Nowy katowicki szlak piwny
https://thebeervault.blogspot.com/2015/04/nowy-katowicki-szlak-piwny.html
Na początku był węgiel. Potem powstało Tyskie, a później otwarto Białą Małpę, w której można się było napić z wielukranów w końcu jakiegoś sensownego piwa. Przyznam, że mimo rozbudowania baru, na którym można zamówić obecnie aż 16 piw lanych, formuła Białej Małpy w moich przynajmniej oczach się nieco wyczerpała. Mniejsza już o obligatoryjne Raciborskie albo słodzikowanego dunkela, ale ostatnio raczyłem się w Małpie piwem z butelki, bo mimo ilości kranów na żadnym z nich nie znalazłem niczego ciekawego. Może to chwilowa zadyszka, ale i tak obecnie część centrum położona po drugiej stronie dworca jest bardziej pociągająca pod względem piwnym. Zresztą, na przeciwległym biegunie do 'Afy' już od dłuższego czasu był Browariat, do którego z Małpy jest jednak kawałek. Cztery krany, a mimo to zawsze coś dobrego. No i w dodatku rotacyjna i niespotykana nigdzie indziej w Polsce oferta butelkowa. Tym lepiej, że w strefie naokoło ulicy Mariackiej ostatnio sie zrobiło bardzo piwnie, co zaowocowało katowickim mini-szlakiem piwnym, po którym mam Was zamiar oprowadzić.
Zaczynamy od Browariatu, usadowionego zaraz za wiaduktem kolejowym na ulicy Francuskiej, 100 metrów od Mariackiej. Zaczynamy, bo nigdy nie wiadomo czy nam się film nie urwie od razu w pierwszej knajpie, a Browariat jest tą knajpą w której w razie czego najmilej jest spędzić resztę wieczoru. W klimatycznych ale schludnych pomieszczeniach piwnicznych możemy się napić czołówki angielskiego i niemieckiego craftu. Stawiamy więc na jednym ze stołów w kształcie drewnianych beczek kielicha czy inne teku napełnione dobrodziejstwem dostarczonym przez bawarską Cambę czy angielskiego Partizana bądź Kernela, i dajemy się ponieść atmosferze podsycanej przez muzykę puszczaną z winyla. Jak ktoś ma za dużo pieniędzy przy sobie, to może się też przekonać o tym, że Niemcy jak najbardziej znają określenie barrel-aged i zakupić butelkę specyfiku leżakowanego w beczce po szlachetnym alkoholu. Asortyment specjalny często ulega rotacji, a wgląd w niemiecką kreatywność dają nie tylko eksperymentalne piwa Camby, ale i na przykład imperial IPA robiona na bazie eisbocka. A jak ktoś ma krucho z kasą, to zawsze jest pils za osiem złotych. A nie oszukujmy się, ten z Schonramera jest jednym z najlepszych. Swoją droga, wróbelki ćwierkają, że już za niedługo liczba kranów ma ulec podwojeniu. W ogóle zauwazyłem że ten gatunek ptaka jest zazwyczaj najlepiej poinformowany o nadchodzących zmianach w piwnym światku, no ale to nie jest wpis o tym.
Posililiśmy się, więc możemy zmienić klimat i asortyment, udając się 200 metrów dalej do komplementarnej w obydwóch kwestiach wobec Browariatu katowickiej Kontynuacji. Po prawdzie, to Kontynuacja dysponuje tyloma klimatami ile ma sal. Na lewo od wejścia znajduje się wysokie, dwupoziomowe pomieszczenie, które na mnie przynajmniej robi wrażenie nieco kawiarniano-biblioteczne. Dobre do posiedzenia przy 1-2 piwach, na randce chociażby. Na przeciwległym biegunie przestrzennym jak i estetycznym znajduje się sala na tyłach, za toaletami. Wyposażona jest w oczojebny, czerwony neon, który sprawia że pomieszczenie ma klimat burdelowy. Przynajmniej tak sobie burdele wyobrażam. Tutaj akurat nie warto raczej przesiadywać. Od samego neonu można dostać HIV-a, jak sądzę. Główna część Kontynuacji to z jednej strony długie, wysokie stoły, jakby ktoś czeski klimat usiłował przeciągnąć na niwę modernizmu, powieszone na ścianach, oprawione w ramy zdjęcia prowodyrów polskiego craftu oraz długi bar z 16 kranami i jedną pompą, brodatą obsługą i górującą nad barem tablicą z kredową rozpiską kranów. Ludzi zazwyczaj jest tu sporo, to i rotacja na kranach częsta. Zawsze można na nich coś ciekawego znaleźć. A że obsługa miła i kontaktowa, to i można tak długo posiedzieć aż się przybije gwoździa (been there, done that). No ale, my tu na szlaku, nie spać, zwiedzać.
