Na co komu piwne style?
https://thebeervault.blogspot.com/2013/02/na-co-komu-piwne-style.html
1. „Ciekawa ta vienna, ale jest wyczuwalna obecność estrów. Do widzenia.”
2. „Głęboka aromatyczność tego baltic portera nie może przykryć faktu, że poziom paloności jest zbyt wysoki, stoutowy. Adieu.”
3. „Mmm, dobre to... zaraz, przecież to hefeweizen. Tak mocno nachmielony? Auf Wiedersehen.”
Czyli już wiadomo dla kogo są piwne style? Właśnie, dla sędziów konkursów, czy to BJCP czy też PSPD czy innych organizacji. A dla nas, konsumentów? Powinny być pomocą, a nie obstrukcją. Dla sędziów z racji skrzywienia zawodowego bywają zaś tym drugim. Wnioskuję to po powtarzających się wypowiedziach pozakonkursowych niektórych sędziów, po których czasami odnoszę wrażenie, że nawet prywatnie wydają się głównie kierować poprawnością stylistyczną przy ocenianiu piwa. Pal sześć jeśli ich własny gust jest rzeczywiście w pełni zgodny z klasyfikacją BJCP, gorzej kiedy wyrażenia typu "cecha x jest uznawana za nie na miejscu w tym gatunku" stają się wytrychami używanymi bezwarunkowo.
Pozostańmy na chwilkę przy sędziach. Jest poniekąd rzeczą zrozumiałą, że konkursy muszą być w jakiś sposób zestandaryzowane, trzeba ustalić pewne obiektywne kryteria którymi sędziowie mają się kierować. Stylistyczne wyznaczniki są takimi kryteriami. W praktyce jednak prowadzi to do absurdów pokroju imperial stouta sflekowanego nie za to że jest niedobry, tylko że nie mieści się do końca w wąsko nakreślonych ramach stylistycznych. Piłem takiego RISa na Birofilii, więc wiem o czym mówię. Wniosek z tego taki, że same konkursy należy traktować z lekkim przymrużeniem oka, jako że wygrywa nie piwo uznane subiektywnie za najsmaczniejsze przez jurorów, tylko to, które obiektywnie mieści się w widełkach stylistycznych, a dopiero potem subiektywnie smakuje najlepiej. W tej właśnie kolejności.
Absolutnie nie potępiam jednak w czambuł gatunkowania piw jako takiego. Jest ono bowiem bardzo pomocne, a to dlatego że piwo, jak wszyscy wiemy, piwu nierówne, a różnica między lambikiem a IPA czy witbierem a imperial stoutem kolosalna. Ale właśnie – to rozróżnienie gatunkowe ma ludziom pomagać. Ma być płaszczyzną teoretyczną, która pozwala się konsumentom orientować jak mniej więcej dane piwo smakuje. Jeśli jest podobne w charakterystyce do innych piw które dany człowiek lubi, dajmy na to gustuje w scotch ejlach, to jest większa szansa, że mu posmakuje niż chociażby witbier, bo pił już parę witbierów i doszedł do wniosku, że mają cechy wspólne (lub często występujące) których on nie trawi. I na tym bardzo pożyteczna rola gatunkowania piw powinna się kończyć.
Można jednak zaobserwować trend podług którego to co ma być pomocne dla człowieka zaczyna żyć własnym życiem. Jest wywyższone na piedestał i to człowiek ma mu służyć i się mu podporządkować. Pytanie – po co? Po co przejmować się arbitralnie wytyczonymi rozgraniczeniami stylistycznymi? Każdy ma swój gust i to pod niego powinien dobierać spożywane potrawy. Jaka jest różnica między człowiekiem który przestaje jeść steki wołowe opiekane serem bo w przewodniku Michelin zrugali taką kombinację, a człowiekiem, który zżyma się na zbyt mocne nachmielenie marcowego nie dlatego że mu to nie smakuje, ale dlatego że siedzący za siedmioma górami i siedmioma lasami mędrcy z BJCP zadecydowali, że marcowe nie może mieć uwypuklonego charakteru chmielowego? Żadna.
Nie dajmy się więc zwariować.
