Loading...

Dlaczego mnie nie ciągnie na Oktoberfest?

Parę dni temu zakończył się Oktoberfest. Niby jest to piwny mokry sen każdego mężczyzny – pojechać pod koniec września do Monachium, żeby wziąć udział w największym piwnym festiwalu świata. 16 dni, 6,4 miliona gości, 100 000 miejsc w namiotach festiwalowych. Niemalże 7 milionów litrów piwa, 116 wołów,  70 tysięcy golonek, 120 tysięcy kiełbas. Tradycja sięgająca 1820 roku. Mimo to ostatnio oddałem się dość krótkiej w sumie refleksji na ten temat i stwierdziłem że mimo że jestem tradycjonalistą, cenię niemieckie piwowarstwo oraz lubię uprawiać piwną turystykę, absolutnie mnie na Oktoberfest nie ciągnie. Dlaczego?


  1. Syf, kiła i mogiła
Oktoberfest to tradycja, część bawarskiej kultury. Tak, wiem. Tyle że obecnie jest to – mówiąc w pewnym uproszczeniu – niewiele więcej niż ponad dwutygodniowa popijawa, w trakcie której niezliczone rzesze osób pije ile wlezie. Jakoś mnie nie pociąga wizja chlania na umór z nieznajomymi ludźmi, z którymi w trakcie imprezy raczej ciekawych tematów nie poruszę. Ludźmi, którzy po osiągnięciu odpowiedniego stanu upojenia rzygają pod stół, często leją w gacie, a ponoć i srają pod siebie, byle tylko nie zwolnić miejsca przy tymże stole. Którzy załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne a nawet seksualne publicznie, bez pohamowania. Ja rozumiem kulturalną imprezę przy piwie, rozumiem konsumpcję bardziej intensywną niż ta codzienna, rozumiem upicie się z jakiejś okazji, ale wszystko ma swoje granice. Tony śmieci, publiczne ruchanie (bo inaczej tego nie można określić), rzyganie, szczanie (również koedukacyjne), pobicia, nawet gwałty... Żyjemy w czasach w których menelstwo odziało się w garnitury i jeździ SUV-ami. Oktoberfest jest jednym z dowodów na ten stan rzeczy. Ciekawa diagnoza na bogatej w fotografie stronie Muenchenkotzt.de (‘Monachium rzyga’) – namiot o pojemności 6000 osób od trzeciego litrowego kufla wzwyż staje się miejscem, w którym ma miejsce „kolektywna desublimacja”, czyli zachowania uznawane za aspołeczne, niekulturalne, troglodyckie i po prostu obciachowe, które w innym miejscu, takim jak knajpa, pociągnęłyby za sobą wywalenie zachowującej się w ten sposób osoby na zbity pysk, być może z dożywotnim zakazem wstępu, w takim miejscu stają się powszechnie akceptowane. Byłem 10 lat temu na Woodstocku, więc wiem co to brud. Ale nie mam na niego ochoty.

  1. Zaplecze sanitarne
Ten punkt łączy się z pierwszym. Mimo że oczywiście jest pod tym względem o niebo lepiej niż na Woodstocku, to 1800 pisuarów i toi-toiów to za mało, żeby zapewnić, że zawartość pęcherzy biesiadników (czy te słowo nie pochodzi przypadkiem od słowa 'bies'?) nie wyląduje na ziemi. W 2004 roku kolejki do toalet były tak długie, że oddelegowano policję do kierowania ruchem pieszym...

  1. Wybór piwa
Piwo podawane na Oktoberfeście musi mieć co najmniej 13,5° ekstraktu oraz być warzone w obrębie miasta Monachium. Inaczej mówiąc – serwowane jest tylko piwo z sześciu browarów, i jest to piwo marcowe. Jak już nadmieniłem, cenię niemieckie piwowarstwo, choć jeśli chodzi o piwa marcowe, to odpowiadają mi tylko nieszablonowe przykłady tego stylu. Zaś märzeny z Augustiner-Bräu, Hacker-Pschorr-Bräu, Löwenbräu, Paulaner-Bräu, Spatenbräu oraz Staatliches Hofbräu-München są klasyczne, czyli przyciężkawe, słodowe, słodkawe i mało gorzkie. Tutaj jednak jest wyjście z sytuacji, w niektórych namiotach można bowiem napić się piwa pszenicznego.

  1. Ceny
Piwo na Oktoberfeście jest sprzedawane w ‘Massach’, litrowych kuflach z uchwytem. 9,5 dojcze ojro za litr piwa które mi nie smakuje to zdecydowanie za dużo. Po prostu. Lepiej pojechać do Pragi i zrobić sobie rajd po knajpach i brewpubach.

