Wąsy bez cebuli
https://thebeervault.blogspot.com/2014/11/wasy-bez-cebuli.html
Nie było mi dotychczas, delikatnie rzecz ujmując, po drodze z piwami inicjatywy kontraktowej Olimp. Żadne z piw tego browaru mi nie smakowało, przy czym jednoznacznie wadliwe było tylko kilka z nich, stwierdziłem więc, że mój gust się widocznie nie pokrywa z gustami piwowarów olimpijskich i z Olimpem dałem sobie spokój. Po reaktywacji browaru Wąsosz powinienem był zgodnie z logiką rozszerzyć ten osobisty ‘bojkot’ również na wąsate piwa, bo za nimi stoją ci sami ludzie co za Olimpem. Nie uczyniłem tego i zarówno Polka Pils jak i Pomorzanin wylądowały w mojej szklance, nie wywołując mojego entuzjazmu. Będąc jednak umiarkowanym optymistą, zakupiłem następne pięć piw, która miały przynieść ostateczne rozstrzygnięcie.
Wąsosz Pszeniczne (alk. 4,9%) jest chmielone Iungą i faktycznie, w pszenno-słodowym, trochę bananowym aromacie można odnaleźć ostrawą nutkę chmielową, choć bardziej zieloną niż owocową jak chce tego opis na kontrze. W ustach spora zawartość drożdży tworzy iluzję pełni wraz z posmakiem, słodowy początek natomiast łamany jest wnet pikantnymi nutkami które swoje zwieńczenie mają w dość mocnej jak na styl goryczce. Nie przemawia do mnie dogoryczenie zwykłego hefeweizena, kiedyś się już z takim chwytem spotkałem, chyba w weizenie z czeskiego Permonu, i nie odpowiadało mi to. Poza tym piwo jest poprawnie uwarzone i pijalne, jego głównym mankamentem jest to, że nie do końca trafiło w mój gust. Ma jednak w sobie coś. (6/10)
Sir Arthur (alk. 5%) to pierwsze faktycznie wąsate piwo z Wąsosza jakie piłem. Angielski admiralski wąs chmielony Admiralem jest również pierwszym piwem chłopaków z Olimpu do którego nie mam żadnych zastrzeżeń. Uczucie pełni w tym ejlu jest nad wyraz konkretne, ciekawe jest zaś że goryczka przy takiej odczuwalnej pełni mając jedyne 35 IBU tak konkretnie uderza w gardło. Chmiel Admiral jest zgodnie ze słowami umieszczonymi na kontrze tytoniowo-ziołowy, u mnie wywołał skojarzenia z lekko owocową wersją żateckiego. Podbudowa słodowa za to moim zdaniem karmelem zbytnio nie trąci, bardziej chlebem, no i może jeszcze ciasteczkami. Bardzo smaczny wąs. (7/10)
Terrence (alk. 6%) to zwisający wąs rednecka, który w przerwie między chędożeniem owiec i żłopaniu samogonu lubi sobie przepłukać gardło piwem typu AIPA. Proste to piwo. Proste i efektowne. Mieszanka Amarillo i Citry oznacza w tym wypadku dominujące połączenie mango i żywicy z dodatkiem cytrusów. Słody też tutaj są, a pełnia jest podbita. Jako że na goryczkę chmielu również nie pożałowano, istnieje podejrzenie że skoro jej siła jest niebanalna przy takiej pełni, to IBU zostało niedoszacowane. Niemniej jednak – bardzo smaczne piwo, mocno gorzkie ale i słodowe dla przeciwwagi. Świeżość, rześkość chmielowa która była już obecna w Sir Arthurze jest także na plus. (7/10)
Sean (alk. 5%) ma wąs Szona Konerego, z tego kraju któremu, jak to wiemy dzięki słowom Williama Wallace’a, nikt nie zabierze wolności. Bo sam tę wolność odda w demokratycznym głosowaniu. Dry stout z Wąsosza jest podobnie płytki jak szkockie dążenie do samostanowienia. Trochę słodkiej czekolady, trochę prażonego (nie palonego) zboża, trochę masła kakaowo-waniliowego. Smak jest z jednej strony gładki, z drugiej lekko kwaskowy, lekko gorzki, rzekłbym, banalny. Brakuje tutaj konkretniejszej paloności czy czegokolwiek, co zdołałoby wynieść to piwo ponad przeciętność. Niczego takiego w nim nie znalazłem. (5/10)
Steve (alk. 4,2%) straszy na etykiecie napisem ‘American Lager’, choć po prawdzie jest to de facto pils, tylko że chmielony nie po czesku czy niemiecku, a po amerykańsku. Zarazem jest to piwo które udowadnia, że w przypadku piw nowofalowo chmielonych rodzaj fermentacji czasami nie ma większego znaczenia. Bo gdyby to lekkie, rześkie, wytrawne piwo o całkiem mocnej goryczce i smaku świeżutkiego, cytrusowego chmielu było sprzedawane jako APA, to pewnie nikt by nie zauważył że coś jest nie tak. Bardzo pijalny wyrób, approved. (7/10)
No i na koniec nowa wersja Prometeusza, warzona według zmienionej receptury przez macherów Wąsosza. Miałem nie kupować piw Olimpu, skusiłem się jednak i poparzyłem sobie sakiewkę z florenami. Piwo jest jeszcze gorsze niż ten poprzedni, mocno maślany Prometeusz. Nowy kojarzy mi się z piwem mocno odstanym, w którym wylądowała mokra ściera i które na koniec zostało wylane na psa. Na dodatek jest sporo landryny i mocna goryczka. Ale połączenie landryny z mokrą sierścią psa i szmatą to chyba nie to co miało z tego wyjść? I właśnie dlatego zasad się nie łamie. (3/10)
A ja naprawdę lubię Memowisko...
Masakrujesz tego Olimpa bez litości, a ja, ciągle mając nadzieję na poprawę, próbuję kolejnych specyfików Ich produkcji. I chyba mam jakieś głupie szczęście, bo taki na przykład Eris jest całkiem fajnym piwem. Może dlatego, że lubię połączenie Belgii z Hameryką?. Jestem uparty jak osioł, i skoro Doktorki z uporem próbowałem, aż stały się dla mnie najjaśniejszą gwiazdą naszej piwnej sceny, to może i z Olimpu coś jeszcze będzie ? ;)
OdpowiedzUsuńNie wykluczam, że nowe Olimpy są fajne, ale ja skreśliłem browar bo podliczyłem, że już stanowczo za dużo w nich zainwestowałem. Mają zresztą towarzystwo - Spirifer, Widawa,...
Usuń