Zgadzam się, ale z drugiej strony, jeśli kupuję piwo, które na etykiecie określone jest jako pszeniczne (w domyśle hefeweizen), a dostaję zwykłego niefiltrowanego lagera z dodatkiem słodów pszenicznych, to mam prawo się wku*wić i to piwo zjechać doszczętnie, nawet jeśli teoretycznie smakowałoby mi jako lager. Nieprawdaż? ;)
OdpowiedzUsuńTak jak Kowal Ka napisał, wybraliście z Piwologiem akurat skrajne przykłady celowego wprowadzania w błąd klienta, które przeczą pozytywnej roli jaką ma do odegrania klasyfikacja gatunkowa - czyli orientacji w terenie. Witnica i Tyskie Browary celowo wprowadzają dezorientację. Mi chodzi o to, żeby klasyfikacja działała jako zestaw wskazówek, a nie GPS.
UsuńZ drugiej strony, jeśli piwo by mi smakowało mimo że w jaskrawy sposób wychodziłoby poza wszelkie ramy gatunkowe, to nie byłbym wcale smutny z tego powodu. Dobre piwo jest dobre :)
Ale jeśli mam w danym momencie ochotę akurat na hefeweizena, po czym otwieram butelkę, a tam jest zwykły niefiltrowany lager, to automatycznie nie mogę być zadowolony. Tak samo byłoby np. z 0 IBU IPA. Jeśli nie wiedziałbym o co chodzi to oczekiwałbym w nim chmielu, ale tam jest jasno i wyraźnie napisane o co chodzi. I to jest podstawowa różnica.
UsuńOczywiście nie uważam, że producent musi się sztywno trzymać ram BJCP (sam robię jaśminowego alta ;)), bo to byłoby strasznie nudne, ale jeśli już swoim piwem od tych ram znacząco odbiega, to powinien jasno i wyraźnie poinformować o tym na etykiecie.
Zgadzam się i się nie zgadzam jednocześnie. Opis stylu jest potrzebny nie tylko sędziom, ale także konsumentom. Jak widzę na półce piwo nazwane "pszenicznym", to spodziewam się, że w środku znajdę coś pokroju Paulanera, który jest dla przeciętnego konsumenta wyznacznikiem gatunku. Tymczasem jako piwo pszeniczne próbuje się sprzedać Książęce Pszeniczne czy Lubuskie Pszeniczne.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony warząc piwo mamy nieskończoną ilość kombinacji, zatem nikt nikomu nie zabroni uwarzyć mocno nachmielonego hefe-weizena. Tylko, do cholery, niech nazwie to piwo jak należy, choćby "pszeniczne mocno chmielone". Żeby zielony konsument od razu wiedział czego się spodziewać i nie czuł się oszukany.
Ludzie po prostu czują się bardziej "pro" jak objeżdżają piwo nie za to, że jest niedobre, ale za to, że jest "nie takie jak być powinno". Szlag mnie jasny trafia. A z przedmówcą się nie zgodzę - jak w domyśle, to sobie w domyśle można marudzić, a się nie odzywać. Jak coś jest pszeniczne to wcale hefewaicenem być nie musi.
OdpowiedzUsuńPiwo ma być smaczne i na tym koniec!
Przyjęło się w naszym kraju, że piwem pszenicznym nazywamy hefe-weizena. Nie znam innego określenia w rodzimym języku.
OdpowiedzUsuńJeśli iść twoim tropem, to można także porter bałtycki sprzedawać jako "jasne pełne". Kto komu zabroni?
Tyle, że konsument to szybko zweryfikuje. Kupi raz i tylko raz. Chyba, że akurat trafi to w jego gust (mało prawdopodobne).
Że sobie coś przyjąłeś to nie moja wina. Piwo pszeniczne, to piwo ze znaczącym udziałem pszenicy w zasypie i tyle. Nie ma stylu piwnego nazywającego się "pszeniczne", więc jeśli ktoś coś nazywa pszenicznym, a nie hefewajcenem to sobie może sprzedawać co chce (byle było sensownie z pszenicą związane).
Usuń"Przyjęło się" również utożsamianie określenia "ale" z piwem mocno chmielonym - i co z tego? To zwykła ignorancja i "widzi-mi-się" osób na tyle leniwych, że trudno im sięgnąć po jakieś źródło pisane przed wyrażeniem swojej, jedynej-słusznej opinii.
Co do porteru bałtyckiego, to nie można go nazwać jasnym pełnym, bo nie jest jasny.
