo przyjemne, a w wersji leżakowanej z drewnem balsamo wręcz bardzo przyjemne. Bardzo gładkie, lekko korzenne. Bdb (7/10).

Trzech Kumpli
Wyraziście wędzone i gorzkie Grodziskie od 3K to wciąż jedno z najlepszych piw w tym stylu. Grodziskie z Gruszką, Śliwką i Mirabelką prezentuje ten sam poziom. Owocowość uaktywnia się na dobre dopiero w smaku, z dominacją mirabelki i gruszką, która przypomniała mi bardziej jabłko odmiany golden delicious. Dodatki pozostają jednak niuansami – i bardzo dobrze (7,5/10).

Brovarnia Gdańsk
Tutaj najbardziej podeszła mi Black IPA, czy może raczej Black IPL (bo lager); wytrawna, żywiczna, lukrecjowa, z przyjemnie zalegającą goryczką (7/10).

Lubrow
Odnoga browaru o nazwie Lubrow Brett & Barrel wystartowała na dobre z serią pomorskich quasi lambików. Spontaangaard Grodziskie zrobiło największe wrażenie, bo wyraźna dzikość nie wyrugowała wędzoności z równania, co tym bardziej cieszy, biorąc pod uwagę naturalną dla grodzisza subtelność. Spocone, ale i owocowe, w finiszu wręcz wchodzące w rejony oscypka zmieszanego z camembertem (8/10). Swoją drogą, w porównaniu do lanego po sąsiedzku dzikiego grodzisza z Pinta Barrel Brewing ten z Lubrow wypada o wiele lepiej, robiąc zdecydowanie bardziej przemyślane wrażenie. Spontaangaard Cassis jest intensywnie dzikie, jak połączenie moszczu porzeczkowego ze spoconym koniem na płycie krakowskiego rynku w środku lata. Soczyste, ale i wytrawne, dzikie piwo (7/10). Bretts In Keller to bardzo przyjemna, miękka słodowość, pośrodku której umieszczono dziki trzpień, trzymany w ryzach przez słodową obwolutę. Proste fundamenty, złożony efekt (7,5/10). Lubrow regularny przekonał między innymi mocno czekoladowym porterem Nevada de Huila 5364, z dodatkiem suski, której charakter wędzenia prawdopodobnie w synergii z innymi elementami wprowadził w piwo nutę pokrewną drewnianej klepce. Słodkawy, ale zbalansowany, świetny porter (7,5/10). Švestková Desitka to zbożowo-słodowy profil, na który nałożono warstwę śliwki wędzonej w klimacie suszu świątecznego, tworząc tym samym świąteczną desitkę (7/10). A na koniec Blend No. 4, czyli smoked braggot gin BA w połączeniu z RISem Woodford Reserve Double Oak BA. Brzmi przekombinowanie, ale zdecydowanie dostarcza. Pięknie kremowe piwo, silne nuty czekolady przeplecione jałowcem, ciemne owoce, kokos od bourbonu, jest trochę jabłka, a w posmaku pojawia się klepka dębowa. Może brzmieć chaotycznie, ale smakuje wyjątkowo harmonijnie. Super piwo (8/10).


Pinta Barrel Brewing
Patience w wersji z 2024 roku to gęsty i gładki likier czekoladowy z kokosem i wanilią. Słodkie i głębokie piwo (7,5/10). Unity wyszedł mocno po czekoladowej stronie mocy, wręcz ultra czekoladowej. Lekka wanilia, a do tego zupełnie w tle przebłyski ciemnych owoców i trochę bardziej intensywna winność. Słodkie, ale zbalansowane. Super (8/10). Bloom w wersji z 2024 roku pachnie jak domowy syrop z kwiatu bzu, ale rzecz jasna w smaku jest już wyraźnie kwaśne (może ciut za bardzo), a także lekko dzikie (7/10). Fury to kooperacja z Furious Meads, blend RISa z beczki po rumie oraz malinowego miodu pitnego. W zapachu mocno melasowe, mało dystynktywne. W smaku dla odmiany bardzo złożone. Bardzo dużo maliny, kwiaty, propolis. Miód pitny zdominował RISa, beczki jest tutaj bardzo mało. Niesamowicie wręcz słodkie, za czym zwykle nie przepadam, ale podchodząc do tego, jak do miodu pitnego, ten fakt nie przeszkadza. Świetny deser, ale do picia na kieliszki (7,5/10).

