Loading...

Smädný Mních – Topvar – Słowacja

Ciężko jest podejść z dystansem do piwa, z którym łączy człowieka wiele miłych wspomnień. Pierwszy raz piłem Spragnionego Mnicha w Liptovský...

Ciężko jest podejść z dystansem do piwa, z którym łączy człowieka wiele miłych wspomnień. Pierwszy raz piłem Spragnionego Mnicha w Liptovským Mikulášu jakieś 8 lat temu. Były to jeszcze czasy, kiedy kufel takiego Smädnego Mnícha czy Šariša w świetnej knajpie (Jumbo) na rynku tej turystycznej miejscowości kosztował w przeliczeniu na polskie jakieś 1,20zł, a śniadanie składające się z butelki wody mineralnej i paru rogalików kupowałem za złotówkę w spożywczaku. Były to jednak również czasy, kiedy Smädný Mních smakował inaczej. Pal sześć, że dla gardła przyzwyczajonego do tyskiej wody kanalizacyjnej jakiekolwiek słowackie piwo było wówczas objawieniem, ale i niestety chyba receptura uległa w międzyczasie zmianie. Osiem lat temu bowiem były różne Mnichy – o ekstrakcie 10°, 12° oraz bezalkoholowy, którego smaku oczywiście nigdy nie zaznałem. Obecnie Smädný Mních występuje tylko jako desitka, ma inny kształt butelki, uwspółcześnioną etykietę, brakuje mu sreberka wokół kapsla i chcę usilnie wierzyć, że smakuje inaczej niż ongiś, ponieważ nie smakuje niestety dobrze.

Uwagę już na początku zwracają dwie rzeczy. Pierwsza, to że piwo jest dość mocno odfermentowane. Przy 10° ekstraktu uzyskano 4,3% alkoholu, można się więc ze skwaszoną miną nastawić na wodniste piwo. Dawna desitka z tego co kojarzę miała maksymalnie 3,8%. Druga sprawa to kontretykieta, na której widnieje rysunek stylizowany na dawny oraz stempel, a obok tekst poświadczający stosowanie „zakonu pivovarnikov zo 16. storocia”. W ten sposób zwyczajne stosowanie reinheitsgebotu, dość rozpowszechnione na byłych nie-niemieckich terytoriach Cesarstwa, jest podniesione do rangi jakościowego nonplusultra. Być może Topvar chciał się czymś pochwalić, a macherzy z firmy stwierdzili, że aromat się do tego celu nie nadaje. Bladozłote piwo tworzy drobnoziarnistą pianę, z której można zrobić koronkę – już myślałem że nie będę się miał do czego przyczepić gdy nagle piana zaczęła się robić dziurawa i rozpoczęła przyspieszony exodus ku niebytowi. Zapach jest początkowo wybitnie słodowy – czuć niezbyt górnych lotów ziarno, jakieś elementy jabłkowe i tyle. Kaj ten chmiel? Ano kajś tam jest, gdyż po krótkiej chwili pojawił się jego iglasty zapach. Efekt jest jednak nieco zastanawiający, gdyż ów chmiel w połączeniu z śladowo mydlanym słodem robi wrażenie jakby te piwo miało zapach środków do czyszczenia łazienek o aromacie „leśnym”. Sumarycznie nie jest to jednak zły zapach. Dziwny, owszem, ale całkiem przyjemny. Niestety, smak ustępuje zapachowi – trzeba się bowiem nieco natrudzić żeby w ogóle jakikolwiek smak wyczuć. Śladowo czuć ów mydlano-leśny aromat, lekką słodkawość i tyle. Goryczkę wyczułem dopiero po paru łykach – słabą, wstydliwie ukrytą, rachityczną niczym niedożywiony bezpański pies. W posmaku czuć wprawdzie jeszcze odrobinę ziarna, ale w tym piwie wszystko poza zapachem jest niestety słabe i nijakie, łącznie z wodnista konsystencją, choć z drugiej strony brak jest elementów, które by człowieka odrzucały. Co oni zrobili z tym piwem? Nasza wieloletnia znajomość kończy się niestety w gruzach. A było tak pięknie.

Ocena: 2,5
Smädný Mních 7330089603319564621

Prześlij komentarz

  1. Pamiętam to piwo z przed paru lat, było bardzo fajnym lekkim napojem, który piło się bardzo przyjemnie. Niestety Słowacy widocznie wzięli przykład z nas i swoje "dobra narodowe" nieco popsuli, a szkoda...

    OdpowiedzUsuń
  2. Na Słowacji jest sumarycznie gorzej niż u nas jeśli chodzi o krajową produkcję, bo z jednej strony średni smak koncerniaka jest lepszy, natomiast niekoncernowych browarów prawie że w ogóle już nie ma, a te które pozostały nie oferują poza paroma wyjątkami wcale dużo lepszych produktów niż koncerny.

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)