Zarzucasz mi, że Niemcy sobie coś przyjęli a sam wtykasz komusz hefe-weizena? Jeszcze raz proszę, prześledź sobie zamieszczone przeze mnie linki lub pogóglaj i sprawdź, że \w Polsce przez piwo pszeniczne rozumie się weissbiera a każde inne piwo, które również zawiera co najmniej 50% pszenicy można zakwalifikować do osobnego stylu. A jeżeli zamieszone przeze mnie linki to dalej mało, polecam tekst Michała Chołdrycha p.t. piwo pszeniczne: http://piwoznawcy.pl/files/documents/pszeniczne.pdf
UsuńDokładnie, w każdym aspekcie działalności trzeba wykazać choćby odrobinę zdrowego rozsądku. Dla mnie wytyczne BJCP są ważne z tego powodu, ze pozwalają mi sprawdzić czego po danym stylu mogę się spodziewać. Z drugiej strony patrząc fajną odskocznią stylistyczną dla mnie był Venloosch Alt który warzony jest z dodatkiem kolendry. Piwo może nie było wybitne ale piło mi się je bardzo przyjemnie a pierwsze skojarzenie zapachowe które mnie przywitało to - wit. Drugim dla mnie ważnym przykładem jest Schneider Meine Hopfenweisse. To piwo uważam, za boskie.
OdpowiedzUsuńNatomiast inną kwestią jest problem, który poruszył "malepiwo". Tutaj akurat mamy do czynienia z celowym wprowadzaniem konsumenta w błąd. I taką działalność trzeba piętnować.
@Dziad Sędzikowski. Tutaj tak jak napisał bimbelt piwo pszeniczne w Polsce jest identyfikowane z weizenem (http://pl.wikipedia.org/wiki/Piwo_pszeniczne). Do tego piwo pszeniczne powinno mieć co najmniej 50% udział słodu pszenicznego a z informacji uzyskanych na fb od browaru słód pszeniczny dodawany jest tylko dla piany. Zatem wnioskuję, że browar wyprodukował piwo z większościowym udziałem słodu jęczmiennego i nazwał je pszenicznym. Dla mnie jest to świadome wprowadzanie bez browar konsumenta w błąd!
OdpowiedzUsuńA jeśli piwo nazywa się "żytnie" lub "orkiszowe", mimo, że nie jest to dominujący składnik zasypu to jest to również świadome wprowadzanie w błąd? :>
UsuńZasada jest prosta jeżeli piwo zostało uwarzone w danym stylu czyli pszeniczne (http://www.wiki.piwo.org/Weizen/Weissbier) czy też żytnie (roggenbier http://www.wiki.piwo.org/Roggenbier_%28German_Rye_Beer%29) udział słodu pszenicznego w pierwszym wypadku, żytniego w drugim wypadku powinien wynosić co najmniej 50%.
UsuńZ Orkiszowym sprawa wygląda inaczej ponieważ orkiszowe nie jest stylem a tylko marką własną browaru. Do tego Kormoran nie boi się podać składu na etykiecie: 55% słodu jęczmiennego 45% orkiszowego. Więc nie ma dyskusji o wprowadzeniu w błąd bo masz wszystkie informacje na etykiecie.
W przypadku Złotego Pszenicznego nie wiemy ile słodu pszenicznego zostało dodane bo jak twierdzi browar receptura jest tajna! Nie ma nawet informacji, że piwo jest lagerem a na etykiecie znajdziesz m.in. taką informacje "Wyjątkowe orzeźwienie zapewnia tworzony w procesie fermentacji bogaty bukiet zapachowy..." W piwie pszenicznym za bogaty aromat odpowiedzialne są specjalne drożdże górnej fermentacji. Czyli cała informacja z etykiety sugeruje, że kupujesz piwo pszeniczne a nie przesłodzonego lagera. Jest to ewidentne wprowadzanie konsumenta w błąd!
Nie byłbym taki pewien co do Orkiszowego. W Niemczech rozróżnia się np. Dinkelbier (czyli właśnie orkiszowe), Emmerbier, Haferbier itd. Wszystko sprowadza się do tego, że i tak nie ma jedynej, koniecznie obowiązującej klasyfikacji, więc "style" sobie można tworzyć. Bo czemu i nie?
UsuńOrkisz jest specyficznym surowcem browarnym i z tego co kojarzę to chyba w niemieckich dinkelbierach nie ma założenie, że ilość orkiszu musi przekroczyć 50% zasypu.
UsuńOczywiście będąc purystą nazewniczym można do nazwy piwa z Kormorana się doczepić, jednak informacja na etykiecie jest jasna, trudno więc mówić tutaj o wprowadzaniu w błąd.
Swoją drogą ta dyskusja wywołała u mnie chęć spróbowania niemieckich dinkelbier i emmerbier.