Nieczajna
Potentat piw sesyjnych przekonał zdecydowanie na tej płaszczyźnie. Lagervullin miesza światy piwa i whisky, z soczystą słodowością, ziołami oraz kwiatami, ale i podszyciem torfowym, no i wyraźną goryczką (7/10). Session Black IPA to klasyka, czyli sosna, żywica, trochę czekolady, wytrawność i wyraźna goryczka. Oldskulowe (7,5/10). Hoppy Grodziskie jest fest nasycone smakiem, jak na grodzisza wręcz bardzo gorzkie, jednocześnie jest to jednak wyraźnie wędzony, serowy grodzisz (7,5/10). I jeszcze Session IPA Single Hop Citra – wytrawne, średnio gorzkie, cytrusowe, proste jak strzała piwo w punkt (7/10).

Maryensztadt
Jak zwykle mnogość pięknych rzeczy leżakowanych w drewnianych beczkach. Brett Ale Pear Rioja BA to gruszka, ale i mirabelka oraz inne żółte owoce, umiarkowana dzikość, lekki kwasek i dopasowana cierpkość skórkowa w finiszu (7,5/10). Dostarczył zgodnie z oczekiwaniami Iced Imperial Baltic Porter Pedro Jimenez BA, piwo gęste, gładkie i oleiste, z mocą czekolady oraz natłokiem ciemnych owoców (8/10). Tak samo dostarczył Iced Imperial Stout Bourbon BA – oleisty, gładki, palony, czekoladowy, słodko-kwaskowy. Mocno oberwał laktonami od dębowej beczki. Super (8/10). Na koniec jeszcze poszło The Time Is Now Białe Grono, łączące w harmonijny, zintegrowany sposób białą winność z grodziszową wędzonką. Słodkawe, lekkie, bardzo smaczne piwo (7/10).


Browar Biały
Sahti to ciekawostka, a From Lahti to Łyski to bardzo smaczna ciekawostka. Karmelizowany banan dominował, porzeczka z jałowcem na baaardzo dalekim planie (bez wiedzy o tym miałbym pewnie problem z wyczuciem), ciastowa drożdżowość wespół z gęstością i treściwością wprowadzała w całość wiejski sznyt (7/10). India Export Porter (brawa za wybór stylu) to połączenie cytrusów z czekoladą i lekką żywicą, odrobiną kawy, oraz ciasta infuzowanego cytryną w finiszu. Są też nuty orzechów laskowych (7/10).

Sarabanda
Black Celebration #3 to piwo na przecięciu FESa oraz RISa. Gęste, kremowe, kawowe, czekoladowe, i przede wszystkim wyraziście, oldskulowo gorzkie (7,5/10).

Challenger
Jakkolwiek na tym stoisku miałem wobec kilku piw sporo obiekcji, tak kupili mnie piwem Double-C, czyli podwójną neipką z dodatkiem kolendry i kardamonu. Piwo jest chmielowe, ale zdominowane przez kardamon. Co ciekawe, korzenność nie poszła w kierunku piw świątecznych, tylko sprawiła, że piwo stało się bardziej rześkie. No i goryczkę ma, choć z wydłużonym onsetem. Bardzo dobre (7/10).

Browar Sady
Tutaj polecam dwóch mocarzy. In & Out: Imperial Stout With Cocoa & Carolina Reaper to gęsty, czekoladowy, czereśniowy imperialny stout. Czekoladowa chmurka z lekką pikantnością od dodanej papryczki. Świetny deser (7,5/10). Barley Wine to z kolei piwo zupełnie klasyczne w swoim stylu. Owoce czerwone oraz suszone, karmel, stosowne ciało, ale i balansujący je wytrawny finisz. Cukierkowe, ale i po przełknięciu gorzkie (7/10).

