Loading...

Sweet Summer Wine

Summer Wine. Ładna nazwa dla browaru, prawda? Od razu mi się skojarzyła z utworem ‘Sweet Summer Wine’ autorstwa Lee Hazlewooda, a raczej z jego coverem śpiewanym przez tego hermafrodytę z zespołu Him, na spółkę z polską, śliczną aktorką Natalią Avelon (właściwie Natalia Siwek), co to grała w filmie ‘Das Wilde Leben’ główną rolę starej niemieckiej lafiryndy Uschi Obermaier, obficie przy tym eksponując swoje warte uwagi ciało łącznie z wszystkimi jego walorami. Film mam od paru lat i mimo wspomnianych walorów nie zdołałem go obejrzeć do końca. Rewolta młodzieży w 1968 roku, szczególnie jej odpryski w Niemczech to nie jest dla mnie specjalnie pasjonujący temat. Wystarczy mi lektura ‘Unser Kampf 68’ Goetza Aly’ego oraz parę odcinków ‘Heidi, Heida’ obejrzanych jako nastolatek. No ale ta piosenka, ‘Sweet Summer Wine’ jest naprawdę świetna. A browar Summer Wine jest co najmniej równie dobry. Ulokowany jest pomiędzy Leeds, Manchesterem oraz Sheffieldem, w miejscowości Holmfirth, które jest takim dwutysięcznym angielskim miasteczkiem jakie sobie je człowiek wyobraża – czyli pagórkowaty teren i wszystkie budynki z kamienia. Niestety, wszelkie romantyczne konotacje nazwy browaru pryskają jak ci wymuszacze szyby samochodowe na skrzyżowaniach ze światłami. W tejże bowiem miejscowości gnidy z BBC nagrywały w latach 1973 – 2010 sitcom o nazwie ‘Last of the Summer Wine’. Nazwa wręcz urocza jak na serial o trzech podstarzałych zgredach, ale co sitcom to sitcom, a przecież puszczanie widzom śmiechu publiki z off-u wtedy kiedy twórcy uznają że w odcinku dzieje się coś śmiesznego to bida jak cholera.

Niemniej jednak, browar Summer Wine korzysta nieco ze sławy jaką malutkiemu Holmfirth przyniósł wspomniany serial, i koniec końców ma fajną nazwę. Oprócz posiadania tejże warzy również warte uwagi piwa, stylistycznie obejmujące wszystko co w obecnych czasach uchodzi za ‘craft’, a jakościowo cieszące się wśród koneserów pełnym uznaniem.

Zacznijmy od dwóch piw ciemnych. Barista (alk. 4,8%) to coffee stout, teoretycznie gatunek o sporym potencjale. Tutaj zmielona kawa przechodzi w rejony tytoniowo-palono-popiołowe. Ujawniła się niestety jednak również wada w postaci zielonego jabłuszka (aldehydu octowego). Również w ustach wpierw męczy trochę kolaż popiołu z zielonym jabłkiem, a dopiero w finiszu można poczuć palone ziarno oraz kawę. Kremowe nasycenie sprawia że nie jest to złe piwo, no ale bez wspomnianej wady byłoby zdecydowanie lepsze. (6/10)

Teleporter (alk. 5%) to porter robiony z dziesięciu różnych słodów, co okazało się być przerostem formy nad treścią. Jak na portera piwo jest niespodziewanie rześkie, a to za sprawą połączenia nietypowo wysokiego nasycenia z wyraźnymi nutami borówkowymi. Te ostatnie są uzupełniane przez połączenie paloności oraz gorzkiej czekolady, co sumarycznie może nieco przypominać spalone ciasteczka fornetti z nadzieniem czekoladowo-borówkowym. Nietypowy porter. Smaczny. (6,5/10)

Pacer (alk. 4%) to pale ale o mocno cytrusowo pomarańczowym aromacie, z dodatkiem garści białych winogron i brzoskwiniowej herbaty mrożonej. W sumie to podobnie pachniało okrągłe pudełko cytrusowych galaretek z cukrową posypką, popularne w Polsce kiedy byłem mały. Smak jest stonowany i łagodny, a przy tym bardzo rześki. Miękki, cytrusowo chmielowy, a w finiszu punktuje go stonowana goryczka i nutki białych winogron. To piwo jest do szybkiego picia dla orzeźwienia, taki zamiennik pilsa na gorący dzień, a jednocześnie nie jest banalne. Nad wyraz przyjemny wywar. (7,5/10)