Pozwolę sobie powtórzyć - pszeniczne to nie hefe-weizen. A to, że niemieckie prawo coś sobie tam mówi, to nie znaczy, że jakikolwiek polski producent ma się do tego stosować. Jeśli dodatek pszenicy wpływa na parametry piwa to nazwanie piwa w ten sposób ma jak najbardziej sens.
Usuń@Dziad Sędzikowski. Widzę nie odrobiłeś lekcji i nie raczyłeś odwiedzić linków, które zamieściłem. Więc w skrócie. Piwo pszeniczne w Polsce jest jednoznacznie kojarzone ze stylem weissbier: http://www.wiki.piwo.org/Weizen/Weissbier.
UsuńPraktycznie każdy inny styl w którego składzie stosuje się powyżej 50% słodu pszenicznego jest zakwalifikowany jako osobny styl, np:
- piwo o 100% zawartości słodu pszenicznego suszonego dymem dębowym to piwo GRODZISKIE;
- piwo o zwartości około 50% pszenicy niesłodowanej to WIT.
Do tego nie znam osobnego stylu piwa o nazwie "pszeniczne", które zawierałoby niewielkie ilości (powiedzmy, maksymalnie do 20%) słodu pszenicznego zastosowanego tylko jako element "pianotwórczy". Może jakiś przykład?
Po co nam piwne style? Choćby po to, żeby móc je łamać. :D http://blog.kopyra.com/index.php/2010/11/08/po-co-nam-piwne-style/
OdpowiedzUsuńStyle wyznaczają tylko ramy, ale nie możemy potępiać kogoś, kto te zasady złamał czy poszedł dalej i osiągnął coś intrygującego. Co więcej, każdy z tradycyjnych stylów ewoluował, niektóre z nich można podzielić na 4-5 okresów i był to po prostu styl na dane czasy. Większość z nich dzisiejszemu Kowalskiemu by w ogóle nie smakowała, a sędzia ten czy ów by zdyskwalifikował jako niezgodne ze stylem, mimo że wtedy to były wyżyny piwowarstwa.
OdpowiedzUsuńBJCP można się posiłkować, ale nie należy tego traktować jako wyroczni czy nie daj Bóg, Biblii. To są tylko i wyłącznie ramy, a sedno obrazu tkwi w samym piwie, i komuś może smakować, a komuś innemu już nie. Stara zasada: "drink it or sink it".
Czy ze stylami piwnymi jest podobnie jak ze stylami literackimi, muzycznymi, malarskimi? Powstają stworzone przez historyków i teoretyków sztuki i kultury, na potrzeby analizy, komparatystyki i opisu, pojawiają się z reguły post factum, kiedy powstało kilka dzieł mających pewien wspólny mianownik. Czy są twórcy świadomie tworzący w gatunku? Oczywiście. Czy są twórcy którzy tworząc mają na uwadze gatunki czy raczej przekazanie tego co nastąpiło w drodze fermentacji (sic!) w jego umyśle? Oczywiście. Przykładowo: czy "Stalker" Tarkowskiego jest filmem s-f? Czy "Obsługiwałem angielskiego króla" Hrabala jest komedią?
OdpowiedzUsuńW tym kontekście style jednym są potrzebne, drugim nie. Dla jednych i dla drugich to dwa odrębne światy. Mówienie, że ich potrzebują po to choćby żeby je przełamywać jest nic nie mówiącą sofistyką, wytrychem intelektualnym.
Oczywiście piwo to nie sztuka (choć może nią być w pewnych okolicznościach) jednak pewne analogie można sobie przyswoić. Jeśli piwowar potrzebuje stylu to z niego korzysta, z całych sił dąży do wzorca i jeśli go osiągnie jest dumny, czego nie omieszka zaznaczyć na etykiecie. Kiedy ma to wszystko w niepoważaniu - działa jak swobodny twórca, nieskrępowany duch.
Style są potrzebne dla "stylodawców" dla pseudoezoterycznych bractw oceniających w piwnych konkursach (nie twierdzę, że czynią oni robotę niepotrzebną, choć ciutkę przecenianą). Style potrzebne są kronikarzom i marketingowcom celem ustalania kodów komunikacji. Piwożłopom wystarczy minimum wiedzy i inteligencja - poradzą sobie. Choć wiem, że zbyt dużo wymagam.
PS Tak na marginesie ta dyskusja będzie trwała tak długo jak długo będzie warzyć się piwo. Orędownicy stylów, wspierani przez "sędziowskie autorytety" będą bronili kodyfikacji dających im chleb. Nieskrępowani twórcy będą eksperymentować by tworzyć takie trunki, które zmusza do tworzenia kolejnych stylów w księgach sędziowskich.