Miastolas
Miałem wcześniej styczność tylko ze świetnym American Oak Wild Ale na WFDP. Tym razem polecam trzy kolejne piwa. Blackcurrant Wild Ale łączy świeżą porzeczkowość z minimalną, ale na mój gust wystarczającą dzikością i wyraźnym kwaskiem. Entry level w tym wypadku jest komplementem (7/10). Tańczący Wilk to jeden z kilku pitych na WFP pilsów, które nazwałbym raczej (ur)hellesami, bo chmielowość nie była wystarczająca, no ale to był w takim razie bardzo udany urhelles. Świeży, rześki i zbożowy (7/10). Niespodzianką był Pachnący Motyl, bo ipka z naładowaną fitoestrogenami lawendą wydała mi się pomysłem tyleż wątpliwym zdrowotnie (dla mężczyzn), co generalnie mało atrakcyjnym. Tymczasem użyto tutaj olejku , a nie kwiatów, co zaowocowało miękką nutą znaną z perfum, a nie ostrym krzakiem. W smaku wpada wręcz w rejony korzenne, a towarzyszy temu podkreślona goryczka (7/10).


Stara Szkoła
Skoro już przy piwach ziołowych jesteśmy. Najlepszy tutaj był Dziki Bez #01 z Pigwowcem. Ekstremalnie dziki, koński, kwaśno-cierpki, ale i kwiatowy, w finiszu oferując również nuty pokrewne agrestowi (7,5/10). No i jeszcze Rozmaryn, w którym rześki dodatek w zasadzie zupełnie zdominował podstawkę w sposób, kojarzący mi się z anturażem do wołowego steku, więc skojarzył mi się bardzo dobrze (7/10).

Widawa
Wprawdzie 12th Anniversary Imperial Baltic Porter BA oferował trochę mniej intensywną czekoladę, niż wiele poprzedniorocznych poprzedników, ale wciąż jest to bardzo dobre piwo z kremową fakturą, nutami drewna i przyjemnymi akcentami ciemnych owoców (7/10).

Kingpin
Jak zwykle w topce polskich piw barrel aged. Prima Volta to gose starzone w beczce po rieslingu, oferujące dużo kwiatu bzu wchodzącego wręcz trochę w rejony propolisowe, z delikatnym uszlachetniającym drewnem w tle, cytrusowym kwaskiem, agrestem i lekką mineralnością w wydźwięku (7,5/10). Lumina jest tym samym piwem, ale z dodatkiem zestu z cytryny. Dodatek nie dominuje, tylko dodatkowo ożywia kwiatowo-rieslingowe gose. Bardzo rześkie, a zarazem złożone piwo (8/10). Ze „zwykłych” piw przekonało mnie ciekawie nachmielone Adore, z ananasem, brzoskwinią, ale przede wszystkim sporą dawką mandarynkowo-pomarańczowego miąższu. Goryczka średnia. Bdb (7/10).

Green Head
Simcore to klasyczna, leśna, żywiczna black IPA. Gorzka, z nutami ciemnych słodów, lekko kwaskowa. Proste i efektowne piwo (7/10).

Nepo
Grodziskie nie jest aż tak wyraziste i gorzkie jak to od Trzech Kumpli, ale ma naprawdę niedaleko. Wędzonka akuratna, do picia w dużych ilościach (7/10). Przekonał też foreign export stout o nazwie Jan, z bardzo mocną, niefasolową kawą i lżejszą czekoladą; wytrawne, kwaskowe piwo, które jest jednowymiarowe, ale za to z pełnym przekonaniem (7/10).

autor zdjęcia: Opiwatele

Browar Markowy
New Zealand Grodzisz Riwaka to kolejny bardzo smaczny grodzisz uwarzony przy udziale Marcina Kwila / Samych Kraftów. Tutaj nie wyczułem naleciałości serowych, bardziej suchy dym. Chmiel Riwaka jest obecny, ale nie dominuje wędzonki (7/10). Naginaczem czasoprzestrzeni okazał się Hoppy Pils Talus – półtora roku po uwarzeniu smakował nadal świeżo. Cytrusowy, w miarę gorzki, bardzo pijalny pils (7/10).

Gryfus
Zgryfus Black IPA (collab z Sadami) to umiarkowanie gorzkie piwo, leśne oraz tropikalno-owocowe, lekko cytrusowe z nutami lukrecji. Bardzo mi podeszło (7/10).

Dziki Wschód
Tutaj zajrzałem na dosłownie chwilę po coś bardzo ciężkiego. Monument #16 to Iced Imperial Stout Pedro Jimenez BA o woltażu 16%. Na przedzie sos sojowy i ciemne owoce, w tle trochę drewna, w finiszu całość przekierowana w stronę paloności oraz kawy. Esencjonalne, słodko-kwaskowo-gorzkawe. Intensywne, ale nie przytłaczające. Świetne piwo (7,5/10).

