Weihenstephaner challenge
https://thebeervault.blogspot.com/2013/01/weihenstephaner-challenge.html
Wzorzec, czyli Weihenstephaner Hefe Weissbier (alk. 5,4%) ma jak na wzorzec przystało wzorowy wygląd – puszysta piana unosząca się nad mętnym złotem nie chce opadać. Zapach jest mocno cytrusowy z wyraźnym goździkiem. Nie jest jednak ostry, jako zmiękczacz występuje kolaż bananowo-waniliowo-gruszkowy, a pomiędzy tymi warstwami nieco drożdżowego dymku. Profesjonalna, wyważona kompozycja podszyta ciasteczkową słodowością.
Delikatnie kwaskowy smak tworzy gęstwią drożdżową oraz aksamitnym nasyceniem iluzję pełni, a słodowo-owocowym aromatem iluzję słodyczy. Aksamit w ustach przy wyrazistej acz nie nachalnej aromatyczności. Full professional. Nie jest to najlepsza pszenica jaką piłem, ale naprawdę nie da się tu do niczego przyczepić. (Ocena: 7/10)
Po Krombacher Weizen (alk. 5,3%) spodziewałem się najmniej. Niesłusznie, bowiem produkt koncernu który na co dzień warzy popularnego w Niemczech pilsa okazał się piwem bardzo porządnym. A przy tym bardzo klasycznym – począwszy od mętnego pomarańczowego koloru, przez puszystą i trwałą pianę, po mocny aromat waniliowo-goździkowy ze wskazaniem na to drugie, z mocną komponentą drożdżową, delikatnym bananem i dymkiem. Połączenie miękkości z ostrością, mało spektakularne ale przyjemne.
Po pierwszych łykach staje się jasne, że Krombacher poszedł na pewniaka. Wyraźna, fajna kwaskowość, lekko mączne uczucie w ustach, niewyraźna goryczka, owocowo-przyprawowy smak oraz chlebowo-owocowo-przyprawowy posmak. Mały zgrzyt jednak jest – aromatyczność jest w trakcie picia odczuwalna na niższym poziomie niż się spodziewałem, przez co piwo sprawia lekko wodniste wrażenie. To taki mały minus, choć pszenica od Krombachera świetnie gasi pragnienie – ma jednak nie do końca wykorzystany potencjał. (Ocena: 6,5/10)
Kapuziner Weissbier (alk. 5,4%) ma już jedynie ‘dość’ trwałą pianę, wizualnie przegrywa więc z dwoma poprzednikami. Zapach jest przede wszystkim mocno słodowo-drożdżowy z wyraźnym ‘dymkiem’. W chlebową słodowość są wkomponowane nutki mocno przejrzałych bananów, doprawione paroma kroplami cytryny. Goździk jest obecny w oszczędnych ilościach.
Słodowo-owocowy smak przechodzi w delikatnie goździkowy finisz, de facto wyzbyty goryczki. Kwaskowość jest niska, iluzja słodyczy wyraźna. Udane, wyważone piwo o smaku dojrzałych owoców i chleba. Dobre, może nawet lepsze. (Ocena: 6,5/10)
Kapuziner Kellerweizen (alk. 5,1%) to mętna pszenica z tego samego browaru co Kapuziner Weissbier, myliłby się jednak ten kto przypuściłby że te dwa piwa wobec tego nie będą się specjalnie różnić. Otóż piwniczna pszenica jest zdecydowanie najsłabszym piwem w tym zestawieniu, w rzeczy samej jedna z gorszych jakie piłem. Oprawa graficzna ze stylizowaną na wiekową ryciną przedstawiającą roześmianego mnicha obok beczki piwa może się podobać, niezbyt trwała piana unosząca się nad dość ciemnym jak na swój gatunek piwem już mniej, a aromat jeszcze mniej. Jest zdecydowanie mniej owocowy i bardziej zbożowy, lekko opiekany, w porównaniu do regularnego Kapuzinera. Równie drożdżowy, ale szczątki banana ledwo prześwitują, podczas gdy nut przyprawowych de facto nie wyczułem niemalże wcale. Zamiast tego w zapachu są obecne nuty przejrzałych jabłek, no i – zgodnie z nazwą zresztą – nieco akcentów piwnicznych. Piwo robi na mnie chałupnicze wrażenie.
