Gordon Finest Scotch Highland Ale – John Martin – Belgia
Nazwa piwa i browaru, gatunek i oprawa graficzna sugerują, że Gordon jest piwem szkockim, tymczasem mimo zapewnień producenta, że ten produk...
https://thebeervault.blogspot.com/2011/10/gordon-finest-scotch-highland-ale-john.html
Nazwa piwa i browaru, gatunek i oprawa graficzna sugerują, że Gordon jest piwem szkockim, tymczasem mimo zapewnień producenta, że ten produkt „powstał na czystych szkockich wyżynach, między samotnymi jeziorami i budzącymi grozę zamkami”, piwo jak i browar są z Belgii. Wyjaśnienie tego stanu rzeczy kryje się w tym, że w 1909 roku John Martin, brytyjski piwowar, wyjechał do belgijskiej Antwerpii i założył przedsiębiorstwo, które początkowo się parało produkcją lemoniad oraz importem piw z ojczyzny właściciela. W 1924 roku został uwarzony po raz pierwszy przedmiot niniejszej recenzji, będący scotch ejlem. Dzisiaj firma jest znana między innymi z posiadania browaru Timmermans warzącego lambiki, dystrybucji jamajkańskiego lagera Red Stripe w Europie oraz sprzedawanego min. w trójlitrowych butelkach Bourgogne des Flandres. Na stronie firmy można również znaleźć mimowolne akcenty humorystyczne, takie jak chwalenie się innowacyjnością na podstawie wprowadzenia na rynek w 2008 roku piwa Gordon Platinum w półlitrowej butelce plastikowej typu PET. Phi, u nas w Polsce Van Gersty w Plusie, sprzedawane w takimże opakowaniu były w 2008 roku już niemalże prehistorią. Jedna rzecz jednak niepokoi – na stronie internetowej browar deklaruje, że jego piwa są kombinacją angielskiej tradycji, belgijskiego sposobu działania i odrobiny odwagi. No dobrze, a gdzie wśród tych trzech zjawisk umieścić piwo gatunku szkockiego? Właśnie – nigdzie. I niestety, Gordon Finest Scotch Highland Ale nie smakuje szkocko, ale belgijsko.
Brązowe piwo o woltażu 8% i z kukurydzą w składzie nie zachwyca puszystą, ale niezbyt trwałą pianą. W zapachu czuć kombinację ciemnej woni palonego, mocno chlebowego słodu, czekolady, lekkiej kawy i delikatnej owocowości, z dodatkiem odrobiny brązowego cukru i lukrecji. Gdybym nie wiedział lepiej, sądziłbym, że mam przed sobą belgijskiego strong ejla. Z czasem jednak, po lekkim ogrzaniu, do głosu dochodzą nuty kwiatowe i całość oddala się nieznacznie od typowej belgijskiej ejlowości.
Cóż z tego jednak, skoro wysoko nasycone piwo smakowo jest w istocie bardzo podobne do belgijskiego strong ejla, z poprawką na goryczkę, która jest tutaj średnio mocna, czyli jak na wysokoalkoholowego Belga – znaczna. Sam smak jest słodki, umiarkowanie palony i średnio aromatyczny, konsystencja zaś dość gęsta. Niby jest to scotch ale czy wee heavy, ale w istocie sprawia wrażenie mało wyszukanego dubbela na sterydach z posmakiem kwiatowego chmielu. Największym mankamentem jest przesadzona słodycz połączona z nadmierną alkoholową cierpkością, która podbija goryczkę piwa i sprawia, że w zasadzie ani w entrée ani w finiszu nie jest to trunek przyjemny. Nieudane piwo hybrydowe.
Ocena: 4/10