AIPAPAIPAPAIPAPAIPA
https://thebeervault.blogspot.com/2014/10/aipapaipapaipapaipa.html
Nowa fala w piwowarstwie przeradza się w Polsce coraz bardziej w groźne tsunami w miednicy na podwórku u babci na wsi. Większość z tego co nowe musi być też porządnie chmielone. Popularności american IPA nie widać końca, choć niektórzy już nieśmiało przebąkują że trochę to wszystko zaczyna iść na jedno kopyto. Ja tam nie narzekam, piwo nie musi być oryginalne, ma być po prostu smaczne. Zobaczmy co też upichcono nowego ostatnimi czasy jasnego i mocno chmielonego.
Bednary wzięły się za ajpę, nazywając swoje nowe dziecko wymyślnie AIPA (alk. 6,3%, ekstr. 16,5%). Pite w krakowskim Tap House okazało się piwem jak na styl łagodnym i słodkim, no i bardzo pijalnym. Bukiet obraca się wokół kwiatów i różowego grejpfruta, piwo jest słodkawe i pełne, z umiarkowaną goryczką. Fajne. To dużo czy mało? A to zależy. (6,5/10)
Birbant Pale Ale Simcoe (ekstr. 12%, alk. 4,7%) objawia całe dobrodziejstwo świeżego, cytrusowo-żywicznego chmielu. Zauważyłem w ogóle że Birbantom bardzo rześko te piwa wychodzą. Toteż i smak Simcoe jest lekki i rześki, mocno chmielowy - daje frajdę z picia. Początkowo w gorzkim finiszu pałętała się niedopasowana nutka drożdżowa, ale sobie poszła po paru łykach. Świetne piwo, piłbym, piłbym, piłbym. Lekkie i aromatyczne, tak jak lubię. (7,5/10)
Birbant Pale Ale Mosaic (ekstr. 12%, alk. 4,7%) to to samo piwo co powyżej, tyle że rzecz jasna z innym chmielem. Jest to również niestety inna liga. Bukiet to galaretka morelowa obficie przysypana kwiatami i truskawkami. Ani tropik, ani cytrus, ani las. Niby to taka „Citra na sterydach”, ale szczerze mówiąc, nie czuć tego wcale. W dodatku występuje w piwie dość intensywna nuta siarkowa, choć nie jest to rzecz jasna wina chmielu. Siarka odbija się na pijalności piwa, które to mimo swojej lekkości i rześkości nie wchodzi tak jak powinno. Nic na to nie poradzę, to piwo uważam za nieudane. (5/10)
Jasny Grom (ekstr. 13,1%, alk. 5,6%), czyli pierwsze dziecko browaru kontraktowego Perun, to piwo przede wszystkim słodowe. Jest w nim trochę chmielu, ale mało, i to dość kwiatowego – cytrusów żadnych nie odnotowałem. Mimo podbitej goryczki w smaku przeważa słodycz, co w połączeniu z całkiem konkretnym ciałem i niską intensywnością aromatyczną sprawia, że piwo jest dość męczące. Przynajmniej to z pierwszej warki, bo takowe piłem. Toż to smakuje jak jakiś nieudany wyrób domowy, na Srygława! (4,5/10)
Spirifer uwarzył swoją ajpę Tourmalet (alk. 6%) w czeskim Vyskovie, czyli całkiem dużym jak na Czechy browarze, w którym od jakiegoś czasu obok regularnej oferty uskutecznia się również eksperymenty stylistyczne, zazwyczaj letnio przyjmowane przez piwną gawiedź. No to co my tutaj mamy – cytrusy, trawę, świeży chmiel, masło karmelowe (było warzyć w Czechach?). No, tego masła nie ma tutaj na szczęście za dużo. Jeszcze trochę jest ziół, jakimś rumiankiem zaleciało. Całkiem ciekawie, choć mało intensywnie. W smaku jest treść, której jednak brakuje wyrazu. Niby jest chmielowo, tutaj dla odmiany w bardziej kwiatowy sposób, jest dość gorzko, jest trochę odsłodowej lepkości w ustach, ale pomijając goryczkę piwu brakuje wyrazistości, jakiegoś elementu który by wystawał i zwracał na siebie uwagę. Albo też spójności kompozycji, bo przecież piwo nie musi kopać w twarz. Tutaj najmocniejszymi nutami są te karmelowe oraz chmielowe, ale w porządnie uwarzonym piwie w takiej postaci byłyby na drugim albo nawet trzecim planie. Pijalne piwo, nie powiem, ale brakuje mu czegoś. (6/10)