  1. Czyżby faktycznie tradycyjny?
Na Oktoberfeście gra się nie tylko bawarską muzykę ludową czy nawet nieznośne, ale jednak kojarzone z bawarską kulturą szlagiery – obecnie gra się dużo muzyki popularnej, w Hacker-Festzelt na przykład zamiast orkiestry gra zespół rockowy. Podobnie jak na Euro w Polsce, na Oktoberfeście wielkie firmy robią nierzadko ogromne rezerwacje dla swoich pracowników i rad nadzorczych, co skutkuje tym, że mniej miejsc zostaje dla szeregowych wizytujących. Od jakiegoś czasu częścią Oktoberfestu są tzw. Gay Days. To nie koniec infiltracji kulturowego marksizmu – w tym roku odbyła się przed Festem medialna kampania przeciwko zamawianiu tradycyjnego Negera (dosł. Murzyna), mieszanki piwa pszenicznego i coli, bo, jakżeby inaczej, „mogłoby to urazić niektórych ludzi”. Tak, ja wiem, że mieszanie hefeweizena i coli powinno być traktowane jako faux pas, niemniej jednak bynajmniej ze względu na polityczną poprawność. Wszystko to sprawia, że Oktoberfest ma obecnie mało wspólnego z tradycją, a co dopiero Tradycją.

Jest sporo ciekawych piwnych festiwali, na których poziom kultury, higieny, różnorodność oferowanych piw oraz ceny są znacznie bardziej atrakcyjne niż na Oktoberfeście. Nie ma się więc co moim zdaniem pchać do Monachium. Co ciekawe – na całym świecie odbywają się równolegle stylizowane na Oktoberfest festiwale piwne, od Malezji po Panamę. I na większości z nich zabawa jest bardziej kulturalna niż w stolicy Bawarii.

publicystyka 7325764212553762350

Prześlij komentarz

  1. No niestety tak jest. To jest wyłącznie impreza masowa, która z wyszukaną degustacją nie ma nic wspólnego. Piwa co najwyżej poprawne, bo warzone w takich ilościach, że nie da się tego zrobić dobrze i z pasją, ale oczywiście wyjątkowe, bo "warzone specjalnie na Oktoberfest". Tradycja w tym wypadku wypacza demokrację, bo poza zakontraktowanymi browarami innych nie ma - czyli przeciętny piwosz i tak wypije to, co i tak dobrze zna - żadnego waloru edukacyjno-poznawczego to nie ma. Jednym słowem po prostu gigamasowa impreza rozrywkowa wokół piwa z wszystkimi wadami takich imprez. Ale dzięki Związkowi Browarów Niemieckich bardzo dobrze wypromowana i ugruntowująca Niemcy jako potęgę piwną.
    Zresztą jest i inny ciekawy wątek z tym związany, który wytykany jest Monachium i Bawarii. Nie będę go ciągnął, ale powiem krótko: gdyby nie Monachium z atmosferą pijacko-ludyczno-zarozumiałą nie było by NSDAP, gdyby nie NSDAP nie byłoby...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest ciekawy wątek, komuniści zresztą też prężnie działali właśnie w Bawarii. Z tym, że narodowy socjalizm jest w pewnym uproszczeniu efektem rozwoju heglizmu i (nieco mniej) kantyzmu których pierwszym wcieleniem na płaszczyźnie państwowej były militarystyczne Prusy, a ich rozwinięciem Trzecia Rzesza. Bawaria, która wraz z Austrią stanowiła wewnątrzniemiecki kulturowy kontrapunkt wobec prusactwa, o tendencjach wręcz separatystycznych, padła jego ofiarą. Całe Niemcy padły zresztą jego ofiarą, niestety, i tkwią w nim po dzień dzisiejszy, nawet jeśli sami uważają inaczej.

      A weryfikacja obrazkowa jest niestety potrzebna, żeby komentarze nie zostały zalane spamem ;)

      Usuń
    2. Czytałem kiedyś artykuł o roli piwiarni bawarskich w rozwoju nazizmu. I niestety wnioski są dość przykre - jak wiadomo Hitler nim przemawiał na wiecach do tysięcy ludzi, przemawiał w piwiarniach do dziesiątek, zjednując sobie poklask podpitej i rozgoryczonej klasy robotniczej. Potem właśnie w Monachium założył partię i stąd rekrutował ludzi.

      Usuń
  2. I jeszcze z innej beczki: czy te hasła musisz mieć, by opublikować komentarz, męczyłem się chyba 5 razy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawym jest fakt, że piwa rzekomo warzone tylko na Oktoberfest można bezproblemowo nabyć w sklepach bez większych trudności, zwłaszcza firmowane przez Löwenbräu czy Paulaner. A inne też, jakby dobrze poszukał, i tak jak zostało to powiedziane, do piw wybitnych nie należą

    Z drugiej strony, atawistyczna potrzeba bycia w grupie, potrzeba tej ludyczności jest w nas zakorzeniona. I pewnie stąd quasi narodowo-socjalistyczny (z naciskiem na socjalistyczny) charakter imprezy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, w niemieckich Getraenkemarktach we wrześniu były zazwyczaj przy wejściach stoiska z piwami warzonymi na Oktoberfest.

