Czy nudne piwo jest złe? Na przekór wyścigowi ekstremów.
https://thebeervault.blogspot.com/2014/10/czy-nudne-piwo-jest-ze-na-przekor.html
Nudne w sensie ugrzecznione czy 'zbalansowane', a złe w rozumieniu niesmaczne czy też niewarte zawracania sobie nim głowy. Wpis wypłynął z małej wymiany zdań na profilu cukierbergowym bloga mego, ale jest to kwestia nad którą myślę że warto się pochylić na kanwie wyścigu ekstremów, który właśnie obserwujemy na naszym piwnym poletku. No bo sprawa wygląda tak, że skoro piwo przez dłuższy czas było synonimem niezbyt ekscytującego jasnego lagera, to teraz wahadło odbiło w drugą stronę i jesteśmy zarzucani piwami ekstremalnie chmielonymi, trochę rzadziej mocno palonymi, a niektórzy już prorokują nadejście ery piw bardzo kwaśnych. To jest dobre może i na krótką metę, ale moim zdaniem pozostanie jedynie modą, która już niedługo przeminie. Dlaczego? Ponieważ człowiek ma już taką konstrukcję, że do każdego ekstremum może się przyzwyczaić, zaś jeśli to ekstremum sprawia mu przyjemność, będzie szukał nowych, jeszcze bardziej skrajnych doznań. Sprawa szeroko znana i zbadana chociażby w kontekście sportów ekstremalnych czy uzależnienia od pornografii. Natura zaś jest tak ukształtowana, że taki człowiek prędzej czy później się w tym zatraci albo też odbije od ściany i zostanie sprowadzony do parteru.
W piwie zatracić się można chyba tylko wpadając w alkoholizm bądź też zakupoholizm każący człowiekowi wydawać całą pensję na barej ejdżd RIS-y za bańkę jedna flaszka. Są więc ludzie, dla których piwa nie zapewniające ekstremalnych doznań są nudne i niewarte uwagi, ale to się kiedyś też skończy. Atak Chmielu dla większości był ekstremalny jak się ukazał na rynku, teraz ci sami ludzie uważają go za karmelowego grzeczniucha i poszli w wyższe wartości IBU albo większą zawartość kwasu. I w końcu dojdą do takiego punktu, w którym już nie będzie niczego bardziej 'ekstremalnego', bo nie będzie niczego bardziej kwaśnego od jakiegoś tam geuze albo bardziej gorzkiego od ostatecznej brutal imperial IPA. I co wtedy?
Dochodzimy w tym momencie do bardzo istotnej kwestii, mianowicie czy rozróżnianie piw na nudne (w sensie stonowane aromatycznie i smakowo) i ekscytujące ma jakikolwiek sens? Moim zdaniem nie ma. Po pierwsze dlatego, że są i ludzie, dla których 100IBU IPA jest nudna, bo zbyt dużo takich piw w życiu wypili, a niektórzy producenci popadają w stagnację twórczą nie mając innego pomysłu na swój biznes niż trzaskanie jedno po drugim takich właśnie piw.
Po drugie jednak, co znacznie bardziej istotne - piwa dzielą się na przyjemne i nieprzyjemne, smaczne i niesmaczne. O tym które przynależy do której kategorii każdy z nas decyduje dla siebie. Myślę że ten podział jest o wiele bardziej uczciwy, bo dając sobie narzucić dychotomię, przeciwstawiającą piwa ekstremalne piwom ugrzecznionym, wpadamy w pułapkę zastawioną przez producentów tego ekstremalnego 'craftu' - ekstremum ma się nam kojarzyć z piwem wartym zakupu, balans czy stonowanie z piwem niewartym splunięcia. Tymczasem z pewnością bycie obudzonym nad ranem przez wstające za oknem słońce jest nudniejszą pobudką od upadku z łóżka spowodowanego nagłym uruchomieniem młota pneumatycznego przez robotnika za ścianą. Natomiast kwestia tego co jest bardziej przyjemne nie przystaje tutaj do opozycji ekstremalne vs. nudne, prawda?