Tak więc wyruszamy w dalszą drogę, która nas prowadzi przez całą długość ulicy Mariackiej. Po drodze musimy omijać czychające na nas kokomohostessy z różowymi parasolkami. Jak są zbyt nachalne, to wystarczy wrzasnąć w twarz że JESTEŚMY GEJAMI!!, to zawsze działa. W ten sposób dochodzimy do końca ulicy, gdzie naprzeciwko starego dworca czeka na nas z otwartymi drzwiami wielokran Absurdalna.
Jeśli ktoś opisałby mi tę knajpę, to stwierdziłbym apriorycznie, że pewnie wejdę i zaraz wyjdę, bo absolutnie nie jestem zwolennikiem takiego stylu. Umieszczony na parterze kamienicy, sporych rozmiarów multitap to połączenie przestrzeni, brzydoty i PRL-u. Czułem się w sumie trochę jak w skłocie, tyle że porządnie ogrzanym. I mimo to knajpa bardzo mi się spodobała. Ogromne pomieszczenia z podłogami z solidnego drewna mają odrapane ściany, psychodelicznie kolorowe meble i ‘pajęczynę’ na suficie, złożoną z połączonych ze sobą różnobarwnych kul. Na ścianach gdzieniegdzie wiszą reklamy z poprzedniej komuny, a pierwsze pomieszczenie jest de facto wernisażem Kaji Renkas. Miejsca fest dużo, kranów 12, więc jak najbardziej styknie. Wychodzą one ze starego pianina, co dobrze współgra z nazwą lokalu. Jako rzekłem, styl zupełnie nie z mojej bajki, a mimo to konsekwencja w tym absurdalno-komunowo-brzydackim motywie przewodnim, połączona z dużą przestrzenią i ciepłem sprawia, że w Absurdalnej się bardzo miło siedzi. Jednocześnie jest to knajpa inna niż wszystkie inne, więc już choćby dlatego warto się z dworca PKP kierować właśnie w jej kierunku, a nie na zachód. Szczególnie że do piw, podawanych w pojemności 400ml i 250ml, można przekąsić robione na miejscu jedzenie, na przykład porcję kurczaka w tempurze, z sosem schlenkerlowo-papryczkowym za jedyne 9zł.
Jeszcze nam mało night fever? Jeszcze nie chcemy dobić wątroby, lądując pomiędzy menelami na dworcu w kolejce po burgera? No to idziemy się upodlić do końca do C-4. Przechodzimy przejściem podziemnym obok starego dworca, zostajemy po drodze daltonistami za sprawą szpetnych graffiti, nos nam się znieczula od smrodu zaschłego moczu i wczodzimy do tej dziwnej knajpy. Dziwnej, bo skaładającej się z pierwszego, całkiem przyjemnego pomieszczenia z barem i kanapami, pomieszczenia obok pełniącego w mojej wyobraźni funkcję śluzy oraz Labiryntu Minetaura, który rozciąga się za śluzą. Labiryntu cegielnianego, pełnego podejrzanych zakamarków i dziwnych ludzi. W filmach w takich miejscach bogate szczury biznesu zaciągają się koką, po czym mordują prostytutki cygańską patelnią. No nie, tam nie wchodzimy, zostajemy przy barze. Jest tutaj trochę butelek, ale uwagę zwraca 5 kranów, na których zazwyczaj można dostać za stosunkowo śmieszne pieniądze jakiegoś czeskiego mikrusa, polskiego craftowca czy też maślanego pilznera. W sam raz na wygaszenie wieczoru.
Dobra, to teraz idziemy w końcu tę wątrobę zarżnąć jakimś burgerem czy innym remuvkebabem.
Warto odwiedzić ponownie C4 i napisać aktualne informacje na temat knajpy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWiem że kranów jest obecnie więcej, natomiast jeśli chodzi o remont, to byłem już po.
Usuń