AleStopa, AleMnich! Not.
https://thebeervault.blogspot.com/2013/12/alestopa-alemnich-not.html
Wszystko dzisiaj musi mieć ‘IPA’ albo ‘india’, no może jeszcze ‘imperial’ w nazwie, inaczej ani rusz. Wypuścić na rynek piwo bez tych określeń to jak wyjść z nieumytą gębą do pracy albo brać udział w rekonstrukcji bitwy pod Grunwaldem w stroju rycerza Jedi. Nie godzi się. Do tego jakaś sztuczna kontrowersja i sukces sam puka do drzwi. Dwa nowe piwa z AleBrowaru i dwa razy przykład na to, że krzykliwy, obliczony na przeginanie pały marketing wypada częstokroć słabo. No bo tak – Brown Foot, brązowa stopa, brown ale po amerykańsku – wsio okej, ale po co te skatologiczne odwołania na opakowaniu? To chyba nawet rozpuszczony piętnastolatek nie uzna za zabawne. W Golden Monku słaba była pierwotna etykieta, na której mnich z wykrzywioną twarzą niczym po pierwszym w życiu łyku berliner weisse trzymał w ręku monstrancję. To na szczęście zmieniono, ale drażni nieco kwestia stylu piwa jaki widnieje na etykiecie. Pierwotnie miało być ‘abbey IPA’, ale drożdże zaczęły – excusez moi – wypuszczać trochę inne gazy niż zakładano, więc jest ‘saison IPA’. A przy tym piwo docelowo miało mieć 100 IBU goryczki chmielowej, na etykiecie zmieniono to na 60 IBU, a nieoficjalnie zasłyszałem że ma raczej coś w granicach czterdziestu. No to po co ta szopka z IPA, nie prościej było napisać że to po prostu saison?
Tyle krytyki wstępnej. Ale oczekiwania wobec samych piw miałem spore, a to dlatego że dwa z najlepszych piw jakie mi było dane wypić wpisywały się w nurty deklaratywnie reprezentowane przez dwa nowe AlePiwa. Kocour Sváteční Christmas Ale oraz Nøgne Ø/Bridge Road India Saison to rewelacyjne trunki, a jednocześnie nie piłem chyba niczego co by było do nich podobne. Tę lukę miałem nadzieję zapełnić Brown Footem oraz Golden Monkiem.
Brown Foot (ekstr. 16%, alk. 6,2%) chmielone jest po indiańsku, znaczy się amerykańsku (Simcoe, Cascade, Chinook i Zeus) i ma 80 IBU goryczki chmielowej. Potężnej goryczki, która tutaj jest odpowiedzialna za lekki brak balansu w smaku. Przychmielono tutaj solidnie. Żywica, cytrusy i subtelne liczi łączą się z karmelem oraz czekoladą, a nawet delikatną kawą. A cytrusy i kawa to fajna rzecz, vide Fanta cytrynowa z Kahluą, do której mnie ongiś przekonali studenci z Valencii. Gorycz jest masywna, jeńców nie bierze i zbytnia wytrawność finiszu jest tutaj chyba głównym mankamentem z mojego punktu widzenia. Cukrów resztkowych po zakończeniu fermentacji zostało w piwie całkiem sporo, za sprawą czego nie jest to piwo zupełnie wyzbyte równoważnika dla lupulin, ale jednak o dwa tony mniej gorzkie wypadłoby zdecydowanie lepiej. Przód smaku jest ewidentnie chmielowy, lekko słodkawy, z ciut podbitą pełnią, natomiast finisz poza falą goryczki oferuje nuty pochodzące od ciemnych słodów. Absolutnie nie jest to klasa wspomnianego Kocoura, poza dużo silniejszą goryczką słodowość jest niestety wyraźnie bardziej uboga, a mocna i zalegająca gorycz po wypiciu połowy staje się zwyczajnie męcząca. Szkoda, bo amerykańskie chmiele w brown ale’u potrafią wypaść świetnie. Trzeba tylko baczyć na umiar. (Ocena: 6/10)
