Dwa razy chmiel Cascade – APA oraz pils
https://thebeervault.blogspot.com/2013/02/dwa-razy-chmiel-cascade-apa-oraz-pils.html
Udało mi się dobrać do pary dwa piwa chmielone wyłącznie amerykańskim szczepem Cascade, reprezentujące dwa różne gatunki. Obydwa piwne style – mowa tutaj o pilsnerze oraz american pale ale – są wszak lekkie i orzeźwiające, więc zestawienie ich na tym polu może się okazać całkiem interesujące. Chmiel Cascade to jeden z flagowych szyldów tak zwanej „piwnej rewolucji”, z jednej strony bowiem poprzez swój bardzo asertywny aromat cytrusowo-grejpfrutowy mocno wpływa na bukiet piwa, a z drugiej jest związany z początkami renesansu browarnictwa rzemieślniczego w USA. Na rynku amerykańskim jest obecny już od ponad czterech dekad – po raz pierwszy można go było kupić w 1971 roku. Z tego też powodu jest on dla amerykańskich browarów rzemieślniczych tym, czym chmiel żatecki dla browarów czeskich – czyli najczęściej używanym szczepem chmielu. To on zadecydował w dużej mierze o sukcesie Anchor Liberty Ale, piwa od którego cała ta „rewolucja” piwna się na dobre zaczęła. Zobaczmy więc w którym z dwóch lekkich piw chmiel Cascade został użyty najbardziej optymalnie.
Szwedzki St. Eriks APA (alk. 5%) jest w pewnym sensie piwem odwołującym się do nowofalowej rzemieślniczej klasyki. Jest to bowiem amerykański pale ale chmielony wyłącznie szczepem Cascade, tak samo jak Anchor Liberty Ale. Szkopuł w tym, że w moim odczuciu Anchor Liberty Ale jest piwem raczej przeciętnym, a jednocześnie po dotychczasowych doświadczeniach z browarem St. Eriks nie do końca jestem przekonany do umiejętności pani piwowar Jessiki Heidrich.
Rozlewane do zwyczajowo eleganckiej, dizajnerskiej butelki piwo robi co może, żeby dorównać klasykowi z browaru Anchor. W sekcji zapachowej jest ślicznie. Dość wyraźny jasny słód, a nad nim chmiel Cascade, czyli kwiaty, cytrus, brzoskwinia i delikatna sosna. Fajnie, że zapach nie jest jednowymiarowo chmielowy i słodowe cukry też są odczuwalne. Można nawet wybaczyć nadzwyczaj kiepską pianę.
Zapach myli jednak nieco, piwo jest bowiem rześkie i wytrawne, a słód, choć nadal odczuwalny podczas picia, jest już zdecydowanie zdominowany przez chmiel, który ma swobodę ruchu ze względu na lekkie ciało piwa. Jednocześnie słodowych cukrów jest na tyle, żeby piwo nie było cierpkie i wodniste. Całość wieńczy mocna, grejpfrutowa goryczka. Bardzo dobre piwo. (Ocena: 7/10)
Swinckels (alk. 5,5%) wygląda na próbę podczepienia się przez koncern pod kiełkującą modę na piwa niszowe. Produkt holenderskiej Bavarii (jak ironicznie to wygląda) jest pilsem rozlewanym w nietypowe, nowoczesne butelki z przezroczystego szkła. Obawiać się więc można wyjałowionego smaku mającego przemówić do szeregowego odbiorcy, jak również zeskunksiałego chmielu, uszkodzonego przez przenikające bez przeszkody przez butelkę światło.
I faktycznie, skunks jest mocny. Poza nim jest obecny aromat jasnego słodu oraz trawiastej, delikatnie cytrusowej chmielowości. Chmielu jednak nie wylądowało w kadzi podczas drugiego chmielenia (aromatycznego) przesadnie wiele, wskutek czego słodowe cukry wyraźnie przeważają w aromacie. Ponadto nie domyśliłbym się obecności akurat chmielu Cascade, bowiem takie lekkie cytrynowe nutki są również obecne w wielu klasycznych niemieckich pilsach.
Zapach jest niezły, za to smak jest lepszy. Rześki, lekki, a przy tym wyraźnie goryczkowy, no i raczej aksamitnie nasycony, co biorąc pod uwagę zwyczajowy poziom nasycenia koncernowych jasnych lagerów wcale nie jest oczywiste. Aromatyczność średnio intensywna, dalej jednak nie byłbym w stanie zidentyfikować chmielu choćby w przybliżeniu. Pod względem goryczki jest go jednak sporo i całkiem zgrabnie równoważy obecność cukrów resztkowych. Jeśli chodzi o odbiór całościowy piwo jest porównywalne do szwedzkiego Spendrups Old Gold. Czyli zaskakująco dobry, lekki koncernowy pils. (Ocena: 6,5/10)
Zestawienie wygrywa APA ze Szwecji, tak jak zresztą przypuszczałem, Niewykluczone wszak, że przy bardziej hojnym chmieleniu aromatycznym koncernowy pils by mu dorównał.