Wizyta w browarze restauracyjnym Felsenkeller w Weimar
https://thebeervault.blogspot.com/2013/01/wizyta-w-browarze-restauracyjnym.html
O Weimarze można pisać długo. Położone przy autostradzie A4, na zachodnim krańcu Turyngii średniej wielkości miasto (65 tyś. mieszkańców) ma historię sięgającą co najmniej 899 roku, i można je bez cienia przesady nazwać jednym z historycznych niemieckich centrów kulturowych. To tu powstała uczelnia artystyczna Bauhaus, od której wziął nazwę osadzony w modernizmie kierunek architektoniczny. To tu mieszkały takie postacie jak Schiller, Goethe, Fryderyk Nietzsche, Artur Schopenhauer, Franz Liszt, Jan Sebastian Bach, Caspar David Friedrich, Carl Zeiss, Richard Strauss czy Richard Wagner. To tu podpisano po Pierwszej Wojnie Światowej demokratyczną konstytucję Niemiec, dzięki czemu powstało określenie Republika Weimarska. Miasto warte zwiedzenia, mogące się poszczycić między innymi jedną z najstarszych bibliotek w Europie – nadal pozostaje dla mnie ciemną plamą na mapie, choć od jakiegoś czasu nieco jaśniejszą. Jadąc autostradą trzeba się było gdzieś zatrzymać na obiad, jak ulał pasował więc browar restauracyjny Felsenkeller w Weimarze, położony raptem 3,5 km od szosy. Wprawdzie brewpub to tylko jedna z wielu atrakcji Weimaru, ale subiektywnie rzecz ujmując – dość istotna.
Restauracja z własnym piwem jest położona w bardzo ładnym, starym kamiennym budynku z 1792 roku. Do 1875 roku mieściły się w jego wnętrzu piwnice leżakowe Weimarer Stadtbrauerei. Browar wraz z jego posiadłościami został wykupiony przez Ludwiga Deinhardta w 1875 roku, i to jego imieniem jest obecnie nazwany funkcjonujący w Felsenkellerze browar, będący oczywiście integralną częścią restauracji. Nieco zawiła sytuacja więc – browar w brewpubie nosi inną nazwę niż sam brewpub.
Budynek z zewnątrz bardzo atrakcyjny, dwupoziomowy, wewnątrz nie robi już specjalnie pozytywnego wrażenia. Pośrodku sali na drugim piętrze jest prawidłowo wyeksponowana instalacja warzelna, przed którą jednak pod sufitem jest podpięty istny gąszcz różnobarwnych reflektorów, sugerujący że jest to miejsce na dancingi i kontrastujący z przyciemnioną salą wyposażoną w drewniany bar, krzesła i stoły. Wespół z charakterystycznymi kafelkami oraz zasłonami na oknach, reflektory robią wrażenie że jest się w lokalu restauracyjno-imprezowym, nie dalej jak parę lat od końca poprzedniej komuny. Te wrażenie nieco wygładza bardzo duży ogród zimowy, ale skłamałbym pisząc, że mi wnętrze restauracji przypadło do gustu.
Kelnerka posłała nam z początku lodowate spojrzenie i wydawała z siebie coś co bardziej przypominało mamrot niż poprawnie wyartykułowane słowa. No tak, słyszała że gadamy po polsku, a byliśmy w Niemczech wschodnich, w których nastroje szowinistyczne są dość silne. Jakiś czas później już się zaczęła uśmiechać, jej zagadkowe zachowanie rozjaśniło mi się zaś pod koniec, kiedy życzyła nam „einen Schoenen Abend”, w charakterystyczny sposób artykułując słowa. Otóż była to prawdopodobnie Rosjanka. A Rosjanek to ja w życiu spotkałem sporo i w większości były to istne królowe lodu, charakteryzujące się wyrazem twarzy będącym osobliwym połączeniem melancholii, lekkiej zadziorności i niechęci wobec świata.
A co z treścią wizyty? Całkiem nieźle. Deinhardt Bräu warzy regularnie pilsa i schwarzbiera (obydwa po 11,5% ekstr. i 4,8% alk.), plus jedno piwo sezonowe. Ogółem piw sezonowych pojawia się w ofercie w ciągu roku 8, z czego najbardziej egzotyczne można było nabyć podczas naszej wrześniowej wizyty. Piwo o nazwie Kartoffelbräu jest warzone z dodatkiem skrobi ziemniaczanej i być może mimo to nie śmierdzi gotowanymi warzywami, ale niestety – musiałem za jakiś czas zmienić kierowcę, tak więc ograniczyłem się do dwóch małych piw z regularnej oferty.
Deinhardt-Bräu Pils charakteryzował się słomkową barwą, jedynie lekkim zmętnieniem oraz niezbyt urodziwą pianą, która zresztą na długo na nim nie zagościła. Zapach bardzo delikatny, nieco słodowy, z nutką miodową oraz fistaszkową, no i w miarę wyraźną chmielowością. Profil w porządku, ale zbyt mała siła przebicia. Smak tego dość mocno nasyconego piwa jest wytrawny jak na niemieckiego pilsa przystało, przy tym jednak, w zgodzie z zapachem, za mało aromatyczny, za sprawą czego nie wywiera większego wrażenia. Niska treściwość współistnieje z dość gorzkim, trawiasto-chmielowym finiszem z nutką miodową. To właśnie końcówka jest najprzyjemniejszą częścią piwa, które jednak pod względem całokształtu jest jedynie solidne (Ocena: 6/10).
Deinhardt-Bräu Schwarzbier jest piwem zdecydowanie bardziej udanym od pilsa, choć głównie pod względem zapachu oraz puszystej, ubitej piany, górującej nad ciemnobrązowym, mętnawym trunkiem. Intensywna, świeżo zmielona kawa w połączeniu z wyraźnymi nutami palonego ziarna i przewijającymi się gdzieniegdzie akcentami chmielowymi daje świetny efekt. Ten jednak ulega osłabieniu w trakcie picia. Ponownie – piwo w zgodzie ze swoim stylem jest wytrawne, przy tym jednak robi wrażenie nieco ugłaskanego, zbyt łagodnego, czemu nie pomaga zbyt niskie nasycenie. Podobnie jak w przypadku pilsa, najlepszy jest tutaj finisz – lekko gorzki, palono-kawowy, śladowo waniliowy, nieco zbożowy. Summa summarum dobre piwo, choć warto by usprawnić recepturę (Ocena: 6,5/10).
Na obiad zamówiłem delikatną pieczeń wieprzową w sosie ze schwarzbiera, przypominającym swojski pieczeniowy ciemny, a do tego turyngijskie kluski, czyli po polsku pyzy oraz pieczarki w śmietanie. Z wyjątkiem pieczarek, które powinny być jednak smażone a nie duszone, daję w pełni zasłużone oba kciuki w górę. Treściwe, nieco zawiesiste danie środkowoeuropejskie, dobrze przyrządzone. Minus za to za brak wykałaczek na stole – w restauracji podającej dania mięsne jest to faux pas.
Czy więc warto wstąpić do Felsenkeller w Weimarze? Zapewne jeśli się akurat miasto zwiedza. Jeśli chodzi tylko o piwo, to są przy autostradzie A4 inne browary restauracyjne, być może bardziej warte uwagi – między innymi w Erfurcie, Chociebużu, Jenie, Dreźnie czy też Budziszynie.