Golden Monk, czyli to nieszczęsne ‘saison IPA’ (ekstr. 18%, alk. 7,2%) było towarem na Śląsku reglamentowanym, ale udało mi się zdobyć butelkę. Kwestia otwarta czy było warte zachodu. Chmielone po amerykańsku (Citra, Palisade, Willamette, Centennial... może dlatego ten mnich na etykiecie jest taki zdegustowany?), fermentowane belgijskimi drożdżami z dodatkiem kandyzowanego cukru w rzeczy samej... nie pachnie jak IPA. Są co prawda nutki cytrusowe czy grejpfrutowe, a nawet żywiczne, ale nikną pod naporem gumy balonowej typu juicy fruit (brzoskwini plus banana plus ananasa, tutaj raczej pochodzenia drożdżowego), słodu, kwiatów i miodu, a także delikatnych, wiejsko-stajennych oraz przyprawowych wtrętów. W smaku dość treściwe, amerykańskie chmiele stają się nieco bardziej odczuwalne, ale charakter drożdży belgijskich wskazuje dobitnie, że jest to saison a nie IPA. Tym bardziej że po przełknięciu czuć charakterystyczne ‘dzikie’ nutki. No i tym bardziej że goryczka jest lekka a piwo jest wyraźnie słodkie. Nawet biorąc pod uwagę ciało słodowe, nie wierzę w te 60 IBU, ale jeśli faktyczne natężenie alfakwasów jest niższe, to przynajmniej na opakowaniu spójność przekazu została zachowana. Jeśli zaś chodzi o aromatyczną część chmielenia, to wraz z ogrzaniem czuć te amerykańskie lupuliny. Ale są one peryferyjnym dodatkiem, który wzbogaca całościowy obraz aromatyczny nakreślony przez piwowara, nie wpływając na niego miarodajnie. Przynajmniej nie na tyle żeby saison stał się IPA. Najważniejszą kwestią nie są jednak meandry stylistyczne, tylko czy taka kompozycja działa jak powinna? Według mnie nie. Jest to piwo słodkie i ciężkie, dość złożone aromatycznie, ale całość nie przemawia do mnie jak przemyślana, harmonijna kompozycja, a raczej patchworkowy efekt nie do końca przemyślanego zlepiania ze sobą różnych nut aromatycznych i smakowych. Belgijskie style są wyzwaniem, a to dlatego, że wystarczy się lekko machnąć żeby końcowy efekt pozostawiał wiele do życzenia. Tutaj drożdże zadbały o owo machnięcie, niedostateczne nachmielenie dopełniło reszty. Piwo nie wyszło zgodnie z założeniami i wyszło nie najlepiej. Następnym razem należałoby wpierw przetestować recepturę w warunkach domowych. (Ocena: 5/10)
Jak ktoś chce skosztować udanej gatunkowej hybrydy IPA+saison, to polecam gorąco wspomniany na wstępie India Saison z Nøgne Ø, który od niedawna jest dostępny w niektórych polskich sklepach specjalistycznych. Jest wart swojej ceny. Alternatywą jest In De Wildeman Farmhouse IPA, który co prawda nie dorównuje temu norweskiemu, ale pozostaje jednym z paru zaledwie piw z browaru Flying Dog które mogę polecić. W pewnym sensie można by Golden Monka przeciwstawić Ce n’est Pas IPA od Pinty. To ostatnie piwo odwoływało się do modnego stylu (czy wręcz 'brendu' jak to się obecnie brzydko mówi), ale z przekąsem, na wspak. Natomiast Golden Monk robi to na serio. Obydwa piwa są od IPA jak najbardziej oddalone. Wnioski można sobie wyciągnąć samemu.
O jezu, jaki pojazd :P Szczerze to się nie spodziewałem.
OdpowiedzUsuńNikt się nie spodziewa Hiszpańskiej Inkwizycji ;)
UsuńRacja, racja Panie Kubo! To wszechobecne IPA, dopisywane na siłę gdzie tylko się da, już mi się przejadło, a raczej przepiło ;p
OdpowiedzUsuńa ja nie mogę już tego malkontenctwa, trzy lata temu byśmy się sami prosili o te ipy. Zastanawiam się czy wogóle jakiekolwiek piwo może teraz wyjść bez tego naszego polskiego narzekania:
OdpowiedzUsuń- o jezu! kolejna ipa
- o boże tylko nie lager
- ło matko, wity srity!
- znowu jakies perfumy, zrobiliby porządne sesyjne piwo
Co nie wyjdzie to narzekanie, a te ipy się na pniu sprzedają. C'est nes pas IPA w sklepie na osiedlu ciągle w lodówce stoi, a Brown Foot się sprzedał w dwa tygodnie. Nawet Artezan nachmielił swoją fajną IPĘ amerykanami bo gawiedź chciała.
Ja na przykład bardzo chciałbym więcej piw z niższą zawartością C2H5OH, bo jak strzelę takie trzy ipy to juz mam dosyć, ale niestety rynek nie jest gotów o czym świadczy modyfikacja LikeOnNicka. Widocznie musimy się do wyrzygania tymi ipami zamulić żeby czegoś nowego spróbować. Nie dziwmy się i nie narzekajmy, bo po latach ery lagerowej wreszcie można kupić coś więcej niż jasne i porter.
