St. Eriks IPA – Three Towns Independent Brewers (Sigtuna Brygghus) – Szwecja
Wnioskując z tego co można w sieci znaleźć na temat Three Towns Independent Breweries (a że można znaleźć niemalże wyłącznie po szwedzku,...
https://thebeervault.blogspot.com/2012/02/st-eriks-ipa-three-towns-independent.html
Wnioskując z tego co można w sieci znaleźć na temat Three Towns Independent Breweries (a że można znaleźć niemalże wyłącznie po szwedzku, to wnioski są oparte na nie do końca precyzyjnie ustalonych przesłankach), jest to browar kontraktowy, który warzy swoje piwa w trzech różnych browarach – stąd pewnie nazwa. Stąd i też jak mniemam pomysłowa nazwa stanowiska głównej piwowarki. Jessica Heidrich bowiem podpisuje się jako „flying beermaker”, czyli lotny piwowar, co jest jak najbardziej adekwatne do natury tegoż browaru kontraktowego. Piwa z „Trzech Miast” są rozlewane do eleganckich butelek, przy czym dodatkowo logo serii St. Eriks jest grawerowane w szkle. IPA z serii imienia świętego Eryka jest amerykańską wersją tego piwnego gatunku, chmieloną szczepami Centenniel oraz Amarillo. Czy w takim wypadku rezultat może się rozminąć z wygórowanymi oczekiwaniami? Okazuje się niestety, że tak.
W politycznie poprawnej Szwecji uwarzono bowiem politycznie poprawny IPA – tak w skrócie scharakteryzowałbym wrażenie jakie na mnie te bursztynowe piwo o mało obfitej pianie zrobiło. W zapachu czuć amerykański chmiel, w postaci cytrusowo-morelowej, lekko grejpfrutowej i peryferyjnie sosnowej. Obecna jest również chlebowo-słodowa podbudowa wraz z toffi, odrobiną jabłek i rodzynek – aromat nie jest więc skrajnie zdominowany przez chmiel. Szału nie ma, jest bardzo wygładzony, ale punktuje wyważeniem.
Smakowo jest niestety gorzej, podczas picia średnio nasycony trunek robi bowiem podejrzanie puste wrażenie. Ani aromat nie jest specjalnie mocny, ani nie można w przypadku St. Eriks IPA mówić o pełni słodu. Amerykańskość chmielu się w trakcie picia nie narzuca i nie jest ten fakt na dobrą sprawę niczym kompensowany. Wodnistym piwem wprawdzie też nie jest – choć jak na swój gatunek chyba jest. Przede wszystkim jest jednak piwem nudnym, i to wrażenie nie mija w finiszu, w którym goryczka jest usytuowana pod względem siły raczej w rejonach bitterów niż IPA. Rozkład aromatu w trakcie picia ogranicza się do chlebowości i chmielowości w części głównej i chmielowej owocowości wraz z delikatną herbacianością w posmaku, pozostawiając niedosyt. Szkoda więc, bo mimo zapachu który ma w sobie potencjał wyszło rozczarowanie. Mam wrażenie jakby piwowar chciał uwarzyć wyważone IPA, które zarazem w żadnym kierunku nie odstaje – piwo które miast zadziorności ma wyszlifowane do granic możliwości kanty. Wyważenie połączone ze stonowaniem jest główną wadą tego piwa – konkretny IPA jest wyważony niczym linoskoczek, który 20 metrów nad ziemią balansuje za pomocą gigantycznej tyczki na linie, za co go podziwiamy. St. Eriks IPA przypomina tegoż linoskoczka siedzącego w pozycji wyprostowanej na taborecie na ziemi. Też trzyma balans. Ale jest nudny.
Ocena: 5,5/10