Chernigivske Bile – Chernigivski Pivokombinat – Ukraina
Zadziwiającym wydaje się fakt, że w kraju wódki w wynalazki typu witbier bawią się koncerny (jak w tym przypadku InBev), podczas gdy u nas j...
https://thebeervault.blogspot.com/2011/02/chernigivske-bile-chernigivske.html
Zadziwiającym wydaje się fakt, że w kraju wódki w wynalazki typu witbier bawią się koncerny (jak w tym przypadku InBev), podczas gdy u nas jedynie GŻ nieśmiało próbuje wychodzić poza lagerowo-sikaczowy paradygmat. A przecież w Polsce roczna konsumpcja piwa per capita oscyluje wokół 95 litrów (siódma pozycja na świecie), a na Ukrainie wynosi jedyne 59 litrów. No ale polski konsument widocznie jest mniej wybredny od rusińskiego. Pierwszy raz piłem tego ukraińskiego witbiera prawie trzy lata temu we Lwowie. Pomimo że był to pierwszy witbier który mi dane było wypić, do dzisiaj pamiętam niesamowity, intensywny a zarazem aksamitny smak. Gdy krótko po tej wycieczce już w Polsce skosztowałem Obołonia Bilego, doszedłem do wniosku, że co prawda Obołoń jest świetny, ale Chernigivske jest jeszcze lepsze. Nie wiem czy od tego czasu InBev zmienił recepturę swojego piwa, ale wszystko na to wskazuje, bowiem dzisiejsze Chernigivske Bile niestety przesunęło się w cień swojego głównego ukraińskiego konkurenta. Przeżyłem za sprawą tego piwa niemiłe rozczarowanie, ale na szczęście jednak i tak jest lepsze od flagowego witowego produktu InBevu czyli Hoegaarden Blanche.
Kolor jest jasny, jak na niefiltrowane piwo zaskakująco mało mętny, natomiast piana jest jak w rasowej pszenicy – obfita i zakończona ku górze puszysta koronką. Zapach można by z grubsza opisać jako herbatę mocno doprawioną kolendrą, słód naznacza zaś swoją obecność wonią ziarna. Przyprawowość iście orientalna – do kolendry przyłącza się bowiem również delikatny imbir oraz mała szczypta pieprzu. Całość pachnie tak, jakby oddział Kozaków napadł na karawanę wiozącą szlakiem jedwabnym przyprawy i herbatę z dalekiego wschodu. Cudowny zapach nie idzie jednak niestety w parze ze smakiem. Niby odnotowana zostaje obecność wszystkich wymienionych przypraw, które są niesione przez lekko kwaskowatą, cytrusowo-herbacianą podstawę, całość ma jednak jeden poważny mankament. Piwo jest mianowicie wodniste, do czego w dodatku dochodzi zbyt niskie jak na witbier wysycenie. 2-3 lata temu było wyśmienite, lepsze od białego Obołonia, by obecnie stać się piwem mniej wyrazistym od swojego konkurenta. Zupełnie tak, jakby InBev chciał tę niegdysiejszą perełkę upodobnić do Hoegaardena, co mu się na szczęście nie do końca udało. Piwo jest bardzo cytrusowe i herbaciane, dość orzeźwiające i dobre, ale utraciło niestety sporą część niegdysiejszej chwały.
Ocena: 6,5