Loading...

Birofilia 2011

Wczorajszy wypad do Żywca okazał się nadzwyczaj udany. Nie wiem czy nadzwyczajnie udany był sam festiwal, gdyż byłem na nim po raz pierwszy,...

Wczorajszy wypad do Żywca okazał się nadzwyczaj udany. Nie wiem czy nadzwyczajnie udany był sam festiwal, gdyż byłem na nim po raz pierwszy, ale trzeba powiedzieć, że było świetnie. Degustacji było co niemiara, poza tym doszedłem do paru wniosków, z którymi chcę się podzielić. 

Po pierwsze, wypad na taki festiwal bez noclegu nawet w sytuacji kiedy ma się kierowcę nie jest najbardziej trafionym pomysłem. Wniosek na przyszłość – rezerwować sobie nocleg. 
Po drugie, jechać w pierwszy dzień, gdyż jak się przyjeżdża drugiego dnia popołudniu to się nie należy dziwić, że część piw, na które człowiek miał chrapkę, jest już zwyczajnie wykupionych. 

A teraz ogólnie. Organizacyjnie nie mam nic do zarzucenia, sklepik z piwami co prawda w drugi dzień z nieco wybrakowanym asortymentem, ale nadal można było kupić świetne rzeczy, i to bo bardzo cywilizowanych cenach (koło 7-9zł za belgijskie, 10-12zł za amerykańskie). Nie było paru rzeczy które chciałem kupić, ale z drugiej strony ćwiczyłem też swoją wstrzemięźliwość i do domu przywiozłem tylko 12 piw. Obsługa nie do końca zorientowana – pewien człowiek chciał dostać „coś ciemnego ale lekkiego” i dostał z tego co kojarzę Delirium Tremens... 

Jedzenie po znośnych cenach, a kiełbaska z grilla była jedną z najlepszych kiełbasek z grilla jakie kiedykolwiek jadłem. Tyle że ja do miłośników kiełbas nie należę, ale i tak należą się słowa uznania. 

Instalacje sanitarne to standard, czyli Toi-Toie, na szczęście w wystarczającej ilości, zapobiegającej powstawaniu kolejek. I na szczęście dla kobiet w większości dysedukacyjne. Stan Toi-Toiów w drugi dzień oczywiście nie był najlepszy. Nie wiem np. komu przychodzą do głowy takie dziwne pomysły jak obsr***nie powierzchni naokoło kibla. Dude, seriously... 

Było też stoisko Krosna przy którym odbywało się wypalanie kufli w piecu na żywo, można też było wygrawerować sobie za darmo napis na kuflu. Fajna sprawa, mi w każdym razie zawsze bardzo imponowali rzemieślnicy znający się na swoim fachu.

Scena koncertowa – cóż, jak ktoś lubi Negatyw (jestem na zdecydowane nie) albo Kult (ja owszem, ale bez przesady), to mu się z pewnością podobało. Zresztą większość ludzi przyszła dopiero na sam wieczór, i to właśnie chyba na koncert, który mnie kompletnie nie interesował. 

Właśnie, ludzie. Z tego co zauważyłem, to większość przyszła na koncert i na picie koncernowych szczochów. Mimo, że Grupa Żywiec bardzo taktownie lała swoje wynalazki na obrzeżach festiwalu, to chętnych na nie nie brakowało. Dochodziło wręcz do kuriozalnych sytuacji. Oto obok namiotu kolekcjonerskiego było stoisko z piwem lanym – Żywcem, Brackim, Mastnym i trzema nowymi Pintami. I pierwszego dnia, jak się dowiedziałem od napotkanego na festiwalu Bartka ze Smaków Piwa, wieczorem brakło koncerniaków na stoisku, a Pinty zostały. W różnych miejscach można było również usłyszeć kuriozalne stwierdzenia, np. „Nareszcie jakieś normalne piwo” od grupy która zbliżała się do stoiska z Żywcem. Cóż... 

Teraz do najważniejszej części, czyli degustacji. Było ich bardzo dużo, nie robiłem notatek, piszę więc z pamięci. 
- Mastne, uwarzone niedawno w ilości prawie 800 hektolitrów, za co wielkie brawa dla Grupy Żywiec, prezentowało się świetnie, jak zwykle. 
- Pinty – cóż, mało fantazyjny wybór gatunków ale rozczarowało mnie tylko te, na które najbardziej czekałem, czyli szkocki ejl, wodnisty i nijaki. Odsiecz Wiedeńska, czyli vienna lager był karmelowy i bardzo dobry, natomiast najlepszą z nowych Pint okazała się Pierwsza Pomoc, czyli jasny lekki lager, co do którego nie miałem żadnych oczekiwań. Niezwykła jak na taki niski ekstrakt treściwość i niezwykła jak na polskie piwo silna gorycz wypadły świetnie. Więcej o nowych Pintach będzie z okazji ich recenzji. 

