Loading...

Altbier i kölsch w jednym się lały domku. Wizyta w Brauhaus Gleumes w Krefeld.

Miałem w planach rajd po starówce Düsseldorfu, a konkretnie po tradycyjnych minibrowarach, które robią najlepsze altbiery na świecie. Wycieczka nie doszła do skutku, za to udało mi się nawiedzić browar restauracyjny Gleumes w nadreńskim Krefeldzie. Gleumes to jedna z chlub Krefeldu – browar ma ponad 200 lat, swoją obecną nazwę zaś otrzymał po wykupieniu go w 1896 roku przez Augusta Gleumesa. Od tamtego czasu nieprzerwanie warzy się w przybytku piwo określane mianem ‘górnofermentacyjnego lagera’, czyli po prostu altbier. Stosunkowo niedawno, bowiem w 2001 roku oferta browaru została rozszerzona o piwo pszeniczne oraz Gleumes Pils, który bynajmniej nie jest pilsem, o czym będzie za chwilę. 

W zeszłym roku lokal przeżył zapaść, bowiem nowy zarządca narzucił mu swoją nieco ekscentryczną wizję rozwoju. Postawił na ludzi młodych, chcąc ponoć wręcz odstraszyć tradycyjną, zasiedziałą klientelę od odwiedzania przybytku, między innymi zmieniając ofertę kuchni na nieco eksperymentalne dania podawane jako seria małych porcji – czyli coś na wzór hiszpańskich tapas, tyle że w wersji nowoczesnej. Menedżer ściągnął na siebie gniew lokalnych mediów i tradycyjnych bywalców, podczas gdy zagranie pod japiszonów, hipsterów i kosmopolitycznych metro-gogusi nie przyniosło oczekiwanych efektów (tacy i tak preferują dicho, Starcrapsa i Chemiekena) i zaowocowało stratami finansowymi. Pożegnano się więc z zarządcą i wrócono do starej, sprawdzonej formuły tradycyjnego nadreńskiego pubu-restauracji.

wyszynk zewnętrzny
Szczerze powiedziawszy, po przybyciu na miejsce nie mogłem się nadziwić co musiało zaświtać w głowie byłego menedżera i po jakich specyfikach wpadł na pomysł zrobienia trendowatej knajpy z TAKIEGO miejsca. Brauhaus Gleumes to bowiem wcielenie wszelkich stereotypów i tradycji kojarzonych z Nadrenią. Z zewnątrz za otynkowanymi fasadami widać część instalacji browarowych, najbardziej się rzuca jednak w oczy to że tył baru jest ustawiony wzdłuż okien przy ulicy. Na zewnątrz pod oknami są zaś zamontowane szerokie parapety. W trakcie urzędowania browaru przechodnie podchodzą pod te parapety, okna się otwierają i barman nalewa klientom piwo, którzy je piją na chodniku, a zewnętrzne parapety pełnią funkcję stołów. Popiwszy i pogadawszy idą dalej, każdy w swoją stronę. Nie widziałem takiego rozwiązania nigdzie indziej i bardzo mi się spodobało. W Polsce ciężko by to było wprowadzić ze względu na zakaz picia piwa pod chmurką jak i niebem bezchmurnym.

Wnętrze ponownie – arcytradycyjne. Interior jest niemalże w całości drewniany, łącznie z podłogą, oraz przyciemniony. W małej wnęce budynku znajduje się dziedziniec-ogródek na parę małych stołów, nad wejściem do którego na półeczce stoi duży drewniany krzyż. Na końcu sali widnieje wielka szyba, za którą widać część instalacji warzelnych. XIX-wieczny wystrój ma swój urok, choć określenie ‘zimny i bez serca’ również do niego pasuje. No, czyli taki niemiecki właśnie. Również klientela jest mocno zasiedziała. Pijący powolutku swoje piwo u głowy długiego drewnianego stołu dziadek był chyba z tego pokolenia, które obecnie zapewnia wszem i wobec, że podczas wojny służyło na kolei (gdyby wszyscy starsi Niemcy którzy to utrzymują mówili prawdę, to okazałoby się, że Wehrmacht był fantomem).

