Guinness Foreign Extra – St. James’ Gate – Irlandia
Nieco trudniej dostępny Guinness Foreign Extra to ikona swojego stylu, piwo które stanowi wyznacznik gatunkowy. Foreign stout to rodzaj piw...
https://thebeervault.blogspot.com/2011/12/guinness-foreign-extra-st-james-gate.html
Nieco trudniej dostępny Guinness Foreign Extra to ikona swojego stylu, piwo które stanowi wyznacznik gatunkowy. Foreign stout to rodzaj piwa, który tak samo jak india pale ale powstał na bazie innego gatunku po to, żeby przetrwać długą podróż. Tak więc jak IPA powstał jako mocniej chmielony i alkoholowy pale ale dla brytyjskich wojsk kolonialnych w Indiach, tak foreign stout został stworzony jako wywar dla brytyjskich kolonizatorów w tropikach, musiał więc być w stanie przetrwać tak jak IPA długą drogę w okolice równika, będąc jednocześnie stoutem. Zawartość alkoholu między 6% a 8% oraz wysoka treściwość sprawiają, że jest pomostem łączącym tradycyjnego dry stouta z russian imperial stoutem. Guinness Foreign Stout był pierwszym piwem w tym stylu, jest więc dla gatunku foreign stout mniej więcej tym, co Pilsner-Urquell dla pilsnerów. Przy czym, co ciekawe, nadal istnieje nić łącząca Guinnessa Foreign Stout ze swoim pierwotnym przeznaczeniem. Otóż poza wersją podstawową, warzoną w Irlandii, są też wersje lokalne warzone przez Guinnessa na miejscu w swoich byłych koloniach. Można więc dostać Guinness Foreign Stout min. w wersji nigeryjskiej, singapurskiej, indonezyjskiej, jamajskiej, jak również warzonej w Ghanie.
Wersje afrykańskie, azjatyckie oraz karaibskie są w naszej części Europy jednak bardzo rzadko obecne na sklepowych półkach, musiałem się więc zadowolić standardową irlandzką odmianą tego trunku. 17,5° ekstraktu zostało odfermentowane do poziomu 7,5% alkoholu, czego efektem jest niemalże czarne piwo o kremowej, bardzo trwałej pianie. Zapach jest w głównej mierze zagospodarowany przez ekstremalnie palony chmiel, kojarzący mi się w tym piwie mniej z kawą, a zdecydowanie bardziej ze spaloną skórką od chleba oraz naturalnie gorzką czekoladą, momentami nawet słodko-gorzką, łamaną przez dość mocną wanilię, do czego dochodzi nieco tytoniu, parzonej kawy, trochę karmelu i chmielu, delikatne drewno i śladowa lukrecja. Głównie czuć jednak ową paloność chlebowo-czekoladową, inne nuty są tutaj raczej peryferyjne. Brzmi symplicystycznie, ale robi wrażenie. Już sam zapach jest gęsty i mocny, zapowiada więc adekwatne wrażenia smakowe.
Piwo jest pełne, nawet bardzo pełne, o wręcz oleistej konsystencji. Bardzo mocno palone, raczej lekko, drobnoperliście nasycone, o gorzkim smaku łamanym delikatną słodyczą. Finisz jest gorzki i trwały, a poza paloną z charakteru goryczką oraz strzępami trawiastego chmielu czuć ową deserową, gorzko-słodką czekoladę oraz efekt grzewczy alkoholu, którego piwo ma przecież niemało. Poza tym posmak ma również ów charakterystyczny dla Guinnessa, lekko drewniany charakter, który budzi skojarzenia z tradycyjnymi irlandzkimi destylatami. Piwo w porównaniu do popularnego Guinness Draught ma rzecz jasna słabszą pijalność przez swój ciężar, ale jest to oczywiście trunek na inne okazje, daleki od sesyjności, a za to posiadający duży potencjał degustacyjny. Mimo że jest świetny, przyznaję się bez bicia – wolę jego łagodniejszego brata.
Ocena: 7/10
Mi z kolei bardziej podchodzi opisywana wersja, czyli cięższy kaliber.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://smakpiwa.wordpress.com/