Na bezdrożach rosyjskiego craftu
https://thebeervault.blogspot.com/2015/05/na-bezdrozach-rosyjskiego-craftu.html
Ale, tak gwoli wstępu, rosyjski craft ma się ciężko. Nie ze względu na brak zainteresowania, co to, to nie. W przeciągu ostatnich kilku lat zamknięto w Rosji kilka browarów przemysłowych, a spożycie piwa wcale nie spadło. Najprawdopodobniej ma to w pewnym stopniu związek z wprowadzeniem centralnego zakazu reklamowania piwa, który sprawił, że największe marki jak Baltika et consortes straciły siłę przebicia. Musiały zacząć konkurować smakiem z małymi browarami, skoro reklamą już nie mogły przykryć swoich niedoskonałości. A jako że w Rosji także trwa moda na „lokalne i zdrowe”, to wielkie zakłady koniec końców wyszły w nowej rzeczywistości najbardziej poobijane.
Z drugiej strony, małe browary też się obecnie mają ciężko. Raz, że niski kurs rubla mocno zaważył na cenie importowanego sprzętu oraz surowców. Co do pierwszego, tragedii nie ma, w Rosji bowiem prężnie działają dostawcy sprzętu z Chin. Co prawda pierwszy dostarczany sprzęt jest często wadliwie pospawany i od razu wymaga gruntownego remontu, ale Chińczykom tak bardzo zależy na rosyjskim rynku, że przyjeżdżają od razu z całkowicie nową instalacją, wykonaną zgodnie z sztuką rzemiosła, i w ramach gwarancji wymieniają wszystko.
Poważniejszą kwestią są surowce. Rosyjska scena craft też stoi na importowanym chmielu, i z tym są największe kłopoty. U nas narzeka się, że amerykańska 'mafia chmielowa' robi z nami co chce, wysyła różne chmiele pod zupełnie inną nazwą (zasłyszane od paru osób; ciężko stwierdzić czy to tylko miejska legenda), że do nas trafiają często nieświeże resztki etc. W Rosji jest jeszcze gorzej. Otóż rosyjskie browary craftowe często dostają cztero-, a nawet pięcioletnie chmiele, płacąc za nie dwa czy trzy razy tyle co my. I to już jest ból.
Ale nie tylko dostawcy surowców traktują rosyjski rynek piwowarstwa rzemieślniczego po macoszemu. Jakiś czas temu na rosyjski rynek wkroczył BrewDog. Nie sam, ale przez rosyjskiego dystrybutora. Umowa między stronami stanowiła, że miesięcznie miał zostać sprzedany odpowiedni (duży jak na rosyjski rynek) kontyngent piw. Wic jednak polegał na tym, że to nie rosyjski dystrybutor, mający kontakt z rosyjskimi konsumentami i ich potrzebami decydował o zawartości zamówienia, ale producent, czyli BrewDog. W efekcie tego Szkoci wysyłali do Rosji różnorakie resztki, piwa które im się nie chciały sprzedać, te różne Fake Lagery i inne. No i – surprise, surprise – po niespełna roku kontrakt został zerwany przez Szkotów z powodu niewywiązania się przez Rosjan z zapisów umowy.
Obiegowa opinia głosi, że rosyjski rynek piwa niszowego jest ograniczony do dwóch najbogatszych miast i ich okolic. Przykładem piwa z jednego z tych regionów jest Four Saisons Primavera (alk. 6%) z położonego na obrzeżach Moskwy Victory Art Brew. Jest to dobrze zapowiadający się saison, z tym że dobra zapowiedź kończy się niestety na nazwie i etykiecie. Piwo z Iwantiejewki cierpi na nadmiar zielonojabłkowego aldehydu octowego, który wraz z agresywnym fenolem płynnie przechodzącym w rozpuszczalnik dosłownie rozjeżdża ciasteczkową bazę słodową, czyniąc piwo niemożebnie szorstkim i niemalże niepijalnym. Fatalne, niestety. (2,5/10)
Trzeba w tym miejscu wspomnieć o kwestii rozprzestrzeniania się mody na craft w Rosji. Otóż wbrew wspomnianym mniemaniom nie jest już ograniczona do dwóch głównych ośrodków, czyli Moskwy czy Piotrogrodu (w tym ostatnim działa kilkanaście mikrobrowarów), ale podbija coraz to nowe przyczółki. Niech przykładem będzie browar Jaws, mieszczący się w dwutysięcznej miejscowości Zarzeczny, dwadzieścia kilometrów na wschód od Jekaterynburga. Od teraz można więc będzie kojarzyć Jekaterynburg nie tylko z pięknymi kobietami i Syberią, ale i piwem craftowym. Ale czy dobrym?
Jaws Lager ma słodki zapach i słodkawy smak wyzbyty wartej wzmianki goryczki. Piwo zdecydowanie słodowe, choć tak zwanego czystego profilu lagerowego próżno w nim szukać. Jest to bowiem piwo cierpkie, pewnie między innymi za sprawą aldehydu octowego, którego jest tutaj sporo. (3/10)
Anteater Pale Ale to już piwo z innej bajki. Sporo żywicy i cytrusów, lekki i świeży smak, umiarkowana goryczka. Jest rześkie i robi robotę. Robiłoby ją jednak jeszcze lepiej, gdyby nie delikatna skarpeciana nuta. Niestety, kwestia nieświeżego chmielu dała o sobie znać. (6/10)
Jaws Oatmeal Stout dysponuje sporym pokładem owsianki, delikatnym kwaskiem w aromacie i smaku, kawowymi wtrętami w tym drugim oraz miękkością faktury. Jest to piwo może trochę zbyt nisko nasycone, ale bardzo przyjemne. A raczej byłoby, gdyby po lekkim ogrzaniu nie wychodził lekki aldehyd, mącący nieco sprawę. (6,5/10)
Asteroid to deklaratywnie amerykański stout, ale niestety – chmielu jest tutaj mało, czemu być może w zamyśle miała zaradzić zwiększona ilość palonego ziarna. Tym samym jednak piwo stało się zbyt palone, a przez to cierpkie. Nawet jego początkowa kremowość zanika pod naporem asertywnych palonych nut. A poza tym i tutaj pojawia się wada – ten nieszczęsny aldehyd . (5,5/10)
Jak więc widać, różowo nie jest. Niektóre piwa mają potencjał, ale pojawiający się w nich aldehyd wskazuje prawdopodobnie na problemy ze sprzętem (utrzymaniem temperatury fermentacji), natomiast skarpetka w APA oraz brak mocnego chmielenia w stoucie amerykańskim na problemy z wystarczającymi dostawami świeżych surowców. Szkoda, bo zawsze to miło widzieć, jak w kraju nie kojarzonym z piwem rozwija się akurat piwowarstwo nowofalowe. Miejmy nadzieję, że za jakiś czas rosyjscy piwowarzy będą nam mogli pokazać na dobrym sprzęcie i surowcach dobrej jakości, na co ich w rzeczywistości stać.