Pinta, To Øl i piwny żurek
https://thebeervault.blogspot.com/2015/03/pinta-to-l-i-piwny-zurek.html
Pod względem kulinarnym Polska kwasem stoi. Żurek, bigos, kiszone ogórki, kiszona kapusta, barszcz na zakwasie, pierogi z kapustą kiszoną i grzybami etc. pp. Całkiem logiczne że w dobie piwnej ofensywy, również i w tym dziale spożywczym kwas w końcu zagości na polskich stołach. Szczególnie że taka sytuacja ma miejsce już od jakiegoś czasu zagranicą. Zespół Pinty postanowił więc upichcić razem z Tobiasem z duńskiego To Øl rasowego, żytniego kwasa. Wespół z kolegami po fachu mieliśmy okazję przyglądnąć się temu w Zawierciu.
Mało jednak brakowało, a nie dotarłbym do Zawiercia. Wszystko dlatego, że jak człowiek czyta szybko, to mózg dopowiada sobie na podstawie strzępów danych które dostaje dalsze ciągi znaków, a co za tym idzie, sens zdania. No więc zaproszeń nie należy czytać szybko. W moim wypadku mózg zdekodował miejscowość na 'Z' niepoprawnie jako Zarzecze i już miałem obmyślony plan dostania się do tej małej, podżywieckiej miejscowości. Na szczęście zaproszenie przeczytałem następnego dnia jeszcze raz, bardziej uważnie. Druga rada, to nastawić sobie budzik tuż przed planowanym dojazdem pociągu na miejsce. Bo wespół z Jerrym przegadaliśmy całą drogę i dotarło do nas że jesteśmy w Zawierciu kiedy pociąg już ruszał dalej. Szczęściem się dla nas zatrzymał. Tyle porad życiowych ode mnie na dziś.
Położony przy drodze na Kielce Browar na Jurze nie jest może z zewnątrz specjalnie urodziwym zakładem, niemniej jednak, jest to pod względem piwnym obok Kormorana najbardziej obiecujący polskim browar 'regionalny', a po owocach ich poznacie, prawda? Poza tym wewnątrz widać poczynione inwestycje - rządzi nierdzewka.
Od frontu browar jest przesłonięty przez Karczmę u Stacha, firmową restaurację. I tak jak z zewnątrz fantazyjny budynek z kamienia, wyposażony w dalekie od konwencjonalnych rozwiązania architektoniczne jest dla mnie uosobieniem kiczu, tak wewnątrz przestronne sale i wszechobecny kamień robią bardzo fajny klimat. Pochwalić też mogę z czystym sumieniem kuchnię, ze szczególnym uwzględnieniem gęsich żołądków, wbrew pozorom nie smakujących absolutnie 'podrobowo'.
Ale nie dla szamy wybraliśmy się do Zawiercia, no może nie tylko. Wycieczka po browarze, po którym oprowadził nas Ziemek z Pinty, unaoczniła mi, szczególnie po wizycie w niemieckim Schonramerze dwa tygodnie temu, że Na Jurze to mały browar. Warzelnia ma wybicie zaledwie 20hl, czyli tyle samo ile np. w malutkim wiedeńskim Brauwerku, ale jako że składa się z trzech kotłów, umożliwia to de facto bezustanne warzenie. Naprzeciwko warzelni mieszczą się cztery fermentory, a reszta jest ustawiona w pomieszczeniu obok. Na tyłach browaru znajduje się leżakownia, której ograniczoną przestrzeń wykorzystano do imentu, tak że trzeba się przeciskać między tankami z nierdzewki, żeby dostać się do ostatniego pomieszczenia, w którym ustawiony jest poziomy tank leżakowy o pojemności 200hl, używany bez przerwy na leżakowanie bestsellera Pinty, czyli oczywiście Ataku Chmielu. Najfajniejszym elementem wycieczki do browaru jest oczywiście możliwość degustacji piwa niefiltrowanego, prosto z tanka. I tak jak w Schonramere różnica między pilsem z tanka a filtrowanym była znaczna, tak w przypadku piw Pinty była diametralna. Atak Chmielu miał rześki, estrowo-truskawkowy bukiet, Oki Doki z tanka jest piwem dużo bardziej wyrazistym, a Oto Mata IPA, które w wydaniu KEG-owym i butelkowym mnie nie grzeje, z tanka cieszy zmysły cudowną pełnią smaku i wyrazistym grejpfrutem, no i potężną goryczką. Czuć, ile samej goryczy piwo traci na filtracji.
Clou wizyty nie było jednak mimo wszystko piwo z tanka, a warzenie piwa z Tobiasem z To Øla. Jest to bardzo sympatyczny człowiek, który przez pięć lat praktykował piwowarski fach w domu, zanim w 2010 roku wespół z Tore Gythnerem założyl To Øl. Ciekawostka - To Øl warzy 95% swojej produkcji na eksport, głównie do Norwegii i Szwecji. Ma to bardzo logiczne uzasadnienie. W Danii podatek na alkohol jest względnie niski, tak że za cenę jednego z tańszych piw z To Øl konsumenci mogą kupić sześciopak korpolagerów. Więc większość wybiera to drugie, w związku z czym w Kopenhadze, stolicy duńskiego craftu, ilość miejsc w których można się napić To Øl podobno nie przekracza 10. W Szwecji i Norwegii natomiast sprawa wygląda o tyle inaczej, że podatek wyznacza gros ceny piwa, a jego wysokość jest zależna od ilości alkoholu w piwie. No i w sytuacji w kórej konsument ma do wyboru dajmy na to Carlsberg Elephant za 10 euro, a obok stoi IPA z To Øl za 11 euro, to wybór staje się oczywisty. W ten sposób państwo polityką fiskalną przy okazji wpływa na kształt rynku piwnego w tych krajach.
No ale do rzeczy. Sour ale w wersji Pinty oraz To Øl został uwarzony w czterech odrębnych warkach, z czego pierwsza nie była chmielona, a za to zakwaszona lactobacillusem, który przyjechał do Zawiercia z Danii. Następne trzy warki zostały dodane do fermentora również bez chmielu, piąta natomiast została nachmielona na smak nowozelandzkim Green Bullet i fermentuje osobno przy udziale drożdży US-05. Po zakończeniu odrębnych fermentacji wszystko będzie kupażowane. Powód dla którego pierwszą warkę zakwaszono a nie nachmielono jest prozaiczny - bakterie przestają fermentować jeśli natężenie alfakwasów przekroczy 8 IBU. Następnego dnia rano pH warki zakwaszonej spadło już do 3,6, można się więc spodziewać prawilnego, kwasowego kwasa. Udział słodu żytniego w zasypie wynosi swoją drogą około 1/3, więc przynajmniej mi zaczyna się to wszystko kojarzyć z żurkiem. Premiera już niebawem.
Resztę wieczoru spędziliśmy w krakowskim wielokranie Viva La Pinta, przy stole suto zastawionym polskimi kwaśnymi potrawami oraz przeróżnymi piwami z To Øl. O nich będziecie mogli na tych łamach przeczytać już wkrótce.