Co tam słychać w Danii?
https://thebeervault.blogspot.com/2015/03/co-tam-sychac-w-danii.html
Słychać w sensie piwnym oczywiście, bo muzycznie poza wybranymi dźwiękami kapel Scamp, Invocator i Raunchy mnie ten były wikiński kraj nie interesuje wcale. No więc w sensie piwnym Dania to nie tylko Mikkeller. W Polsce są dostępne od dłuższego czasu wyroby To Øl, Amagera i innych tuzów duńskiej sceny. Ponieważ zwykle ich cena wykracza poza widełki tolerancji które sobie przyjąłem, nie mogę póki co zbyt wiele powiedzieć na ich temat. Nadarzyła się okazja żeby zrobić sobie mały przegląd ciężkich duńskich kowadeł które dostałem w ramach wymiany z pewnym Duńczykiem.
Jednym z tych kowadeł jest Imperial X-mas Porter (alk. 10%), wypuszczony w ramach serii Kunstner Øl przez browar Fanø. Na Ratebeer jest drugim najwyżej ocenianym piwem Fanø Brygghus, a generalnie ich piwa są oceniane bardzo wysoko. Browar jest położony na wyspie Fanø, najbardziej na północ wysuniętej z całego archipelagu Morza Wattowego. To morze, będące przybrzeżną częścią Morza Północnego, ciągnie się wzdłuż linii nabrzeżnej Holandii, Niemiec i Danii, i w trakcie odpływów cofa się w niektórych miejscach o parę kilometrów wgłąb Morza Północnego, umożliwiając miejscowym długie wędrówki w gumofilcach po odkrytym dnie, wyławianie z tegoż dna skorupiaków różnej maści i jedzenie ich na surowo. No shit, widziałem na własne oczy. Aha, Fanø ma najwyższy odsetek alkoholików w Danii, prawie 35% mężczyzn. No ale przynajmniej miejscowi mogą nadużywać alkoholu w sposób przyjemny, nadużywając chociażby wyrobów miejscowego browaru. Nie napiszę rzecz jasna, że Imperial X-mas Porter jest wart nadużycia, chociaż przy wrażeniach sensorycznych jakie gwarantuje, kusi z pewnością bardziej od Faxe Extra Strong. Piwo wita zmysły natłokiem lukrecji, jakby było ‘lukrecjowane na zimno’, nieco drewnianą winnością, silnym pumperniklem, głębią ciemnych słodów i kapką kawy. Pełnia jest znaczna, słodycz lekko zaznaczona, i kontrowana słoną nutką która świetnie się komponuje z lukrecją. Co więcej, finisz to już czysta mokka, no i lekka, mało ofensywna goryczka. A gdyby tego było jeszcze za mało na złożone piwo, to po paru chwilach robi się pełno czarnych oliwek. Alkohol? Wzorowo ukryty. Świetne piwo. Nie radzę nadużywać, ale jestem pod wrażeniem. (7,5/10)
Alkohol z całą pewnością świetnie ukryty nie jest w Alstaerk, scotch ejlu z browaru Munkebo. 9,4% to nie przelewki, ale jest to mniej niż w X-mas Porterze. Tymczasem piwo pachnie mocno rodzynkami w alkoholu, są też ‘białe’ nuty kokosu i wanilii, odrobina czekolady, sporo orzechów i migdałów. Niemniej jednak ta mieszanka, mimo obecności alkoholu robi wrażenie dobrze przegryzionej nalewki. Z pewnością nic nie jest tutaj nieułożone, po prostu obecność alkoholu pasuje do głębokiej, złożonej, likierowej całości. Nawet nieco cierpki finisz nie wadzi, szczególnie że w sukurs przychodzi mu efemeryczna nutka kawy. A kawa zawsze na propsie. Tyle tylko że to co w aromacie zmysły biorą za głębię, w smaku nie znajduje swojego potwierdzenia. Mało tego, piwo z czasem traci swoją złożoność, staje się płaskie i nudne, a jak na scotch ejla wręcz nieco wodniste. Niezły wywar, ale jednak liczyłem na więcej. (6/10)
To Øl Black Ball (alk. 8%) to porter który w momencie konsumpcji był już miesiąc po terminie. Co oczywiście porterom tego kalibru bynajmniej nie szkodzi, a często wręcz dodaje walorów. Poza amerykańską lupuliną wylądował w nim między innymi słód wędzony oraz płatki owsiane, więc o rozrywkę zadbano. Chmiele wprawdzie przez przedłużony czas leżakowania wyparowały z aromatu, ale pozostałość, która w bardzo subtelnie dymiony i nieco wyraźniej ‘zakurzony’ sposób penetruje rejony palono-czekoladowe, potrafi do siebie przekonać. W smaku mamy lekką słodycz której bym się nie spodziewał i zamszową miękkość, której się dzięki płatkom owsianym spodziewałem jak najbardziej. Co ciekawe, nie jest to porter o dużej głębi, a zarazem mimo swojej mocy jest zastanawiająco pijalny. Wchodzi jak woda, mówiąc wprost. Kupił mnie. (7,5/10)
