Pub crawl: Artezan
https://thebeervault.blogspot.com/2015/02/pub-crawl-artezan_18.html?m=0
Artezan. Do niedawna był przeze mnie traktowany jako browar widmo, bo mimo że trochę ich piw skosztowałem, za każdym razem był to mniejszy lub większy przypadek. Butelkować nie butelkują, beczki w okolicy są wysuszane krótko po podpięciu, słowem – niby są, a ich jednak ni mo. Jeśli chodzi o płodność i twórczy zamysł plasują się w polskiej rzemieślniczej top3 obok Pracowni Piwa i Pinty, stąd też chciałbym ich jednak więcej skosztować. Ostatnimi czasy zacząłem częściej krążyć po niedalekich multitapach i w końcu uzbierałem sobie małą kolekcję przetestowanych wywarów.
Cymbopogon (ekstr. 11%, alk. 4,3%) to Cymbo-cymes. Jest bardzo delikatne, wręcz wodniste, fakturą nie odbiegając zbytnio od piwa grodziskiego, co niektórych ludzi może zrazić. Jest za to nad wyraz orzeźwiające i pijalne, a aromat trawy cytrynowej to mój osobisty konik, więc browar się koncertowo wstrzelił w mój gust. Trawa cytrynowa, cytryna, trawa,... nawet nutka która mi się skojarzyła z zieloną herbatą. Jest rześko i orientalnie, wielbiciele kuchni tajskiej by się nim pewnie zapijali. Też bym to zresztą robił gdybym miał do niego stały dostęp. Oryginalne, świetnie zrobione. I to jest właśnie probierz umiejętności piwowarskich – nie sztuka zrobić fajne piwo z kupą chmielu nowofalowego. Sztuką jest zrobić piwo bardzo lekkie, leżące poza panującymi modami, które mimo to zachwyca. (8/10)
Czarna Wołga (ekstr. 14%, alk. 5,5%) to fajny, choć nie zachwycający stout owsiany. Czekoladowy, owsiankowy, lekko kawowy, ze szczyptą wanilii. Łagodny i mało palony, choć znalazło się miejsce na delikatny kwasek od palonego ziarna. Aksamitny od płatków owsianych. Fajny, choć nie zamiata niczego. Podobnie jak From Lublin to Dublin. I odwrotnie niż Józek Junior. (6,5/10)
Artezan Belgijskie Pale Ale (ekstr. 12%, alk. 5%) to delikatne i miękkie piwo które mimo chmielu Cascade w składzie całkiem wyraźnie skojarzyło mi się z Leffe Blond, którego wszak już szmat czasu nie piłem. Nuty korzennej pikantności górują nad nieznacznym akcentem owocowym, wtrętem gumy balonowej i jasną słodowością pszeniczną. Piwo jest stosunkowo pełne, ze średnio mocną goryczką i pikantnym wydźwiękiem. Spicy. Good. (6,5/10)
Z IPA Tour: Czarną IPĄ (alk. 6,5%) mam problem. Piłem je w warszawskich Spiskowcach Rozkoszy, zrazu będąc zaskoczonym mało chmielowym, silnie słodowym bukietem, w którym intensywna lukrecja przechodzi w nuty pumperniklowe i tytoniowe, chmielowa owocowość jest prawie całkowicie wytłumiona, a dosadna ale nie przesadna goryczka punktuje średnio pełną część główną. Niestety, po lekkim ogrzaniu w piwie uaktywniła się nieprzyjemna nuta kiblowa. A szkoda. (4,5/10)
Funky Rye (alk. 4,8%) miałem okazję pić dwa razy. Za pierwszym razem był smaczny, za drugim doceniłem go jeszcze bardziej. Nie jest to ani zbyt złożone ani absorbujące piwo, ale za to sesyjne - do picia w trakcie rozmowy chociażby. Jest lekkie, mimo niskiego wysycenia rześkie, nieco wodniste, ze specyficzną, choć nie nadmiernie mocną drożdżowością która mi się skojarzyła z połączeniem smrodu konia i gnijących jabłek. Jak takie coś może smakować? Może. Spróbujcie sami, warto. (7/10)
Czerwony Kapelusz (alk. 5,7%) jest piwem równie lekkim co Funky Rye. I tutaj postawiono na balans i pijalność, nie pozwalając żeby nuty wędzone wytłumiły przyjemną, miękką słodowość piwa. Jest bardzo sesyjne i nadaje się zarówno jako niezobowiązujący akompaniament do rozmowy jak i na zakończenie wieczoru. (6,5/10)
Smoked Pacific (alk. 5%) ostatecznie mnie przekonał, że połączenie nut owocowych z dymionymi może być udane. Tyle tylko, że owoce powinny być chmielowo-tropikalne, a nie bananowe jak w przypadku rauchweizena. Dymiona wersja popularnego Pacifica nie jest przydymiona jak Kraków, a jednak wyrazista. W moim odczuciu nuty chmielowe i dymione się nawzajem balansują, a bardzo pijalne piwo punktowane jest umiarkowaną goryczką. Bardzo smaczne. (7/10)
IPA Tour: Białe IPA WLP 570 (ekstr. 14%, alk. 5,6%) zostało uwarzone na rzadziej stosowanych drożdżach, i to one nadały mu faktycznie jego ostateczny kształt. Wpierw słodki, tropikalny aromat z rejonów liczi i marakuji jest jedynie łamany przez nutki pieprzno-fenolowe, które jednak z czasem nabierają na intensywności oraz ‘dzikości’. Równolegle pojawia się czarna porzeczka, która ‘rośnie’, przybierając z czasem duszący zapach ludzkiego potu. Nie brzmi to najlepiej, prawda? Ale to piwo jest ekwiwalentem francuskich serów długodojrzewających. Śmierdzi a mimo to smakuje. Szczególnie że chmielowy pierwszy akord jest punktowany lekko gorzkim, fenolowym finiszem, a i zadbano o odpowiednią miękkość faktury. Bardzo ciekawe. (7/10)
Jest dobrze. Wprawdzie zdarza się czasami wpadka, ale najbardziej w Artezanie cenię chęć do eksperymentowania i brak stawiania sobie ograniczeń stylistycznych. Nudno z nimi z pewnością nie będzie, choć stawiam sobie pytanie na jak długo może starczyć weny na nieszablonowe pomysły.