Piwa z Izraela
https://thebeervault.blogspot.com/2012/10/piwa-z-izraela.html
Jak wiadomo, byt polityczny Izraela jest ściśle powiązany ze
związkami tego państwa z USA. Tym bardziej ciekawe, że piwowarstwo izraelskie wygląda,
patrząc na ofertę rynkową, niczym miniatura piwowarstwa amerykańskiego. Toteż
obok typowych, wodnistych i nijakich jasnych lagerów, można w Izraelu znaleźć
różne ciekawe rzeczy. Na liście najlepszych piw izraelskich na portalu RateBeer
są portery, szereg IPA oraz imperial IPA, dry stouty, american pale ale,
english pale ale, amber ale, witbier, belgian strong ale czy brown ale, a nawet
imperial stout. Ciężko osądzić, czy taka różnorodność rynku izraelskiego jest
wynikiem związkami z USA i dużą ilością turystów z tamtejszych rejonów, faktem
jest jednak, że w zestawieniu z innymi krajami regionu, Izrael na tym polu robi
duże wrażenie. Sporą renomą cieszy się otwarty w 2006 roku brewpub Dancing
Camel w Tel Avivie, którego motto to „funny camel, serious beer” („śmieszny
wielbłąd, poważne piwo”) i którego oferta jest oparta w dużej mierze o piwa w
stylu nowofalowo-amerykańskim oraz belgijskim. Przy okazji mikrobrowar jest
sponsorem Dancing Camel Pioneers, telavivskiej drużyny futbolu amerykańskiego.
Niestety, z Izraela do mnie nie dotarły żadne piwa z „tańczącego wielbłąda”,
tylko dużo bardziej sztampowe – dostępne również w Polsce, chyba najbardziej
znane izraelskie piwo Maccabee oraz quasi-koźlak Eagle Beer.
Maccabee, czyli Machabeusz – nazwa odnosi się do
Machabeuszy, Żydów, którzy w II wielku przed naszą erą przeprowadzili
zwycięskie powstanie przeciwko Selucydom, zatrzymując rozwój hellenizmu w Judei
i wzmacniając na tych ziemiach judaizm. Obecnie do Machabeuszy odwołuje się
między innymi szereg klubów sportowych, zarówno w Izraelu jak i poza nim,
zrzeszających członków diaspory żydowskiej. Podczas gdy Machabeusze walczyli
przeciwko rządzącym na tych ziemiach w wyniku podbojów Aleksandra Wielkiego
Seleucydom, tymczasem piwo nazwane ich imieniem nie animuje do walki, a do tego
w porównaniu do obecnie warzonych helleńskich pale lagerów wypada bodaj jeszcze
bardziej (nomen omen) blado.
Co się może podobać, to że poza napisami „5%” i „500ml”, jak i numerem infolinii, niczego nie da się odczytać ani na etykiecie ani na kontrze. Co się może nie podobać, to że piwo ze słonecznego kraju jest butelkowane do zielonego szkła. Nad złocistym trunkiem unosi się przez dość krótki czas mieszanoziarnista piana, która szybko zanika. W zapachu tzw. „skunks” (zepsuty chmiel) wcale nie jest tak mocny jak się spodziewałem – wręcz przeciwnie, niemalże go nie ma. Tak na dobrą sprawę, ciężko tutaj wyczuć cokolwiek. Może jakieś efemeryczne zboże… ulotną trawiastość… ach, jest w końcu coś wyraźnego – mydło. Oraz kwaskowy słód. No i słodka kukurydza. Nawet w zestawieniu z innymi pale lagerami (eurolagerami? azjolagerami?) jest to nieprzyjemny zapach. Smak zresztą też – Maccabee to słodki, wodnisty banał, o metalicznym wydźwięku i lekkiej cierpkości zastępującej nieobecną goryczkę. Fatalny napój, wolę jednak wodę, która nie udaje że jest piwem (Ocena: 2/10).
Puszkowy Eagle Beer Strong Dark Lager na szczęście okazał
się nieco lepszy. Opisany na froncie jako „strong dark lager beer”, ma 6,3% alkoholu,
jest więc mocnym dunkelem, choć na RateBeer jest klasyfikowane jako 'american dark lager'. Dość jasne,
niemalże bursztynowe piwo unosi nad sobą dość puszystą i całkiem trwałą pianę.
Aromat jest lekko karmelowo- i jeszcze lżej zbożowo-słodowy, z delikatnym trawiastym
chmielem i kapką mydła. Wbrew pozorom nie jest taki zły.
Smak jest niestety gorszy. Wodnisty, lekko rodzynkowo-karmelkowy, z
finiszem bardziej cierpko-alkoholowym niż gorzkim, przy czym skądinąd mało
intensywnym, nie powodującym więc wykrzywienia twarzy. Można Eagle Beer w
wersji ciemnej (jest jeszcze jasna) pić od biedy, tyle że piwo jest proste jak
cep, niskojakościowe, dość wodniste i nudne. Nieco jak szeregowy ukraiński
dunkel z większą zawartością alkoholu (Ocena: 4/10).