Knud den Store to nie żaden duński kasjer w hipermarkecie, jeno najpotężniejszy Wiking w historii Danii. Toteż i nie dziw, że Nordic Brewing zdecydowało się nadać taką nazwę swojemu imperialnemu stoutowi. Wprawdzie 9,1% alko to nie jest przesadnie dużo jak na styl, no ale Dania w końcu mocarzem też nie jest. No i napiszę zrazu jedno – ale to piwo pachnie koniakiem! Przy czym chyba nie było dodatkowo leżakowane w beczce, ono po prostu tak ma. Czekolada, koniak, trochę nut czerwonych owoców, orzech włoski i migdał. A od migdała do marcepanu niedaleko, a stąd (w piwie) z kolei do alkoholu. Knut nie jest pod tym względem do końca ułożonym piwem, aż nos grzeje przy wydychaniu po przełknięciu. W porównaniu do tuzów gatunku brakuje mu nie tylko ułożenia, ale i głębi, no i ciała. Nie żeby to był cienkusz, ale spodziewałem się czegoś odrobinę gęstszego. Jest to smaczne piwo, fajnie się je pije, szczególnie siedząc w pomieszczeniu, któremu do optymalnej temperatury brakuje tych paru stopni. Bliżej wydrukowanej daty ważności (wrzesień 2018) byłoby jednak prawdopodobnie smaczniejsze. (6,5/10)
Na koniec piwo z Amagera, które piłem z kija w katowickiej Absurdalnej. Intrygująco nazwany Somerton Man’s Last Drink (alk. 8,2%) jest mocnym lagerem z pszenicą w zasypie. Mocnych lagerów zazwyczaj nie lubimy, prawda? Nie lubimy. Ale Somerton jest nie dość że piwem mięciutkim i kremowym w ustach, ma średnio mocną goryczkę i grzeje przełyk swoim woltażem, to w dodatku ma zupełnie dziwny, niespotkany przeze mnie wcześniej w piwie aromat, który począwszy od grejpfruta, przez wapno, zioła i suche drewno rozwija się i rozwija, aż syntetycznie począł mi się bardzo mocno kojarzyć z grappą. Stąd i nawet lekka alkoholowość przy takim bukiecie była jego dopełnieniem, a nie zmorą. Bardzo oryginalny wywar. (7/10)
Trzy kowadła z zestawu z miłą chęcią bym powtórzył, cieszę się natomiast że każde piwo było zupełnie inne. W ten sposób najlepiej poznać istotę piwowarstwa danego kraju.
Dania pod wzgledem muzycznym to przede wszystkim Artillery :)
OdpowiedzUsuńWybieram sie w maju do Kopenhagi, pewnie bede siedzial w barach Mikkellera non stop :)
Ha, nawet mam Terror Squad na winylu. Z tego co wczoraj słyszałem, to poza barami Mikkellera mało jest miejsc w Kopenhadze z dobrym piwem. No ale w tych barach jest taki wybór, że wystarczy ;)
Usuńpiłem to ol- black ball porter- był w terminie (ale blisko mu było do końca).
OdpowiedzUsuńwędzonki- zero, chmiel- zero, płatki owsiane- zero.... jakieś majaczenie ciemnych słodów, czekolady i niedojrzałych mirabelek. Było mocno pijalne, ale porteru to to nie przypominało
Może nieudana warka?
UsuńŁadna pani w tle :-)
OdpowiedzUsuńWiem, właśnie gotuje mi obiad ;)
UsuńJak zajrzysz w głąb /spelling pun intended/ Amagera , to okaże się , że wszystkie ich IPA są warte swej ceny /20-25 zł/. Szkoda pieniędzy i papieru na polskie tzw. crafty.Pij mniej , ale lepiej /no i oczywiście drożej/.By the way, świetny blog, szkoda , że materiał do testowania nie dorównuje talentowi autora.
OdpowiedzUsuńDzięki. Do podobnego wniosku z tą drożyzną doszedłem po skosztowaniu paru duńskich barrel ejdżdów. Przynajmniej te z To Ola są w większości warte tych 40zł za butelkę.
UsuńTytuł powinien brzmieć "Co tam słychać w 1% Danii" :) Z własnego doświadczenia; jeśli chodzi o popularność piwa rzemieślniczego, to Dania jest w tyle nawet za Polską. Co innego, gdy chodzi o popularność piwa w ogóle. Tutaj, faktycznie, jest to kraj piwem płynący, ale są to w przytłaczającej proporcji lagery Carlsberg, Tuborg i Royal. Aby wypić krafta, trzeba pochodzić i odpowiednio za(prze)płacić (w Danii drogie jest w zasadzie wszystko) relatywnie więcej niż w Polsce. I jeszcze jeden mit, Carlsberg (ew. Tuborg) z oryginalnego browaru w Kopenhadze, wcale nie jest lepszy niż nasze klony. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo wiem, ponoć To Ol warzy 95% na eksport, z czego większość do innych krajów skandynawskich, w których podatki stanowią o wiele większą część ostatecznej ceny piwa niż w Danii. A duńskie lagery są straszne, fakt.
Usuń