Malkontenctwo? Czyli że ma być na odwrót, a więc bicie pokłonów? Bez przesady. Dobre piwo to dobre piwo, niezależnie w jakim gatunku. Przechmielone mi nigdy nie smakowały, Rowing Jack smakuje nadal. Chmiel nie jest żadnym "dobrem", jest składnikiem potrawy piwem zwanej. I żeby potrawa była smaczna, trzeba wszystkie składniki względem siebie dograć, a nie jarać się że masz (analogicznie) dostęp do prawdziwego szafranu, więc będziesz robił teraz już same dania o dominującym smaku szafranu. Poza tym jak sam piszesz - rynek chłonie te mocno chmielone piwa, więc narzekają zazwyczaj ci z większym tłem do porównania. Których jest mniejszość.
Usuńodnosiłem się bardziej do komentarza amatorpiwa, niż do notki. Ci co marudzą że już za dużo ipy, parę miesięcy temu wołali zupełnie odwrotnie. Rzeczowa krytyka piwa jak najbardziej potrzebna, nie sztuka nawalić chmielu do piwa (saison IPA to jakaś pomyłka wogóle, czekam na lager ipa), ale marudzenie że za dużo już tej ipy to jakaś paranoja. Im więcej piw na rynku tym większy poziom odniesienia, a nigdy nie będzie tak że same idealne będą. Statystyka na to nie pozwoli (do tego dochodzi jeszcze problem utrzymania równego poziomu, z czym niektóre browary z nieswojej czasem winy sobie nie radzą) i będą ipy lepsze i gorsze. Co rusz jakiś w komentach wyskakuje że ma już dosyć ipy itd.
UsuńJak się te ipy naprawdę znudzą to Alebrowar będzie w koncu musiał jakiegoś quadrupla uważyć.
Już jest 'lager IPA', co prawda autorstwa Williams Brothers, ale zawsze. I oczywiście jest to ściema. Komentarz amatorpiwa tyczył się, o ile dobrze to zrozumiałem, właśnie doczepiania określenia 'IPA' gdzie się tylko da, nie tylko tam gdzie to rzeczywiście pasuje. Za dużo IPY jeszcze nie ma. Z tego co podliczyłem, to biorąc pod uwagę dostępność, takich ogólnopolskich jest raptem siedem. Plus oczywiście dwa imperiale, parę APA czy black IPA, ale nadal jest miejsce na więcej.
Usuńbardzo dobrze zrozumiałeś :)
UsuńA ja mam pewnie mało popularną teorie o narzekających na to że znowu AIPA, łee amerykański chmiel: z dobrobytu (piwnego) się w głowach ludziom poprzewracało. A przecież większość Polaków jedynie może pomarzyć o IPA na co dzień. Dajmy na to w promieniu 300 km od Suwałk nie ma gdzie kupić, "nudnego" bo zawsze IPA, AleBrowaru. Ponad 2,5 mln (licząc jedynie w województwo podlaskie i warmińsko-mazurskie aby wypić okropne, przechmielone i powtarzalne AIPA musi zamawiać piwa przez internet albo przywozić z większych miast i chomikować w szafie.
OdpowiedzUsuńNie napisałem przecież że IPA jest niefajne, tylko że mi przechmielone piwa nie podchodzą. a w przypadku GM że nie jest to w ogóle IPA. Fajne IPA jest fajne. Punkt. Niefajne jest niefajne. I tyle. Szczęściem już chyba wystarczająco dużo różnych piw wypiłem żeby się nie jarać czymś tylko dlatego że jest trudno dostępne. Trzeba wyluzować - wszak to tylko piwo.
UsuńJa też nie odnosiłem się do Twojej recenzji (które cenię i często z nich korzystam w poszukiwaniu nowych piw) tylko do poruszonego w komentarzach tematu hmm kontrrewolucji piwnej: czyli wity srity IPY są niedobre ja chcę pilsa. Moim zdaniem rewolucja piwna jest w Polsce jeszcze w powijakach i jakakolwiek kontrrewolucja piwna jest nie na miejscu. Chciałbym aby IPA ważyła i Kompania Piwowarska i Żywiec (chociaż po ostatnim Grand Championie nie wiem czy to jednak jest dobry pomysł) gdyż na rynku jest zdecydowanie za mało a nie za dużo (A)IPA.
UsuńJak najbardziej. 25-30 w miarę dostępnych piw tego stylu to na polskim rynku powinno być optimum. Część będzie niefajna, część średnia, część bardzo fajna. Myślę że może za rok-dwa taka sytuacja może mieć miejsce.
Usuń