Po drugie jednak, co znacznie bardziej istotne - piwa dzielą się na przyjemne i nieprzyjemne, smaczne i niesmaczne. O tym które przynależy do której kategorii każdy z nas decyduje dla siebie. Myślę że ten podział jest o wiele bardziej uczciwy, bo dając sobie narzucić dychotomię, przeciwstawiającą piwa ekstremalne piwom ugrzecznionym, wpadamy w pułapkę zastawioną przez producentów tego ekstremalnego 'craftu' - ekstremum ma się nam kojarzyć z piwem wartym zakupu, balans czy stonowanie z piwem niewartym splunięcia. Tymczasem z pewnością bycie obudzonym nad ranem przez wstające za oknem słońce jest nudniejszą pobudką od upadku z łóżka spowodowanego nagłym uruchomieniem młota pneumatycznego przez robotnika za ścianą. Natomiast kwestia tego co jest bardziej przyjemne nie przystaje tutaj do opozycji ekstremalne vs. nudne, prawda?
Tak więc, po raz kolejny - nie dajmy się zwariować i wpędzać w jakieś mody konsumenckie. Pijmy te piwa które nam autentycznie smakują.
przyjemne i nieprzyjemne, smaczne i niesmaczne- zgadzam sie w 100%....
OdpowiedzUsuńNatomiast co do kwestii że dojdziemy do ekstremum kwasu czy goryczki... co do tego drugiego to juz to nastało albo nastanie... natomiast ekstremum kwasu? Poza Belgią to kwasu praktycznie (zamierzonego) nikt nie robi, więc w tej kwestii ciężko będzie nam coś osiągnąć. AleBrowar robiąc JohnaCherry (sour ale) mówił że to piwo nie ma masakrować kwasem. Z jednej strony się zgodzę bo dla większości "niewtajemniczonych" mocny kwas by ich pozabijał :) No ale kwas- musi być kwaśno a nie łagodnie :)
Ja jestem wielkim miłośnikiem kwaśnych piw i powiem że te piwa ciągle będą mi smakować :) Piję je rzadko bo ok 1 na miesiąc, więc tak bardzo sie nie przyzwyczajam :) a co do mocno chmielonych, pojawia się tego tyle ze pijac 1-2 na tydzień w chwile sie przyzwyczaimy
Pozdrawiam JM
Ja oczywiście z tym kwasem nieco wybiegłem w przyszłość, 'sour is the new hoppy' etc.
UsuńChyba za bardzo w przyszłość.... o sour is new hoppy juz jakiś czas temu mówiono... ale narazie nic wg mnie dupy nie urwało, nie wiem jak tylko druga warka chateau z Artezana- nie kupiłem bo cena przeraźliwa była... Duke of Flanders bez szału (ok, ale tylko ok). Poza tym ceny... jak za flandersy czy inne kwasy z beczek po alkoholu zaczną dowalać po 30zł to mija to się z celem wg mnie, bo Belgia robi niezawodne sour ale, flandersy, lambiki i kosztuje to różnie ( flandersy do 13-15zł, sour ale do 15-20zł), lambiki do max 30zł (ceny w Polsce). Mało kto będzie mógł sobie pozwolić zeby kupić kilka kwasów w polskim wydaniu
UsuńFinansowo z pewnością mija się z celem. Jednym z najlepszych a jednocześnie najtańszych belgijskich kwasów jest rewelacyjny Vichtenaar, w sklepach zazwyczej za 6-8zł. W Polsce nikt go nie przebije ceną, a i smakiem też najprawdopodobniej nie.
UsuńInna sprawa, że kwasy to nie tylko Belgi, a np. berliner weisse można wyprodukować dużo mniejszym kosztem.