Smak jest bardziej miękki niż się spodziewałem po zapachu, ale za to zastraszająco mocno wodnisty, a przy tym delikatnie kwaskowy. Niska aromatyczność przechodzi w nieco opiekany, śladowo owocowy posmak. Nijakie piwo, wyzbyte substancji. (Ocena: 4,5/10)
Najbardziej byłem ciekaw Duckstein Rotblondes Weizen (alk. 5,7%), a to ze względu na to że piwo jest leżakowane z wiórami drewna. No i drogie oraz w ładnej butelce. Altbier marki Duckstein jest świetny, hefeweizen już nie, choć jest to porządne piwo. Piana nad mętnym, ciemnozłotym trunkiem nie ma takich skłonności do tworzenia się jak w innych piwach pszenicznych, za to pozostaje na wierzchu przez dłuższy czas. W zapachu ciekawa, zaskakująco ostra nuta bananowo-gruszkowa jest sparowana z goździkiem i drożdżami. Lekko cytrusowe piwo ma przy tym ewidentnie drewniane nuty, nie pożałowano tych trocin. Co ciekawe, w innych opisach (może z innych warek) nie znalazłem wzmianki o wyczuwalnym drewnie, ale w moim egzemplarzu było aż nieco zbyt silnie obecne. Specyficzny aromat może wprawdzie miejscami kojarzyć się z trocinami a wręcz kartonem, uprzejmie jednak zakładam, że nie jest to utlenienie a efekt wspomaganego leżakowania. Pachnie niczym świeżo z beczki.
Duckstein Weizen to piwo dość wysoko, pół-aksamitnie nasycone, o dość miękkim smaku, mało przyprawowym – w trakcie picia dopiero w finiszu można wyczuć ostrawą nutę goździkową wieńczącą dzieło. Piwo jest gładkie i stonowane, jak się tego oczekuje po trunkach leżakowanych na drewnie. Brakuje mu jednak wyrazistości. W trakcie picia charakterem jest bardziej słodowe niż owocowe, co próbuje nadrabiać silnym aromatem drewna. Sądzę, że na jarmark średniowieczny pasowałoby jak ulał, mnie jednak na chwilę obecną nie do końca przekonuje. Ostrawy finisz ma bowiem stanowić kontrapunkt dla łagodnej, zbyt wygładzonej części głównej, robi jednak niedopasowane wrażenie. Nie do końca harmonijne piwo (mimo leżakowania na drewnie), choć nadal dobre. (Ocena: 6,5/10)
Hofbräu München jest najbardziej znany ze swojego piwa marcowego i namiotu na Oktoberfeście, warzy też między innymi świetnego kellerbiera. No i jasną pszenicę. Hofbräu Münchner Weisse (5,1%) nieco rozczarowuje swoją pianą, zarówno pod względem trwałości, obfitości oraz ubicia. W zapachu rześkie nuty cytrusowo-goździkowe przykrywają słodsze waniliowo-słodowe. Wyraźna jest drożdżowość, banan bardzo subtelny. Typ kwaskowego, rześkiego zapachu weizenowego. Ostrawego, choć nie w nadmiarze fenolowego. W odbiorze nieco mi przypomina pszenicę z Kloster Andechs.
Smakowo piwo niestety zrazu nie dotrzymuje obietnic danych swoją wonią. Jest zdecydowanie bardziej ugłaskane, co jednak nie skutkuje wyważeniem i pieszczącą podniebienie miękkością, a brakiem solidniejszej wyrazistości smakowo-aromatycznej. Przy tym właśnie nie jest miękkie – kombinacją dwutlenku węgla i lekkiego kwasku gryzie język, a wbrew temu z kolei nie jest do końca wytrawne, wręcz powiedziałbym na odwrót – jest nieco zawiesiste i mało orzeźwiające. Mniej więcej w połowie szklanicy staje się bardziej przystępne, wygładzone w dobrym tego słowa znaczeniu – przypiłowaniu ulegają niepasujące tu z początku, ostre kanty. Od tego momentu aż do końca piwo sprawia pijącemu przyjemność. Piwo zagwozdka. (Ocena: 6,5/10)
Zestawienie wygrywa więc Weihenstephaner, choć nawet nie ze względu na swoją wyjątkowość, a dobór konkurencji. Miał szczęście.