Sześciopak polskiego craftu 42
https://thebeervault.blogspot.com/2015/11/szesciopak-polskiego-craftu-42.html
Tym razem pół sześciopaku stanowią piwa dyniowe, a pół piwa bardzo dobre. Te zbiory się nawzajem nie wykluczają ani w pełni nie pokrywają.
Po dwuletniej absencji sięgnąłem po piwa dyniowe. Wszystko przez przesyłkę od Jana Olbrachta. Owe dwa lata temu spróbowałem kilku, stwierdziłem że mi styl nie podchodzi i sobie go odpuściłem. Piotrek z Bagien Pumpkin Ale (ekstr. 12,5%, alk. 4,7%) jest o tyle ciekawy, że fermentowany na belgijskich drożdżach i chmielony na zimno nową falą. Przyprawy nie widnieją w składzie, piwo jednak pachnie mocno korzennie, w rejonach około cynamonowo-imbirowych, choć przebija też słód. Zgodnie z parametrami jest to lekka strona stylu, co sprowadza się jednak do tego, że w smaku wpierw uderza konglomerat wspomnianych nut, ku finiszowi jednak zanika w zasadzie zupełnie, tak że końcówka jest nie dość że mocno wytrawna, wręcz cierpka, to w dodatku pusta. Nie przekonuje mnie to. (4,5/10)
Kingpinowy Muerto (alk. 7%) zgodnie z tekstem na kontrze dostarcza dyniowej pełni balansowanej kwaskowością rokitnika. Znaczy się, chyba dyniowej, bo samej dyni w piwie raczej nie wyczułem, no ale jest to owoc wyjątkowo mdły, więc bez zaskoczenia. Nutki amerykańskich chmieli są odczuwalne, ale mocno w tle. Bukiet jest w głównej mierze słodowy, okraszony przyprawowymi nutkami. Ku finiszowi robi się już przyprawowo w sposób szorstki. Jest to chyba najlepsze piwo dyniowe jakie piłem spośród tych klasycznych. Co nie znaczy że mnie szczególnie ujęło. (6/10)
Zośka Straszybotka (alk. 5,5%) od Piwoteki to ekwilibrystyczne ujęcie tematu dyni, stworzono mianowicie dyniowe gose. Kwaśne i słone piwo dyniowe? Pachnie jednak rasowo jak placek z dyni. Goździkiem, zielem angielskim, nawet nieobecną wśród składników gałkę muszkatołową czy szczególnie cynamon można wyczuć. I jeszcze inne przyprawy – nadmienię tylko że angielskie określenie ziela angielskiego to ‘allspice’, więc resztę sobie można dopowiedzieć. Jest ogółem nieco piernikowo. Poziom gose w tym gose jest optymalny, czyli sól wraz z kwaskiem ładnie kontrują pełnię, nie drażniąc jednak nadmiernie zmysłów ani nie zalegając zbytnio. Podczas gdy inne pumpkiny za sprawą nadymanej przyprawowości odbieram albo jako rozklekotane albo paradoksalnie męczące i mulące, tak pierwiastek gose w bardzo przyjemny sposób ożywia Zośkę Straszybotkę, nie pozwalając na przyprawową dominację. Bardzo fajne połączenie i pierwsze piwo dyniowe które mi autentycznie smakowało. (7/10)
Raduga przywaliła niezłym kowadłem, mianowicie imperial IPA o nazwie Forbidden Planet (ekstr. 20%, alk. 8,4%). Co ciekawe, wyczuwalny na poziomie aromatu alkohol w smaku już jest przytłoczony zespoleniem potężnej słodyczy i nieco łodygowej goryczki. W bukiecie poza tym gnilne owoce, trochę żywicy, melona i mango, no i jeszcze subtelny cytrus i muśnięcie nafty. Żyto nie dało piwu spodziewanej oleistości, zapowiedzianej na kontrze wytrawności także brak – piwo jest w głównej mierze słodkie, wręcz syropowe. Imperial IPA może jak najbardziej być wyraźnie słodka, ale i powinna być wyraźnie gorzka. Tutaj balans jest zburzony na korzyść słodyczy. Z mało efektownym skutkiem. (5/10)
'Continuous hoping session IPA', co? 60 Minut na Godz. (alk. 4,3%) ze świętochłowickiego Redenu miał chmiel miarowo dawkowany przez całą godzinę warzenia. No i z jednej strony aromat nie do końca przekonuje, jest bowiem raczej subtelny, ale smak wynagradza ten niedostatek. Jest rześki, chmielowy, przy czym nuty chmielu niejako przeszyły go do imentu. Nie są specjalnie mocne, ale są dosłownie wszędzie, mimo że ciasteczkowa słodowość wyszła całkiem wyraźnie. Są więc nuty cytrusowe, ziołowe, lekki juicy fruit, trochę melona, no i na końcu nieco zalegająca, ale miękka goryczka. Mocno sesyjne piwo, bardzo mi podeszło. (7/10)
Podczas gdy nowozelandzkie chmiele w wielu przypadkach ostatnio nie dają tak wyrazistych efektów jak parę lat temu, artezanowe No Worries! (ekstr. 11,3%, alk. 4,8%) dostarcza to co obiecuje. Agrest i limonka na planie pierwszym, na drugim zaś sugestie białego grona i marakuji. No i trochę diesla, co tylko uwypukla zielono-szorstkawy charakter bukietu. W związku z tym to raczej wytrawne piwo orzeźwia i pije się je szybko. (7/10)
Miło, że w końcu z niekłamaną przyjemnością wypiłem jakieś piwo dyniowe, nawet jeśli było w tak nietypowej postaci jak łódzka Zośka. Miło też że świętochłowicki Reden w końcu ponownie zaskoczył oraz że Artezan wykorzystał potencjał nowozelandzkich chmieli. Szkoda natomiast, że się ostatnio nie potrafię przekonać do Radugi.
Też piłem Muerto niedawno i dla mnie jest to najlepsze piwo dyniowe jakie miałem w ustach ;)
OdpowiedzUsuń