AleBrowarowe eksploracje stylistyczne
https://thebeervault.blogspot.com/2012/12/alebrowarowe-eksploracje-stylistyczne.html
Mój blog jest tradycyjnie opóźniony względem reszty, stąd Amber Boy i Sweet Cow lądują na nim dopiero teraz. W międzyczasie sporo się na ich temat naczytałem. W dużym skrócie krytyka Amber Boya sprowadza się do niechęci wobec stylu – amber ale jest jakoby gatunkiem mało wyrazistym i nudnym. Pozwolę się z tym nie zgodzić. Co do alebrowarowego milk stouta zaś, to z jednej strony wyszedł ponoć nieco przesłodzony, a niektórzy dodatkowo wypominają mu brak dostatecznego ciała i zbytnią wytrawność. Czas to sprawdzić.
Amber Boy (ekstr. 12%, alk. 5%) jest chmielony amerykańskimi szczepami Cascade, Williamette oraz Columbus, a natężenie goryczki wynosi 30 IBU, co zazwyczaj w tym piwnym stylu wystarcza na subiektywne wyraźne jej odczuwanie. Jasnobrązowe piwo ma świeży, rześki zapach cytrusowo-kwiatowo-tropikalno-iglakowy, podbudowany delikatnym, akuratnie odmierzonym karmelem. Nutki marakuji i brzoskwini są bardzo przyjemne, zaś przebijające się miejscami drożdże nie przeszkadzają.
W rzeczy samej jest to piwo wysoce pijalne, rześkie i lekkie. Dość aromatyczne, a zarazem nie narzucające się, fajnie też że grejpfrutowa goryczka nie ma zamiaru mi rozharatać gardła, mimo że nie brak jej charakterności. Na takie piwo właśnie miałem ochotę, piwo na co dzień. Wyraziste, a jednak nie zajmujące całej uwagi. (Ocena: 7/10)
Sweet Cow (ekstr. 12%, alk. 5%) to milk stout, czyli stout z dodatkiem cukru mlecznego (laktozy). Tutaj ciekawostka – wrodzona nietolerancja laktozy charakteryzuje południowców – w północnej Europie na tę przypadłość cierpi tylko koło 5% ludzi, podczas gdy na Sycylii aż 71%. Jako typowy człowiek południa, pochodzący zapewne od starożytnych Sarmatów (cicho, tak sobie ubzdurałem!) nie toleruję laktozy i nawet mała ilość mleka dodana do kawy powoduje u mnie ból brzucha. Sweet Cow wypiłem więc w miarę szybko, co by ewentualne dolegliwości (które się w małym natężeniu faktycznie pojawiły) nie miały wpływu na ocenę. Laktoza w stoucie ma to do siebie, że go osładza (jest niefermentowalna vel nie trawiona przez drożdże, w odróżnieniu od cukrów pochodzenia słodowego), a poza tym wygładza, skutkując jedwabistym uczuciem w ustach. Żeby efekt gładkości wzmocnić, w zasypie Sweet Cow wylądowały dodatkowo płatki owsiane.
I faktycznie, za tzw. mouthfeel czyli odczucie w ustach trzeba Sweet Cow pochwalić. Nie jest to wprawdzie poziom jedwabistości Left Hand Milk Stouta, ale i tak robi wrażenie, do czego dochodzi dopasowane, kremowe nasycenie. W słodkim zapachu kawa z mlekiem i karmel, plus nutki palone oraz takie które określiłbym mianem kwiatowo-drewnianych, subtelne zresztą. Ciekawa sprawa. Nieciekawe jest za to, że jednak laktozy dodano ciut zbyt wiele, za sprawą czego piwo jest niestety zbyt słodkie. Cierpkawo-gorzkawy finisz o sile 28 IBU ma pewną siłę przebicia, całościowo jednak nie potrafi zapewnić piwu smakowej równowagi. Karmelowo-kawowo-mleczna aromatyczność wraz z posmakiem kawy, szczypty popiołu i nut mlecznych jest fajna, ale wskutek laktozowej słodyczy nie do końca rozwija skrzydła. No właśnie, laktozowej słodyczy a nie słodowej, i tutaj drugi punkt krytyki – piwo ma moim zdaniem zbyt mało ciała, jest zbyt wytrawne. No i ja jednak od lekkiej kawy ze śmietanką i cukrem wolę mocną czarną bez dodatków, ale to już pewnie kwestia odbioru stylu piwnego jako takiego. Ogółem – niezłe, choć bez szału. (Ocena: 6/10)
I faktycznie, za tzw. mouthfeel czyli odczucie w ustach trzeba Sweet Cow pochwalić. Nie jest to wprawdzie poziom jedwabistości Left Hand Milk Stouta, ale i tak robi wrażenie, do czego dochodzi dopasowane, kremowe nasycenie. W słodkim zapachu kawa z mlekiem i karmel, plus nutki palone oraz takie które określiłbym mianem kwiatowo-drewnianych, subtelne zresztą. Ciekawa sprawa. Nieciekawe jest za to, że jednak laktozy dodano ciut zbyt wiele, za sprawą czego piwo jest niestety zbyt słodkie. Cierpkawo-gorzkawy finisz o sile 28 IBU ma pewną siłę przebicia, całościowo jednak nie potrafi zapewnić piwu smakowej równowagi. Karmelowo-kawowo-mleczna aromatyczność wraz z posmakiem kawy, szczypty popiołu i nut mlecznych jest fajna, ale wskutek laktozowej słodyczy nie do końca rozwija skrzydła. No właśnie, laktozowej słodyczy a nie słodowej, i tutaj drugi punkt krytyki – piwo ma moim zdaniem zbyt mało ciała, jest zbyt wytrawne. No i ja jednak od lekkiej kawy ze śmietanką i cukrem wolę mocną czarną bez dodatków, ale to już pewnie kwestia odbioru stylu piwnego jako takiego. Ogółem – niezłe, choć bez szału. (Ocena: 6/10)
Amber Boy faktycznie jest bardzo dobry i lekki w odbiorze. co do Sweet Cow to za słodki dla mnie nie był, ale lekko wodnisty już tak.
OdpowiedzUsuńSweet Cow jakoś mnie nie powaliło, choć przyznaje, że fajnie zrobione piwo, jeden z nielicznych milk stoutów na rynku. Amber boya nie próbowałem. Patrząc na krzykliwe etykiety zastanawiam się dlaczego nie wypuścili piwa Amber Gold :D
OdpowiedzUsuńA poważnie, to jak tylko będę miał okazję odwiedzić któryś z ulubionych sklepów pewnie i po Ambera sięgnę.
Dwa dni temu piłem Amber Boya z drugiej warki i muszę napisać że piwo jest bardzo dobre. Jest to piwo które ma się ochotę pić ot tak, w zwykły dzień. Nie jest ekstremalne w żadną stronę i przez to ma swój urok. No i wydaje mi się że IBU jest nieco większe.
OdpowiedzUsuńPiję właśnie Angielskie Śniadanie, i stwierdzam że jako piwo codzienne wolał bym Amber Boya, mimo że AŚ trzyma poziom. Ale że by chociaż kosztowało te 5,50-6 zł.