Flensburger Pilsener – Flensburger – Niemcy
Myślałem, że Flensburger, w Niemczech rozsławiony komiksem „Werner”, w którym tytułowy bohater, poza pracą na budowie i jazdą motocyklem, za...
https://thebeervault.blogspot.com/2010/11/flensburger-pilsener-flensburger-niemcy.html
Myślałem, że Flensburger, w Niemczech rozsławiony komiksem „Werner”, w którym tytułowy bohater, poza pracą na budowie i jazdą motocyklem, zabija czas głównie piciem Flensburgerów, to jedno z bardziej znanych niemieckich piw, a tu proszę, niespodzianka, bowiem produkcja jest o połowę mniejsza niż np. w przypadku browaru Rothaus. Browar we Flensburgu jest jednak jednym z niewielu ogólnoniemieckich browarów, które nie są zrzeszone w żadnym koncernie, a co więcej, nie jest to teżjkaś tam spółka akcyjna, ale prawdziwa firma prywatna, będąca własnością rodzin Petersen i Dethleffsen. To się chwali!
Etykieta jest w stylu północnoniemieckim – Flensburg jest bałtyckim miastem portowym, oddalonym o dwa rzuty kotem od Danii, więc nie dziwi statek na etykiecie. Chociaż, co trzeba podkreślić, Flensburg nigdy nie należał do Hansy. Za to miastowe piwo ma ładniejszą etykietę od Hansa Pils, choć w podobnym stylu. Opakowanie również bardzo stylowe, buteleczka 0,33l z grubego szkła i strzelającą krachlą. W promieniu parudziesięciu metrów wokół nas po otwarciu butelki wszyscy będą wiedzieli że otwarliśmy właśnie piwo, bowiem korek strzela naprawdę głośno, tak więc uwaga na sępy! Kiedyś, za poprzedniej komuny się w Polsce w takich butelkach ponoć kupowało kwas chlebowy. Wprawdzie nie piłem rzeczonego kwasu, ale gotów jestem się założyć że taki dobry jak Flensburger Pilsener na sto procent nie był! Piwo średnio-lekko gazowane, więc w sam raz, dość jasne i lekkie w smaku, który sam w sobie, choć jakościowo przedni i bez wad, nie wyróżnia się. Ale za to jaki posmak! Piwowarzy z Flensburga postawili na goryczkę, która jest mocna, klasyczna i trwała, trochę jak w dobrym ejlu, ale bez owocowo-estrowego smaku ejla. Kobietom to za bardzo nie podchodzi, jak zauważyłem, ale prawdziwym mężczyznom (typu Stefan Seagal) tym bardziej. Poza rzeczoną goryczką można też wyczuć lekki zapach maliny oraz ledwo wyczuwalny jej posmak. Ale nie ma się o co martwić – ta strona aromatu jest nikła i w żadnym wypadku nie dodaje słodyczy do piwa ani nie zaburza owej klasycznej, prawdziwej goryczki. Flensburger Pilsener odstaje jakościowo i goryczkowo na tle innych lagerów, nawet niemieckich. Co prawda, można mu zarzucić jednowymiarowość, jako że jedyny atrybut którym piwo się wyróżnia na dobrą sprawę jest właśnie ta goryczka, ale przecież piwo nie musi być oryginalne, żeby było wybitne. Piwowarzy z Flensburga w tym przypadku skoncentrowali się na goryczce, wychodząc z założenia, że to ona ma grać w tym piwie pierwszoplanową rolę. Nastawienie może i trochę symplicystyczne, ale za to prostolinijne, jasne i uczciwe, przekładające się w tym wypadku na doskonały wynik. Jest to piwo wiernie oddające dewizę umieszczoną na etykiecie – świeże i wytrawne. Czy jest to najlepszy niemiecki pils? Całkiem możliwe! Czy można lagera zrobić lepiej, nie kombinując zanadto i trzymając się niemieckiego Reinheitsgebotu? Nie wiem, choć wątpię. Polecam gorąco!
Etykieta jest w stylu północnoniemieckim – Flensburg jest bałtyckim miastem portowym, oddalonym o dwa rzuty kotem od Danii, więc nie dziwi statek na etykiecie. Chociaż, co trzeba podkreślić, Flensburg nigdy nie należał do Hansy. Za to miastowe piwo ma ładniejszą etykietę od Hansa Pils, choć w podobnym stylu. Opakowanie również bardzo stylowe, buteleczka 0,33l z grubego szkła i strzelającą krachlą. W promieniu parudziesięciu metrów wokół nas po otwarciu butelki wszyscy będą wiedzieli że otwarliśmy właśnie piwo, bowiem korek strzela naprawdę głośno, tak więc uwaga na sępy! Kiedyś, za poprzedniej komuny się w Polsce w takich butelkach ponoć kupowało kwas chlebowy. Wprawdzie nie piłem rzeczonego kwasu, ale gotów jestem się założyć że taki dobry jak Flensburger Pilsener na sto procent nie był! Piwo średnio-lekko gazowane, więc w sam raz, dość jasne i lekkie w smaku, który sam w sobie, choć jakościowo przedni i bez wad, nie wyróżnia się. Ale za to jaki posmak! Piwowarzy z Flensburga postawili na goryczkę, która jest mocna, klasyczna i trwała, trochę jak w dobrym ejlu, ale bez owocowo-estrowego smaku ejla. Kobietom to za bardzo nie podchodzi, jak zauważyłem, ale prawdziwym mężczyznom (typu Stefan Seagal) tym bardziej. Poza rzeczoną goryczką można też wyczuć lekki zapach maliny oraz ledwo wyczuwalny jej posmak. Ale nie ma się o co martwić – ta strona aromatu jest nikła i w żadnym wypadku nie dodaje słodyczy do piwa ani nie zaburza owej klasycznej, prawdziwej goryczki. Flensburger Pilsener odstaje jakościowo i goryczkowo na tle innych lagerów, nawet niemieckich. Co prawda, można mu zarzucić jednowymiarowość, jako że jedyny atrybut którym piwo się wyróżnia na dobrą sprawę jest właśnie ta goryczka, ale przecież piwo nie musi być oryginalne, żeby było wybitne. Piwowarzy z Flensburga w tym przypadku skoncentrowali się na goryczce, wychodząc z założenia, że to ona ma grać w tym piwie pierwszoplanową rolę. Nastawienie może i trochę symplicystyczne, ale za to prostolinijne, jasne i uczciwe, przekładające się w tym wypadku na doskonały wynik. Jest to piwo wiernie oddające dewizę umieszczoną na etykiecie – świeże i wytrawne. Czy jest to najlepszy niemiecki pils? Całkiem możliwe! Czy można lagera zrobić lepiej, nie kombinując zanadto i trzymając się niemieckiego Reinheitsgebotu? Nie wiem, choć wątpię. Polecam gorąco!
Ocena: 9
Z tą maliną to trochę przesada, ale resztę opinii jak najbardziej podzielam. Flens + dorsz... mmmmm.. :)
OdpowiedzUsuń