      Ludyczność sama w sobie nie jest zła, tak jak napisałeś, jest częścią naszej natury. Instynkt wspólnotowy w akcji nie musi mieć jednak nic wspólnego z socjalizmem. Socjalizm to post-oświeceniowe wypaczenie paru cech ludzkiej natury w teorii i granie na jej słabościach w praktyce.

      Usuń
  4. Jest to jednak na tyle duża impreza, że można znaleźć zaciszny kącik z dobrym piwem. Pytanie - czy autor tekstu był i ocenia czy nie był i podejrzewa ? Mnie też tam nie ciągnie - ale nie robiłbym z tego wydarzenia jednoznacznie pijackiej imprezy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady - Drugiej Wojny Światowej też na szczęście na własnej skórze nie uświadczyłem, a oceniać mi, jak mniemam, wolno. Ciekawe jest jednak to, że relacje są dość spójne - i to zarówno w przypadku osób którym się podobało, jak i tych którym się nie podobało. Wiadomo, że nie wszyscy piją na umór, tak przecież nie jest na żadnej imprezie, a na Oktoberfest chodzą też rodziny z dziećmi. Chociaż fotografia z Festu którą można znaleźć na necie, na której ojciec spokojnie wsadza swojego na oko 2-letniego synka na siodełko rowerowe, podczas gdy metr obok dwoje biesiadników uskutecznia fellatio, daje do myślenia.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  5. Ja trochę z innej beczki. Czy w Pradze jest organizowany podobny festiwal do Oktoberfest? Jeśli tak to jak się nazywa, gdzie go szukać? Czy to jest to? http://www.ceskypivnifestival.cz/en/index.shtml

    OdpowiedzUsuń
  6. Niestety obraz tej imprezy przedstawiony w tym poście przez ElDesmadre jest w pełni. W Monachium nie byłem, ale wystarczy wejść na stronę Muenchenkotzt.de by się przekonać. Tak wielkie pobojowisko Niemców ostatni raz było pewnie chyba pod Grunwaldem ;) Gdyby nie jeziora pawi i dziesiątki kufli to można by pomyśleć, że miała tam miejsce rzeczywiście jakaś bijatyka. W dodatku ci onanizujący się i publicznie odlewający się zboczeńcy- ani trochę kultury i za grosz wstydu. A z resztą czego można spodziewać po Niemcach!? I jeszcze te tłuste tyłki wciśnięte w te skórzane szkopskie pory- mnie to się kojarzy jedynie z NSDAP i hitlerjugend!
    Nasze święta piwne- Birofilia i Chmielaki Krasnostawskie są festiwalami o wiele ciekawszymi i ze znacznie bardziej kulturalnym towarzystwem. Raczej nikt nie rzyga, nie ma też pobojowisk urżniętej w trupa młodzieży. Piwo zaś jest różnorodne i dużo smaczniejsze. Nie mam nic do marcowego, nawet czasem mi ono smakuje (nie przepadam za mocno nachmielonymi, przez co bardzo gorzkimi stylami angloamerykańskimi, wolę style europejskie w tym również niemieckie, uwielbiam wędzonki). Żadne jednak piwo robione w takich ilościach nie będzie bardzo dobre. Poza tym festiwal piwa powinien być dla wszystkich piwoszy od wielbicieli IIPA po tych preferujących grodzisza czy lekki jasny lager.
    Gdyby umiejętnie wypromować nasze festiwale piwne, zrobiłyby one furorę na całym świecie, a Polska uznana by była za piwną potęgę. Niestety marketing był i jest naszą słabą stroną. Niestety.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ci, którym Bawaria kojarzy się z NSDAP powinni się trochę poduczyć. W Bawarii NSDAP miało stosunkowo niskie poparcie:
    http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/0/09/NSDAP_Wahl_1933.png

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja kiedyś zauważyłem u znajomego zajmującego się renowacją i sprzedażą starych mebli fajną, dużą, ozdobną komodę, na oko przedwojenną, idealną
    do przechowywania zastaw stołowych, od wielkich waz poczynając na sztućcach
    kończąc. Kupiłem. Niedawno przy okazji sprzątania znalazłem pod spodem
    wyblakłą nalepkę, na której da się odczytać "Spatenbräu Bierhalle Munchen".
    Niestety większość tekstu łącznie z datą przepadła na wieki :) I teraz mam
    fajny mebel z dodatkowym smaczkiem dla piwosza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to potężne birofilium :) Krewny również handluje antykami, i tak naprawdę jeszcze bardziej fascynująca od samych mebli bywa niekiedy ich historia.

      Usuń
  9. Piwo podrożało, już 9,80 euro

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)