Peacemaker czyli colt. Może to wyglądać na pierwszy rzut oka jak oksymoron, niemniej jednak właśnie pokój najlepiej się zaprowadza przewagą siły. Colt miał również przydomek the grand leveller, czyli wielki wyrównywacz. Po prostu, colt wyrównywał szanse w starciu, w którym Dawid mógł w końcu bez żadnego problemu pokonać Goliata. No i jak już kiedyś pisałem, w związku z tym dziki zachód był wbrew pozorom bardzo bezpieczną krainą. Peacemaker z Faktorii (ekstr. 15,1%, alk. 6,5%) uderza w karmelowe rejony stylu, w których ongiś furorę zrobiły Atak Chmielu oraz Red AIPA. W przeciwieństwie do tych dwóch piw, Peacemaker ma jednak wytłumioną żywiczność, a na pierwszym planie czuć kwiaty i tropiki. Nuty pomarańczy i moreli świetnie się komponują za słodami, a majacząca w tle żywica dopełnia reszty. Piwo jest treściwe jak na piętnastkę przystało, w żadnym wypadku przechmielone. Zbalansowane, a w finiszu trochę geraniolowe, co mi akurat nie przeszkadza. Podobnie jak w przypadku Tourmalet, i tutaj brakuje mi jednak większej wyrazistości. Jest smaczne, ale to za mało żeby mnie zachwycić. (6,5/10)
Następnie debiut browaru kontraktowego Chmielarium. Pompa Chmielu (ekstr. 17,2%, alk. 6,5%) czyli IPA, pita z kija w Gliwicach urzekła mnie swoim zielono-tropikalnym aromatem łączącym w sobie nutki marakuji, mango, trawy i agrestu. W ustach piwo jest miękkie i nad wyraz pełne, o masywnej słodowej podbudowie, a bukiet chmielowy zostaje uzupełniony estrami przypominającymi maoam truskawkowy. Na goryczkę chmielu nie żałowano, ale kontra słodowa też jest odpowiednia. Bardzo dobre piwo, ale ciężkie i treściwe. Może jednak ciut zbyt treściwe i zapychające jak na mój gust. Przypomniało mi IPA z praskiego Brevnova, to też był taki tropikalny, zapychający kolos. Podejrzewam, że odchudzona wersja Pompy wymiatałaby bardzo konkretnie. (7/10)
A na koniec Metropolis (ekstr. 14,1%, alk. 5,7%), czyli pierwsze dziecko browaru Raduga. Ja wiem że raduga to po rosyjsku tęcza, no ale mnie się nazwa kojarzy fonetycznie z Zadrugą, a przez to z KelThuzem i się czuję jak w szurlandii. I jeszcze ta etykieta, jak to jakiś czas temu wytknięto na fanpejdżu jednego z blogów (Birofile, o ile dobrze pamiętam) ordynarnie zerżnięta z jakiejś innej, amerykańskiej. Niemniej jednak piwo pierwsza klasa. Mango, liczi, marakuja – sok tropikalny z dodatkiem żywicy, taki aromat chmielowy to ja lubię. W ustach dość pełne, mocno gorzkie, przy czym zawiesistość balansuje gorycz. A jest ta zawiesistość konkretna. Odbija się to trochę na rześkości, choć chmielowy smak, wprawdzie nie kopiący w twarz ale właśnie jednoznacznie chmielowy, trochę tej rześkości zapewnia. Świetne, zbalansowane piwo, gdyby jeszcze goryczka troszkę mniej zalegała, to byłoby jeszcze lepsze. (7,5/10)
Jak widać, plony nie wypadły zbytnio okazale, szczególnie biorąc pod uwagę potencjał sensoryczny zawarty w APAIPA, mimo wyeksploatowania tych stylów. Skoro z ośmiu piw bez zastanowienia sięgnąłbym ponownie tylko po trzy, to coś jest chyba nie tak.
