Sześciopak polskiego craftu 7
https://thebeervault.blogspot.com/2015/02/szesciopak-polskiego-craftu-7.html
Polski craft przyśpiesza. Już w ubiegłym roku ciężko było ogarnąć wszystkie nowości, w obecnym nie zdoła tego dokonać nawet Docent, jestem tego pewien. W dzisiejszym przeglądzie nowego polskiego craftu aż trzech debiutantów – Genius Loci, Browar Brodacz i Browar Trzech Kumpli, a także pierwsze polskie piwo w stylu california common oraz dawno nie goszczący na tych łamach Browar Mason.
Mason Mc Stout (alk. 4,5%) to według jego autora stout wędzony, żytni i mocno chmielowy w jednym. Aromatyczność użytego między innymi słodu wędzonego na torfie jednak sprawia, że elementy czekoladowe i ziemiste są daleko w tle. Są na tyle wyraźne że można bez większych problemów stwierdzić że jest to mimo wszystko stout, ale nic ponad to. Wiedząc że piwo jest szczodrze nachmielone, spodziewałem się jakichś cytrusów, tymczasem aromat i smak są w gruncie rzeczy bezchmielowe. Lupulina jest mocno obecna dopiero w wytrawnym, gorzkim finiszu – charakter goryczki jest grejpfrutowy i zalegający. W tym piwie zgodnie z ideą wszystkiego jest po trochu (poza torfem którego jest dużo). Słodyczy, goryczki, palonego kwasku, czekolady, miękkości, żytniej chropowatości, musującej kremowości, palonej wytrawności i jeszcze pewnie coś bym znalazł. Takie trochę patchworkowe piwo, ale udane. Gdyby było jednak mimo wszystko trochę mniej chropowate, a goryczka mniej zalegała, to byłoby jeszcze lepsze. (6,5/10)
Genius Loci to dowcipnie nazwany nowy twór kontraktowy, który zadebiutował na rynku ciekawym zestawem stylistycznym, czyli pilsem i saisonem. Pils Not Dead (ekstr. 10,5%, alk. 4,2%) robi wrażenie, jakby był na siłę wzorowany na pilsach czeskich – i to niestety tych gorszych. Poziom dwuacetylu jest nawet jak na moje, tolerancyjne pod tym względem standardy, zbyt wysoki, i w rezultacie poza masłem czuć jedynie trochę słodu oraz całkiem przyjemną, średnio mocną goryczkę. Samą goryczką się jednak smaku nie zawojuje. (4,5/10)
W inne tony uderza Illuminatus (ekstr. 14%, alk. 6,8%), czyli american saison. Człon ‘american’ jest tu chyba dodany dla zrobienia wrażenia, ja w każdym razie szczególnej obecności nowofalowych nut chmielowych nie wyczułem, poza nieznacznym cytrusem głęboko w tle smaku. Nie szkodzi jednak, bowiem piwo może się faktycznie kojarzyć z trunkiem belgijskich żniwiarzy z XIX wieku. Jest piwem przyprawowym, kwaskowym, wręcz nieco 'dzikim' za sprawą swojej ostrej fenolowości, z nutkami okołostajennymi. Jest całkiem treściwe, a przy tym tylko lekko gorzkie, ale kwaskowość zapewnia mu balans. Wiejskie, to jest chyba całkiem adekwatne określenie. W Ameryce się na tego typu piwa zresztą mówi 'farmhouse ale', i to dość dobrze oddaje istotę rzeczy. (7/10)
Niedawno debiutował również kontraktowy Browar Brodacz, którego Takie Życie Light (ekstr. 9%, alk. 3%) jest faktycznie bardzo light. Aż za bardzo. A wiadomo że produkty spożywcze light są najczęściej po prostu mniej wartościowe. Goździk i karmel mają tutaj towarzysza w postaci duszących nut suchego zboża, zaś mimo tej ziarnistości baza słodowa na języku nie jest odnotowalna. Piwo ma de facto konsystencję wody. Być może wyszło tak jak miało wyjść, mnie jednak nie kręci. (4,5/10)
Nietypowo zadziałał SzałPiw, który we współpracy z poznańskim Ministerstwem Browaru uwarzył piwo w hybrydowym stylu california common, czyli właśnie Minister California Common (ekstr. 9%, alk. 3,6%). Na odcinku aromatu wszystko gra tak jak powinno, jest bardzo rześko, cytrusowo i żywicznie. Uchwytne są także nuty melona i gumy juicy fruit. Spodziewałem się po stopniu odfermentowania jednak ciut więcej ciała, tymczasem piwo jest bardzo wytrawne. Ale to ma być taki lekki orzeźwiacz. I tę rolę mimo odczuwlanej pestkowości goryczki spełnia całkiem udanie. (6,5/10)
Trzecim debiutantem na blogu jest w tym wpisie tarnowski kontraktowiec Browar Trzech Kumpli, który swoje AIPA Native American (ekstr. 15%, alk. 6,2%) uwarzył w nowosądeckich Trzech Koronach, czyli sukcesorze nowosądeckiej filii Bierhalle. W pierwszej chwili z butelki wydobywa się buch żywicy, cytrusa i spirytusu, skutkując w sumarycznym skojarzeniu z tanią wodą kolońską. Odczuwalna obecność alkoholu wprawdzie z czasem zmierza ku zeru, nigdy go jednak do końca nie osiągając – brak ułożenia jest głównym mankamentem tego piwa. Ponadto mimo obecności cukrów resztkowych jest raczej wytrawne, wręcz ściągające na podniebieniu. Chmielowy smak jest w porządku, lekka cierpkość już mniej. No i jest jeszcze kwestia nut truskawkowych, które mi nie przeszkadzają, choć innym już mogą. Na szczęście wraz z wzrostem jego temperatury, wzrasta również pijalność Native Americana, więc źle też z całą pewnością nie jest. (6/10)
Illuminatus jest do powtórzenia, Mc Stout oraz Minister California Common w pewnych okolicznościach też, reszta niestety nie. Brodacz rozczarował mnie swoim debiutem, Genius Loci niedbałym podejściem do tematu pilsa, a Native Americanowi brakuje ułożenia.
Dobry! Trzeba było powiedzieć o zestawieniu to bym chociaż lepszą grafikę podesłał ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Brodacz
Twój sześciopak to jedna z najfajniejszych rzeczy na polskiej internetowej "scenie piwnej". Nie żebym miał coś przeciwko Twojej wątrobie, ale publikuj cześciej.
OdpowiedzUsuńSpoko, materiału z pewnością nie braknie, a z wątrobą mam podpisany pakt o nieagresji. Oby tylko był bardziej trwały od tych podpisywanych przed IIWŚ.
Usuń