Reszta degustacji odbywała się z kufelka o pojemności 0,1l, zakupionego na festiwalu, który okazał się bardzo funkcjonalnym nabytkiem. 
- Mort Subite Faro („z browaru lambickiego”) – świetne piwo o smaku szampana z jabłkami, nie za kwaśne, bardzo orzeźwiające 
- Mort Subite Blanche – kolejny świetny lambic, jeszcze mniej kwaśny, bardzo owocowy 
- Aecht Schlenkerla Rauchbier Märzen – specjalnie sobie kupiłem, gdyż miałem ochotę na sok wycisnięty ze świeżo uwędzonej szynki 
- Bürgerbräu Bamberg Kellerbier – nie jestem pewien czy tak się nazywało, w każdym razie był to kellerbier z Babergu, świetny niefiltrowany lager z lekkim pazurkiem cytrusowym 
- Blanche De Namur – świetny witbier, recenzja butelkowego zagości tutaj zresztą wkrótce 
- Grodzka (browar restauracyjny) Pszeniczny/Witbier – niby witbier, a smakował bardzo piwnicznie, dziwnie, nie był ani cytrusowy ani orzeźwiający. Nie podszedł mi, może coś z nim było nie tak? 

A teraz piwowarzy domowi. Doszedłem do nie do końca odkrywczego wniosku, że w Polsce to oni warzą najlepsze piwa, co zresztą piwowarzy zrzeszeni w projekcie Pinta dobitnie demonstrują. Nie oznacza to jednak, że wszystkie piwa domowe były świetne, ale po kolei. Zaznaczam, że nie znam nazwisk piwowarów ani nazw poszczególnych piw, więc tak orientacyjnie o różnościach, które skosztowałem: 
- milk stout – bardzo dobry, mocno czekoladowy, podobny w profilu do Young’s Double Chocolate Stout, choć jednak mniej czekoladowy i bardziej alkoholowy 
- american pilsener – w porządku, dobry, takie lekkie piwo sesyjne, choć w porównaniu z innymi domowymi nie odstający w górę 
- bohemian dark lager – bardzo średni, kwaskowato-wodnisty, podobny do Kocourowskiego. Podobno syn piwowara, który go uwarzył wygrał wraz ze swoim piwem konkurs główny i będzie miał swoje piwo uwarzone w Brackim Browarze Zamkowym 
- jasny ale – bardzo dobry, mocno owocowy 
- brown ale z chmielem Amarillo – rewelacja! Mocno owocowy, tropikalno-cytrusowy, z obecną żywicznością. Pomniejszym mankamentem było zbyt duże wysycenie i mina piwowara, który nosił nos powyżej sklepienia namiotu, ale piwo wyśmienite 
- american brown ale – świetne, ale nie dorównujące powyższemu. Byłoby to zresztą bardzo trudne. Również mocno owocowe i żywiczne. 
- russian imperial stout – załapałem się na końcówkę ostatniej butelki. Kolejna rewelacja, bardzo miły pan piwowar, a piwo gęste, oleiste, o bardzo intensywnym smaku w którym dominowała gorzka czekolada. Goryczka stonowana, piwo deserowe choć nie słodkie, arystokratyczne piwo z klasą. Nie wiem czemu mi w ogóle nie podchodzą baltic portery, a takie ciężkie stouty jak najbardziej. Te miało zresztą wiele z baltic portera. Piwo te brało udział w konkursie głównym i nie wiedzieć czemu, nie wygrało go. Mam nadzieję, że kölsch, który został Grand Championem tegorocznej Birofilii będzie rzeczywiście genialny, bo jak nie to brak nagrody dla tego RIS będzie sporym rozczarowaniem. 