Oregon (alk. 5,5%) to również pale ale, tyle że z dopiskiem 'west coast' i śmiało może uchodzić za wyznacznik stylu. Jest to niesamowicie pijalne, lekkie ale nie wodniste piwo o miękkiej słodowości, mocnej ale nie przeholowanej goryczce i rześkim smaku pełnym cytrusów (mandarynki, potem pomarańczy), z lżejszymi wtrętami melona i bardzo subtelnym liczi. Jakby tego było mało, to punktowane jest chłodzącym, miętowym finiszem. Ekstra, zniknęło ze szklanki w oka mgnieniu. (8/10)

Rouge (alk. 5%) to ‘red hop ale’, czyli pewnie amber ale po prostu. Tutaj prezentują się klimaty truskawkowo herbaciane z dominującą nutą żywiczną, przechodzącą częściowo w wodę kolońską a częściowo w geranium. Wiem że sporo osób nie lubi geraniolu, ale mi się geranium dobrze kojarzy. Mimo nieco wyższej zawartości alkoholu, Rouge dysponuje niemalże taką samą pijalnością co Oregon, pełnia nie jest przesadna, intensywność smakowa też jest na średnim poziomie, średnio mocna jest także goryczka. Niektórym amber ale wydaje się nudnym stylem, takim pitu pitu które bardzo chciałoby być IPA, ale go nie stać. Ja zaś uważam, że ambery to takie APA, tyle że o wyrazistszej (bo ciemniejszej) słodowości, w sam raz do bezobciachowego picia. I takim właśnie piwem jest Rouge. (7/10)

Baron von Bellicose Bluster & Bollocks IPA to trunek mocno alkoholowy (7,5%), chmielony na zimno trzykrotnie. I w zasadzie tak właśnie smakuje. Jest więc ciężarowo gdzieś pomiędzy IPA a imperialną wersją tego trunku, jest nieco oleisty od chmielu i smakuje wręcz jak wyciśnięte soki chmielowe. Ma intensywny, syropowy, esencjonalny, olejkowaty charakter pomarańczowo-mandarynkowego nachmielenia. Gorzkie i słodkie zarazem, a przy tym rozgrzewające. Intensywne, świetne piwo. (7,5/10)

Maelstrom (alk. 9%) to IPA w wersji imperialnej. Na odcinku aromatycznym wszystko gra i koliduje - bogactwo chmielu, od cytrusów, przez słodkie pomarańcze, po silnie obecne mandarynki, a do tego wyraźny ananas, zielony melon i ledwo uchwytne wtręty sosnowe. W ustach piwo okazuje się mniej oleiste i pełne niż się spodziewałęm, a dzięki mocnej goryczce w finiszu wręcz wytrawne. Ma za to nieco kremową teksturę i dobry, tropikalno-cytrusowy smak. Alkoholu nie udało się do końca ukryć, ale nie przeszkadza on zbytnio. Smaczne. (6,5/10)

Na koniec zostawiłem sobie Diablo (alk. 6%), flagowe IPA browaru. Klimaty panują w nim przede wszystkim sosnowo-świerkowe, dodatkowo obecne są cytrusy i trochę owocowej słodyczy. W smaku jest zaskakująco stonowane, włączając w to umiarkowaną jak na styl goryczkę, przechodzące w wytrawność. Druga strona medalu jest taka, że pijalność ma wysoką, niemniej jednak życzyłbym sobie więcej intensywności smakowej. (6,5/10)

Czyli cztery piwa do powtórzenia, szczególnie Oregon, a cztery przy tej cenie raczej nie. To całkiem niezły wynik.

recenzje 2721648538893706039

Prześlij komentarz

  1. Twoje ostatnie posty wywołują u mnie ataki frustracji, prawdopodobnie wynikającej ze wstrętnej zawiści. Skąd bierzesz te cuda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co, w Leclercu nie ma? ;)
      Te akurat kupiłem tradycyjnie w krakowskiej Marii, każde piwo poniżej dyszki. Ale za niedługo będzie tutaj sporo niemieckich kraftów które przywiozłem z Reichu. W Dreznie jest sklep specjalistyczny z niesamowitym wyborem i atrakcyjnymi cenami.

      Usuń
    2. Byłem sprawdzić. Są, ale po 15 PLN niestety!

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)