Hoegaarden Blanche – Hoegaarden – Belgia
Opuszczając rejony bałkańskie, nawiązuję jednocześnie do ostatniej bałkańskiej recenzji, w postaci spisanych wrażeń z degustacji belgijskieg...
https://thebeervault.blogspot.com/2010/11/hoegaarden-blanche-browar-inbev-belgium.html
Opuszczając rejony bałkańskie, nawiązuję jednocześnie do ostatniej bałkańskiej recenzji, w postaci spisanych wrażeń z degustacji belgijskiego piwa białego Hoegaarden. Niestety, te piwo znakomicie wkomponowało by się pod jednym względem akurat w tło w postaci dawno już opisanych piw bułgarskich, ale o tym później. Piwo zakupione po drodze na stacji benzynowej w Serbii kusiło od początku, łypiąc na mnie swoją prostą acz gustowną srebrną etykietą, i w końcu nie wytrzymałem presji, wybierając je zamiast bułgarskiego Shumeńska do degustacji. Recenzja jednak dopiero dziś, żeby nie zakłócać bałkańskiego ciągu. Hoegaarden, a raczej jego posiadacz, czyli piwny giga-koncern InBev, jest chyba w trakcie ofensywy ekonomicznej na nowe rynki, a przynajmniej sugeruje tak mnogość języków na kontretykiecie, łącznie z hebrajskim; dowiedzieć się można również z wyeksponowanego miejsca na tyle butelki, że w Nowej Zelandii kaucja za butelkę wynosi 4 tamtejszych kiwi-centów.
Przejdźmy więc do samego piwa, które ma opinię archetypowego witbiera i niestety, rozczarowuje przez to dodatkowo. Zapach Hoegaarden Blanche ma bardzo wątły, o kolendrowym, cytrusowym charakterze właściwym dla piw białych. Kolor jest również typowy dla witbierów, czyli bardzo blady, lekko żółtawy. Rozczarowaniem jest smak. Dla mnie wzorowy witbier powinien być aksamitny w konsystencji, z przytłumioną goryczką, orzeźwiającą obecnością kolendry i brakiem posmaku bananowego – wówczas ta belgijska wariacja na temat piwa pszenicznego staje się czymś zgoła innym niż piwo pszeniczne w ujęciu niemieckim. Przede wszystkim jednak mimo aksamitności i wysokiego współczynnika orzeźwienia powinno być wyraziste w smaku. Tymczasem Hoegaarden nawet w porównaniu z ukraińskim Obołoniem w wersji białej pozostaje smakowo w tyle. I tutaj właśnie znajduje się punkt wspólny między Hoegaarden Blanche a bułgarskimi pilsami typu Ariana czy Kamenitza – brak wyrazistości. Hoegaarden jest bardzo wodniste, niczym Ariana, a sam kolendrowy charakter smakowy piwa białego oraz obecność skórki pomarańczy w składzie nie pomagają w sytuacji, w której temu charakterowi brak przebicia. Gdyby ów śladowy smak bardziej wyeksponować, Hoegaarden byłoby z pewnością lepsze od zbyt cierpkiego jak na piwo białe Obołonia Bile, a tak to smakuje niemalże jak piwo chrzczone wodą. Jak słońce praży, to można je pić, jednakże gdy pogoda nie dopisuje, Hoegaarden jest marnym pocieszeniem. Mdły smak Hoegaarden Blanche, jak wyczytałem, należy wzmocnić poprzez dodanie plasterka cytryny do piwa. Być może tak kiedyś spróbuję, ale piwo samo w sobie jest niestety zbyt nijakie, żeby choć śladowo mogło zadośćuczynić swojej reputacji.
Hoegaarden... sama nazwa nasuwa dość ciekawe skojarzenia, otóż „hoe” w slangu amerykańskich nigga gangsterów to prostytutka. Metafora która się więc ciśnie na umysł to ogród prostytutek, a więc poniekąd miejsce błogich rozkoszy zmysłowych. Oczywiście „hoegaarden” to nazwa holenderska (piwo jest z Flandrii, holenderskojęzycznej części Belgii) i nie ma nic z kurtyzanami wspólnego. Żeby podkreślić nietrafność sugestywnej dla poniektórych konsumentów nazwy – Hoegaarden bynajmniej rozkoszy zmysłowych/smakowych nie zapewnia, a wręcz, jako piwo białe, jest pod tym względem rozczarowujące.
Ocena: 5
Addendum 18.05.2011: Nie wiem jakim cudem, ale Hoegaarden pite z firmowego grubościankowego "wiadra" (półlitrowy wygląda jak litrowy) z limonką w środku pije się świetnie, i można je pochłaniać dosłownie litrami. Jednocześnie jednak patrząc na nie trzeźwym okiem jest piwem wodnistym, bardzo średnim i przeciętnym. Jest to chyba jedyne piwo w swoim rodzaju które mimo swojej przeciętności ma ponadprzeciętnie wysoką pijalność. Przez nią jest warte o punkt więcej niż w oryginalnej recenzji.
Ocena: 6
Addendum 18.05.2011: Nie wiem jakim cudem, ale Hoegaarden pite z firmowego grubościankowego "wiadra" (półlitrowy wygląda jak litrowy) z limonką w środku pije się świetnie, i można je pochłaniać dosłownie litrami. Jednocześnie jednak patrząc na nie trzeźwym okiem jest piwem wodnistym, bardzo średnim i przeciętnym. Jest to chyba jedyne piwo w swoim rodzaju które mimo swojej przeciętności ma ponadprzeciętnie wysoką pijalność. Przez nią jest warte o punkt więcej niż w oryginalnej recenzji.
Ocena: 6
Tfu, tfu co racja to racja, nieszczególne piwo, a jest taka opinia że kto witbiera spróbował temu na pewno posmakował. InBev największy koncerniak świata ma coś ciekawego np. żeby daleko nie szukać również z Belgi Leffe.
OdpowiedzUsuńNo i niestety InBev w Polsce nie zainwestowal. W krajach bylej Jugoslawii zainwestowal i teraz bez problemu w chorwackich czy serbskich marketach czy nawet stacjach benzynowych mozna kupic nie tylko Hoegaarden, ale i Leffe, i to po bardzo przystepnej cenie (5-6zl). A Leffe zgadzam sie, duzo bardziej warte uwagi niz Hoegaarden, jak na razie najslabszy witbier z jakim sie zetknalem.
OdpowiedzUsuńByło by pewnie taniej, teraz Leffe w przedziale 6-7 zł jak się wie gdzie kupić bo zwykle to okolice 9 zł, Hoegaarden nie wiem bo nie lubię tego piwa. A InBev dystrybuuje u nad chyba Barlan pewnie dlatego wspomniane wyżej piwa pojawiają się w marketach na półkach razem z Hebanem, Faustusem, Koźlakiem.
OdpowiedzUsuń11 zeta w biedronce za 0,7. Piwo genialne. Zrobiło na mnie większe wrażenie niż leffe.
OdpowiedzUsuń