Gadający lokalnym narzeczem kelner przywitał nas w sposób znany również z tradycyjnych czeskich hospod. Miast przynieść nam menu i zostawić czas do namysłu, chwilę po tym jak usiedliśmy postawił przed każdym z nas bez pytania sztangę z domowym, bursztynowym altbierem, flagowym produktem browaru. Gleumes Lagerbier należy do bardziej owocowych przedstawicieli stylu altbier. Aromat ma (trawiasto)chmielowy, opiekano-orzechowy, ale i wyraźnie owocowy – i to w ciekawy, tropikalny sposób, ja wyczułem w nim nutkę mango, różniącą się jednak wyraźnie od aromatów pochodzących od chmieli z Nowego Świata. Co mi się w piwie mniej podobało, to jego zbyt mocna wytrawność, choć ten mankament jest wygładzany przyjemnym, drobnoperlistym nasyceniem oraz bardzo udanym finiszem, który jest lekko gorzki, mocno orzechowy oraz delikatnie acz ewidentnie owocowy. Dobry trunek, ale jest to najmniej udane piwo z browaru Gleumes. (Ocena: 6,5/10)

Jako drugie piwo zamówiłem Gleumes Pilsa, na co kelner zareagował lekko skonfundowaną nutką którą wyczułem w jego „ein Piiils?” Pewnie pomyślał że mi altbier nie zasmakował, podczas gdy chciałem po prostu skosztować wszystkiego. Ów ‘pils’ okazał się strzałem w dziesiątkę, chociaż poza barwą nie miał z pilsami nic wspólnego. Już kiepskawa piana pozwalała się domyśleć co zacz. Zapach owszem, podszyty jest delikatną słodowością, ale przede wszystkim uderza mocna owocowość piwa, moszczowo-kompotowa, sadowa, jabłkowo-gruszkowa. Wytrawny smak (choć mniej niż w ichniejszym altbierze), naznaczony bardziej owocami niż jasną słodowością, kończy się chmielowym, dość gorzkim, wyraźnie ziołowym finiszem. Gdyby nawet okazało się, że wszystkie inne piwa oraz jedzenie z Gleumes możnaby o kant... ekierki roztrzaskać, to dla tego kölscha warto byłoby tu przyjechać. Najlepszego kölscha jakiego piłem. (Ocena: 7,5/10)

Gleumes Weizen został podany nietypowo, bowiem również w firmowej szklance typu Stange, a ponadto charakteryzował się niezbyt trwałą jak na swój gatunek pianą. Zapachowo odróżnia się od konwencjonalnych weizenów – mocno waniliowy i cytrusowy, jest mniej ewidentnie owocowy od klasyków stylu, przy czym nuty owocowe bardziej kojarzą się w nim z gruszką niż bananem. Hmm, wanilia i gruszka, toż to świetne połączenie! Smak jest wyraźnie kwaskowy, co tutaj świetnie pasuje. Wręcz zrobił na mnie wrażenie połączenia hefeweizena z małym dodatkiem berliner weisse. Hefeweizen lactobacillus? To wszystko się w tym piwie układa w harmonijną całość. W połączeniu z wysokim nasyceniem otrzymujemy super orzeźwiające piwo. Nie jest łatwo stworzyć w tym gatunku coś osobliwego, a jednak w Krefeldzie się ta sztuka udała. Świetny, oryginalny hefeweizen! (Ocena: 7,5/10)

Na koniec słówko o jedzeniu i cenach. Małe piwo kosztowało 2 ojro, zupy po około 3,5 ojro, golonko z bitymi ziemniakami i kapustą zasmażaną 12,90 ojro. Golonko nie dorównywało najlepszemu jakie jadłem, skóra nie była chrupiąca, ale było bardzo duże i smakowite. Jako że w Nadrenii podczas mojego pobytu trwał sezon na muszle, skosztowałem również parę bardzo dobrych małż w bulionie. Pod względem kulinarnym jest to więc również miejsce warte odwiedzin. A teraz jestem ciekaw czy i kiedy mi się uda gdzieś znaleźć równie dobrego kölscha.

restauracje 4298883454303792146

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)