Vichtenaar jest kapitalny :) racja :D Od siebie moge dorzucic rodenbachy classic (250ml), i poddać je leżakowaniu :D wychodzą fajne efekty :) Grand cru to samo ale cena wyzsza.
Usuńa co do berlinera- piszesz że można wyprodukować go dużo mniejszym kosztem... czemu nikt tego nie robi ? Czuje że polski "kraft" dowalił by z 80IBU do berlinera zeby było nowofalowo... :S
To jest wszystko oczywista oczywistość. ja również lubię piwa zbalansowane, bez ekstremalnych "odchyłów". Takie trunki umilają mi codzienne życie. Jednak, również na swoim przykładzie, muszę stwierdzić, że kop adrenaliny jaki daje spróbowanie czegoś mocno chmielonego jest czasem potrzebny. Kiedyś rzucałem się na każde takie piwo i właściwie nie piłem nic innego (może poza stoutami). Z czasem nauczyłem się dobierać piwo do nastroju/pogody/okoliczności. Tak będzie ze wszystkimi. W czasie rewolucji potrzeba doznań ekstremalnych. Kiedy chmielowa gilotyna zbierze już swoje żniwo, większość nauczy się doceniać alty/bittery/portery itp. Część wróci do pilsa, część pozostanie przy AIPA czy Lambicu. Dlatego uważam, że dyskusja o "nudnych" stylach jest nieco obok. Naród pojony eurolagerami musi się po prostu wyszumieć.
OdpowiedzUsuńPS Jak słyszę Lambic, to przypomina mi się Marian Kociniak z pamiętnego skeczu z "60 mniut. na godzinę" - "kwasu w zasadzie nie piję" ;)
Ciężko się nie zgodzić. Różnorodność stylów piwa to ogromny skarb i powinna ona być wręcz obsesyjnie pielęgnowana, a to dlatego, że stanowi najważniejszą (no, nie licząc ceny) przewagę piwa nad winem i szlachetnymi (to jest starzonymi w drewnie) destylatami. Między innymi dlatego Pinta jest dla mnie na naszym podwórku wysoko, wysoko ponad wszystkimi innymi graczami - mam wrażenie, że zapoznali naród z większą liczbą różnych gatunków, niż cała reszta rzemieślników razem wzięta. Próbowałem już prawie każdego z niehybrydowych (bo hybrydowe można mnożyć niemal w nieskończoność) stylów piwa i choć nie mówię, że wszystkie lubię tak samo (acz wszystkie lubię, tylko nie tak samo), to jedyny "styl", który uważam za niegodny miejsca w piwowarstwie, to eurolager - tyle że to przecież nie tyle styl, co określenie na nieudanego jasnego lagera.
OdpowiedzUsuńPinta zdecydowanie zasługuje na wielkie uznanie. Z ostatnimi piwami bywa różnie, ze stałością jakości również, ale wprowadzeniu tylu różnych styli na rynek trzeba przyklasnąć. To jest chyba jedyny browar który nawarzył tyle różnych piw, z których każde jest w innym stylu.
UsuńMoim skromnym zdaniem i małym starzem w upajaniu się craftowymi wyrobami i poznawaniem świata piwa uznaje że wszystko jest potrzebne ale nie pospolite bez wyrazu piwo. Z tego prostego względu nie chodzi o ekstremum jako takie. Walka na IBU i inne wartości. Lubie piwa zdecydowane które zapamiętam . Otóż właśnie piwa mocno aromatyczne , chmielone z mnóstwem doznań aromatyczno smakowych są bardzo dobre. Zarówno lubię delikatniejsze piwa niż AIPA czy IIPA. Mam wybór i każdy ma i nie musi się zatracić. Na szczęście w tym całym świecie piwnym jest dowolność wyboru i nieskończona wręcz mnogość różnic w obrębie jednego stylu piwa.
OdpowiedzUsuń