Norweski browar Aass. Nomen est omen.
https://thebeervault.blogspot.com/2012/12/norweski-browar-aass-nomen-est-omen.html
Norwegia – kraj kojarzący się piwoszom nieuświadomionym z sikaczami gorszymi niż Tyskie, a piwoszom nadmiernie uświadomionym z samymi piwowarskimi perełkami. Kłam wyobrażeniom pierwszych zadają browary typu Nøgne Ø czy Haandbryggeriet, trefność mniemań drugich uwydatniają wyroby browaru Aass, czytanego ponoć inaczej (/o:z/) niż mogłoby się wydawać, szczególnie po skosztowaniu ich specyfików. Ufundowany w 1834 roku, jest najstarszym nadal działającym browarem z Norwegii, chwalonym za koźlaka i flekowanym za wszystkie swoje pozostałe piwa, których sumaryczny roczny wypust oscyluje wokół 100 tysięcy hektolitrów. I ktoś to wszystko musi wypić. Niemniej jednak, podobnie jak inne współczesne zjawiska typu Justin Bieber czy Slavoj Żiżek, browar posiada własny międzynarodowy fanclub, co stanowi znakomite podsumowanie bagna ponowoczesności. Z Norwegii przyjechał do mnie dunkel Aass Bayer, ale Aass Gourmet Pale Ale oraz filtrowany pszeniczniak Aass Gourmet Weizen. No to let’s shake that Aass.
Wszystkie puszki posiadają wzorowe kontry, na których poza opisem bukietu umieszczone są sugerowane temperatury podania oraz potrawy do których dane piwo ponoć pasuje. W przypadku Aass Bayer (alk. 4,7%) są to królik, dziczyzna, sery, wołowina i jagnięcina. Bardzo pomysłowe – zbyt wielu innych jadalnych surowców już nie zostało do wyboru. Ciemnobursztynowe piwo o całkiem obfitej, choć niezbyt trwałej pianie ma zapach jakby ktoś do eurolagera dodał nieco karmelu. Jest więc nieco kwaskowa słodowość, mydło oraz kapka trawy (tak od niechcenia). Ech...
Smakowo nie ma żadnych niespodzianek. Piwo jest wodniste, kwaskowe, lekko karmelowe, z nieprzyjemnym cierpkim finiszem, w którym przewija się nawet trudno uchwytna nutka palona. Miałkie piwo z nieprzyjemną końcówką, nie jest to bynajmniej rasowy dunkel. Coś jak Książęce Czerwony Lager, ino bardziej karmelowe. Za to fajna nazwa – na początku XVIII wieku określano dolnofermentacyjne, zazwyczaj ciemne piwa, mianem bawarskich. (Ocena: 3,5/10)
Następne piwo to już nie byle co, bowiem seria Gourmet przynajmniej z nazwy kojarzy się z czymś bardziej wyszukanym. Szkoda tylko że to taka czcza pisanina. Aass Gourmet Pale Ale na RateBeer jest klasyfikowany jako scottish ale i z braku laku faktycznie chyba jest to określenie najlepiej oddające rzeczywistość. Mamy więc piwo które po otwarciu puszki uwalnia aromaty jasnego słodu oraz paru gruszkowych, jabłkowych i malinowych nutek (trochę niczym kölsch bez chmielu). Po przelaniu słody prezentują się nieco opiekanie, choć nie tak bardzo jak sugeruje barwa piwa, chmielu jednak nadal tyle co nic. Zapach ogółem nikły, owocowo-słodowy.
W smaku piwo jest wodniste, lekko kwaskowe i lekko owocowe. Posmak jest już nieco opiekany, a poza tym finisz jest tak jak w Bayerze, nieprzyjemnie cierpki. Nudny eurolager z estrami, stylowo zbyt wysoko nasycony. Gourmet? Kiepski żart. Jest to tak samo piwo dla smakoszy jak ruski Old Bobby Ale. Godny pochwał jest zaś wygląd – bursztynowe piwo o ładnej i trwałej pianie, pozostawiającej po sobie gęste firany zwodzi zmysł wzroku. (Ocena: 3,5/10)
Aass Gourmet Weizen (alk. 4,7%) to mniej więcej taki sam specjał pszeniczny dla piwnych smakoszy jak Książęce Złote Pszeniczne. Znaczy się, jest nieco inny, bo bardziej owocowy, a w dodatku filtrowany, ale z rasowym hefeweizenem oraz z dobrym piwem w ogóle ma mniej więcej tyle samo wspólnego. Może nawet mniej. Wymienionych na kontrze nutek kolendry nie byłem w stanie wyczuć, a szkoda, przed otwarciem konserwy łudziłem się, że mam do czynienia z filtrowanym witbierem. Nie wiem jakie drożdże zostały tutaj użyte, ale na pewno nie te do bawarskich weizenów. Być może piwo jest górnej fermentacji, owocowe akcenty bowiem są dość silne, w postaci nut gruszkowych. Poza tym nieco cytrusowości, mydła oraz koncernowej, pustej słodowości – dwa ostatnie elementy jakby żywcem wzięte z jakiegoś eurolagera.
Pusta słodowość jest adekwatnym określeniem, bowiem ciała vel treściwości piwo nie ma de facto absolutnie żadnej. Tekstura trunku to woda, wyzbyta odczuwalnej bazy słodowej, za to niestety nie całkiem wolna od Aass-owej (czyli dupnej?) cierpkości, która przeszkadzała również w pozostałych dwóch piwach z tego browaru. Powiedzmy, że jest to piwo jeszcze pijalne, choć w miarę ubywania płynu męczy coraz bardziej. Pszeniczna wersja eurolagera. (Ocena: 3,5/10)
Norwegia to nie tylko raj dla piwnego podniebienia – browar Aass udowadnia, że również piwa niekoncernowe trącą kiłą.