Pinta
Tegoroczna reedycja Lublin To Dublin (kooperacja z irlandzkim O’Hara’s) to lekki, wytrawny coffee stout. Kremowy, lekko palony, ciasteczkowy stout z bardzo przyjemną, trochę waniliową kawą. Coś jak Guinness z kawą, szczególnie że również jest to piwo o bardzo krótkim posmaku, motywującym do wzięcia szybkiego kolejnego hausta (7,5/10).

Przetwórnia Piwa
Grupa G6+ to grodziskie marcowe. Wciąż lekkie (alk. 2,7%), ale ubogacone o warstwę chlebowego, słodowego ciała. Wędzonka grodziszowa. Smakuje jak prosta, wiejsko-górska kanapka (7/10).

autor zdjęcia: Opiwatele

Browar Bury
Poza doppelbockową wymrażanką, która wylądowała w moim festiwalowym top3, mieli też ze sobą wymrażanego RISa leżakowanego w beczkach po rumie i bourbonie o nazwie Frigus Ursi. Czekoladowo-palone, kwaskowo-taniczne, melasowe, lekko drapiące piwo z nutkami drewna. Bdb (7/10).

Funky Fluid
Wędzony porter bałtycki Baltic Fire to faktycznie piękne piwo. Dużo czekolady, lekka paloność, trochę owoców leśnych, kremowy mouthfeel, a do tego umiarkowana, nie przytłaczająca wędzonka. Nie ma jak nie polecić (8/10).

Tyle tego było, a nawet więcej. Dwie trzecie skosztowanych piw polecam bez dwóch zdań i to one wylądowały w tym przeglądzie. Kilka sztuk wylądowało za pazuchą, żeby się nad nimi bardziej skupić na spokojnie, w domu. Te, które skosztowałem, ale nie umieściłem tutaj, niekoniecznie były nieudane. Niektóre były faktycznie kiepskie, inne średnie, a pozostałe „tylko” dobre. Z kronikarskiego obowiązku jeszcze nadmienię, że wypiłem 11 różnych grodziskich, które tym samym stanowiły 8,5% skosztowanych przeze mnie na festiwalu piw. Polecam ten styl życia.

Na koniec nadmienię, że przy całej swojej jakości piwa są na WFP dla mnie tłem dla mentalnego resetu w otoczeniu świetnych ludzi, czegoś, co raz na pół roku wpisało się w moją życiową rutynę i czego po prostu potrzebuję, żeby sprawniej żeglować po wzburzonych wodach codziennej egzystencji. W związku z czym już się cieszę na edycję marcową!

Jak widać, o piątej rano po trzecim dniu imprezy nadal trzeźwy. W szkle India Export Porter z Białego.



Za część zdjęć dziękuję bardzo Łukaszowi (Opiwatele) oraz Wojtkowi (Zpiwem). Pierwotnie miałem napisać krótkie podsumowanie i zrobiłem w związku z tym tylko garść zdjęć, ale koniec końców wyszedł mi z tego długi tekst, który musiałem naszpikować czymś graficznym.

* Jak co, to moja łacina jest jeszcze gorsza, niż moje umiejętności szydełkowania.


Jeżeli uważasz moją twórczość za wartość dodaną i chcesz wesprzeć moją działalność publicystyczną, możesz postawić mi kawę:
buycoffee.to/thebeervault

Warszawski Festiwal Piwa 2024 5373192288477469138

Prześlij komentarz

  1. Napisane jak zawsze świetnie, dzięki. Jestem pod wrażeniem, jak przy takiej ilości wypitego piwa (nawet jeśli każda próbka 0,1l to dalej 4l piwa dziennie) można zachować życie, godność i świetny wygląd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Kluczem do sukcesu jest częściowo odpowiednie nawodnienie. Kiedy czuję, że festiwal zaczyna mi wchodzić głębiej, udaję się do stoiska 3K, piję półtora litra wody, odchodzę poza centrum wydarzeń na pół godziny, żeby odpocząć, i mniej więcej wtedy włącza mi się tryb endurance.

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)