Na koniec do stoiska BrowAmatora, na którym do dwóch nalewaków rotacyjnie podpinano beczki gatunków konkursowych. Tych gatunków było 6, ale russian imperial stout zszedł już podobno pierwszego dnia, natomiast na belgian golden ale też się nie załapałem. Tutaj poziom był niezmiennie wysoki, jako że BrowAmator wyselekcjonował nieliche kompozycje, żeby się nimi zareklamować. 
kölsch – rewelacja, lekkie piwo o mocnym aromacie gumy owocowej, bardzo wysoki poziom sesyjności 
- schwarzbier – bardzo dobre, wytrawne piwo o dość niskiej pełni, z dominującą kawowością 
- scottish ale – bardzo dobre, owocowe, więcej niestety nie pamiętam na jego temat 
- vienna lager – bardzo dobry, lekko karmelowy 

Reasumując wypad był bardzo udany, szkoda tylko że nie wziąłem ze sobą aparatu fotograficznego. Grand Championem zostało piwo z gatunku kölsch, mamy się więc na co cieszyć – w dzień świętego Mikołaja na półki sklepowe trafi chyba pierwszy polski komercyjnie dostępny kölsch. 

Słowa uznania dla organizatorów – Grupa Żywiec mocno punktuje mimo swoich wad. Birofilia, Brackie Mastne, Grand Championy, sprowadzenie do Polski piw typu gose – jak na koncern, szczególnie polski, zachowuje się z ludzką twarzą. Już się cieszę na następną Birofilię!
ogólne 7625203056101772749

Prześlij komentarz

  1. Chciałbym się wybrać na którąś z przyszłorocznych piwnych imprez. Nawet mnogość gatunków mnie tak nie ciągnie jak chęć wypicia sobie piwka z kolegami blogerami :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to Birofilia 2012 czeka ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogłem być w tym roku, ale za rok jadę koniecznie... Ślinka cieknie patrząc na bogactwo gatunków. A Żywiec naprawdę potrafi się odnaleźć w obecnej sytuacji na rynku, współpracując z piwowarami regionalnymi i domowymi, przez co może na wzroście ich wyrobów samemu sporo zyskać. Gdyby jeszcze co bardziej udane Grand Championy wprowadzał do stałej oferty, byłoby wprost idealnie, ale nie można mieć wszystkiego :).

    OdpowiedzUsuń
  4. „Nareszcie jakieś normalne piwo” - usłyszałem to samo zdanie na Wrocławskim Festiwalu Piwnym od grupy ludzi, którzy zauważyli reklamę Tyskiego. Jakież było ich rozczarowanie gdy okazało się, że to tylko tablica a na stoisku można kupić jedynie kiełbasę z grilla :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tutaj był też punk, który się strasznie ucieszył przy kupowaniu żetonów, że na terenie festiwalu można dostać Brackie za 3,50zł. Niektórzy niewiele potrzebują do szczęścia ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Generalnie było dobrze ale dla zainteresowanych :) sobota była nie do wytrzymania z powodu natłoku ludzi. Dużo przyjemniej było w piątek. Co do ludzi to w czasie koncertu było naprawdę zabawnie, jako że do stoisk z "normalnym" piwem były kilometrowe kolejki, ludzie kupowali w sklepiku bo tam kolejki prawie nie było. Rodziło to dla mnie śmieszne sytuacje kiedy oglądałem spacerujących koncertowiczów pociągających z butelki Gose, Berliner Weisse, Doppelbocków czy Lambicków :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak można takie piwa marnować w taki sposób...

    OdpowiedzUsuń
  8. Z tą ilością uwarzonego Mastnego, to Cię nieco poniosło. Cały Cieszyn to jest kilkadziesiąt tysięcy hl rocznie. Także to Mastne, to chyba było 800 hl, bez tysięcy. :p

    OdpowiedzUsuń
  9. Rzeczywiście, dałem się chyba ponieść przez marzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czy ktoś może powiedzieć jak to wygląda od strony finansowej? :) przy degustacji płaci się osobno u każdego piwowara czy są jakieś karnety? W komentarzach widzę coś o żetonach..

    OdpowiedzUsuń
  11. W zeszłym roku kupowało się przy wejściu żetony (1zł za żeton, chyba że coś pomyliłem), którymi się płaciło na terenie festiwalu za piwa (jedzenie zdajsie było już objęte ruchem gotówkowym). Można było też kupić mały kufelek (100ml) który był przydatny do degustacji. Pinty były lane po jeden żeton za 100ml, za domowe piwa można było zostawić na stole taki sam "upominek", zagraniczne już kosztowały dwa żetony. Za piwa butelkowe w sklepiku płaciło się gotówką.

    OdpowiedzUsuń
  12. Aha, dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wygląda to super. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)