Odczucia mam identyczne (piłem tylko butelkowane). Mam za to problem - boję się wchodzić do sklepu z piwem. Za każdym razem wydam kilkanaście złotych na jakieś dziwne wynalazki, których jest sporo, jak sam piszesz. Potem siedzę, męczę się z nimi i żałuję, że to nie Żytorillo czy Black IPA od Doktorków. Uzależnienie od nowości jest uleczalne?
OdpowiedzUsuńDobre pytanie. Dla kogoś o duszy kolekcjonera może to być bardzo trudno wykonalne, mi się póki co nie udaje ;)
UsuńPiwożłopJacek- wg mnie jest uleczalne i to w prosty sposób :D :D ja się dawno uleczyłem :d Sami twórcy piw mi w tym pomogli :) Chmielenie piw ameryką stało się dla mnie nudne i poprostu nie kupuje, bo wiem czego można się po nich spodziewać.
UsuńKażdy oczywiście ma inny gust i każdemu smakuje co innego ;)
Nudno się robi, fakt. Ale ja nie piszę tylko o IPA-ch. Jeszcze IPA da się na ogół bez bólu przełknąć. W innych stylach jest posucha, i jak się coś pojawi (np. stout ostatnio z Olbrachta - cienizna, Am. Brown Ale Perun - żart jakiś, itd itp) to nie mogę zdzierżyć i kupuję. Potem żal (:
UsuńPS Czy ktoś wie, czy jakiś browar w tym kraju porwał się na Foreign Extra Stout ?
Po okresie "błędów i wypaczeń," kiedy degustowałem wiele nowości (udanych, jak i fatalnych), kupuję teraz zaledwie kilka rodzajów piwa, co do których mam względne - jak na rynek kraftu - zaufanie, że kolejna warka będzie w miarę podobna do właśnie wypijanej. I tak znalazłem swoją aipę, pilsa, portera i pszenicę, itp. Od święta nawet kupię coś nowego, ale najczęściej sięgam po znane, bo lubię wiedzieć, co zastanę po otwarciu butelki. To nie moja bajka, kiedy browar pędzi za experymentami i wypuszcza co tydzień nowe fajerwerki, gdy tymczasem ich piwa flagowe leżą pod względem powtarzalności. I tak np. dałem sobie spokój z Rowing Jackiem.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że można pod tym względem pochwalić Kormorana. Nie cierpią na biegunkę wydawniczą, za to dopracowują receptury i dbają o stałość jakości. Chyba że to ja mam do nich po prostu szczęście.
UsuńZgadzam się, Kormoran to polski #1 pod względem jakości/stabilności IMO.
UsuńPozdr
Zdecydowanie Kormoran! AIPA, wit, stout, lager, porter - zawsze pierwsza liga!
UsuńSam sobie odpowiadam, a w zasadzie dopowiadam. Byłem właśnie świadkiem (naustnym, bo raczej nie naocznym) epokowego wydarzenia. Doctor Brew wycofał warkę Sunny Ale Limited Edition 83 IBU, bo piwo nie było zadowalającej jakości. Przynajmniej ja to tak interpretuję, bo spróbowałem i porównałem z następną. Było gorsze, ale i tak lepsze od większości pomieszczonych w recenzji i, jak dla mnie, bez wad. Wersja "ostateczna" rewelacyjna. To tak na gorąco odnośnie stabilności i jakości. Szacunek dla Doktorków!
UsuńBlog zdecydowanie w moim stylu. Dodaje do obserwowanych
OdpowiedzUsuń