Ogień i płomień – AIPA w wersji De Molen i Haandbryggeriet
Nieco przypadkowo udało mi się zdobyć dwie wersje tego samego piwa, mianowicie AIPA De Molen Vuur & Vlam w oryginale oraz w wersj...
https://thebeervault.blogspot.com/2012/06/ogien-i-pomien-aipa-w-wersji-de-molen-i.html
Nieco przypadkowo udało mi się zdobyć dwie wersje tego
samego piwa, mianowicie AIPA De Molen Vuur & Vlam w oryginale oraz w wersji
uwarzonej przez norweski mikrobrowar Haandbryggeriet. W jaki sposób doszło w
ogóle do współistnienia dwóch różnych wersji tego samego piwa? Autorem
receptury jest Menno Olivier, główny piwowar w browarze De Molen, a jego IPA
jest znana i ceniona wśród koneserów. W 2010 roku z okazji organizowanego
corocznie przez De Molen festiwalu piwnego Borefts, wystąpił on do dziesięciu
innych browarów z propozycją uwarzenia autorskich wersji Vuur & Vlam na
konkurs. W ten sposób powstało 10 różnych Vuur & Vlam, uwarzonych m. in. w
browarach Emelisse (Holandia), Midtfyns (Dania), Marble (Anglia), Alvinne
(Belgia), a nawet przez duńskiego Mikkellera, który swoją wersję Vuur &
Vlam uwarzył na miejscu w browarze De Molen. Jednym z piw będących owocem
konkursu jest norweski Haandbryggeriet Fyr Og Flamme. Na pierwszy rzut oka
można powątpiewać w celowość przedsięwzięcia, skoro wszyscy warzyli według
podanej receptury, a że są to profesjonaliści z utytułowanych, renomowanych
browarów, to i końcowy produkt musiał wyjść niemalże identycznie. Jednak
okazuje się, że chyba nie obowiązywała całkowita wierność oryginałowi, stąd też
przynajmniej niektóre browary uwarzyły Vuur & Vlam używając do tego
własnych kultur drożdży i różnych mieszanek chmielu. No i końcowy produkt
faktycznie powychodził różnie, czego dowodem Vuur & Vlam w wersji
norweskiej, która się dość znacznie różni od oryginału. Pikanterii zestawieniu
Vuur & Vlam z De Molen i Fir Og Flamme z Haandbryggeriet dodaje fakt, że
średnia ważona ocena dla obydwóch piw na RateBeer jest dokładnie taka sama,
mianowicie 3.66, przy 327 recenzji oryginału oraz 142 ocen kopii.
Na pierwszy ogień poszedł oczywiście oryginał, czyli Vuur
& Vlam, jako poprzeczka której kopie miały sięgnąć. A trzeba przyznać, że
poprzeczka została przez browar De Molen ustawiona wysoko. 15° ekstraktu, 6,2%
alkoholu. Chmielenie wyłącznie odmianami amerykańskimi: goryczkowe Galeną
(goryczka na poziomie 63 EBU), aromatyczne Cascade, Chinook, Simcoe i Amarillo,
chmielenie na zimno Cascade. Drożdże górnej jak i dolnej fermentacji. Mętny,
ciemnobursztynowy kolor. Duża i puszysta piana. No i piękny zapach! Nie dziw że
tropikalny, ale cóż za fantastyczna kompozycja! Melon, brzoskwinia, marakuja,
liczi, cytrusy, białe winogrona, a do tego oczywiście żywica, ale również
intensywny aromat świeżo skoszonej trawy, który łamie tropikalną woń w sposób,
z jakim się wcześniej chyba nie spotkałem. Jeśli dodamy do tego, nazwijmy to
beneluksową, pieprzną, drożdżową przyprawowość, rezultat jest niesamowicie
przyjemny, a przy okazji nietuzinkowy.
Jedyne co może zostać uznane za mankament piwa to nieco
wysokie nasycenie (dość częste niedociągnięcie w piwach z De Molen) oraz ciut
zbyt niska pełnia. Poza tym wszystko jest fantastyczne. Podczas picia piwo ma
charakter tropikalno-trawiasty, z absolutną dominacją chmielu, przy marginalnej
jeno słodowości. Co za tym idzie, słodyczy tutaj nie ma, jest za to silna
goryczka (wszak to IPA) o charakterze trawiasto-pieprzno-ziemistym. Piwo
pozostawia po sobie lekko rozgrzane gardło, delikatny posmak białych winogron i
bardzo zadowolonego recenzenta (Ocena: 8/10).
Zadowolony byłem również po degustacji norweskiej kopii,
czyli Haandbryggeriet Fyr Og Flamme, choć nie spełniło moich oczekiwań w
kwestii dorównania holenderskiemu oryginałowi. Pozostając bardzo dobrym piwem z
renomowanego browaru (24 miejsce w rankingu norweskim na RateBeer), jak na swój
styl w moim odczuciu nie wybija się ponad miarę. Z etykiety wynika zresztą, że
wierność recepturze Vuur & Vlam była chyba faktycznie dowolna. Intensywny
dry-hopping (chmielenie na zimno), ale za to tylko 3 chmiele – choć nie musi to
oznaczać nic złego, przecież nawet IPA z serii single-hop, chmielone
każdorazowo tylko jedną odmianą nie muszą odstawać in minus od piw
wielochmielowych. Tak jak inne piwa z zasłużonego norweskiego browaru, na
etykiecie ma odciski rąk i palców (haandbryggeriet znaczy coś w stylu ‘ręcznie
– [czyli rzemieślniczo] – warzone’) oraz numer warki – 452, uwarzonej
06.03.2012. Tak, warka ma nr 452, a pierwsza została uwarzona w lecie 2010 roku
– z czego wniosek, że warki w Haandbryggeriet muszą być bardzo małe.
Początkowo wszystko gra – bursztynowo-brązowe piwo o
puszystej pianie ma słodki, tropikalny zapach, w którym główne skrzypce grają
mocna sosna i mango oraz słodziutka marakuja. Jest również ananas, grejpfrut i
brzoskwinia, delikatna gruszka, a przez całość przebija się nieco karmelowa
słodowość. Tutaj brak zastrzeżeń – Vuur & Vlam jest bardziej trawiaste w
zapachu, oba piwa pachną jednak równie świetnie.
Schody zaczynają się w smaku – minusem jest ostre nasycenie,
przez co piwu brakuje aksamitności. Pełnia jest średnia, choć słód i tak jest
nieco zbyt mocno zdominowany chmielem, który to mimo wszystko jest prosty w
odbiorze – jest bowiem bardziej gorzki niż aromatyczny. Gdyby nieco podbić
sosnową tropikalność, byłoby świetnie, ale w trakcie picia uwaga się skupia
niejako sama na rozdającej tutaj karty goryczce. Jest ona w pewnym sensie
balansowana przez lekką słodycz, ale niestety też nie do końca. Przy tym
wszystkim jest bowiem niestety nieco ściągająca, co w połączeniu z obecnym
również silnie w finiszu CO2 czyni te piwo dość szorstkim w odbiorze.
Reasumując – bardziej chropowate i mniej aromatyczne niż oryginał. Są to
niejako narzekania malkontenta, bo i tak jest bardzo dobre, ale w wersji De
Molen jednak sporo lepsze (Ocena: 7/10).
Jak się więc okazuje, Haandbryggeriet nie zrobił wiernej
kopii Vuur & Vlam. Zrobił coś własnego, choć niekoniecznie z pożytkiem dla
końcowego produktu. Wyszło piwo gorsze niż oryginał, choć z drugiej strony
browar tej miary co Haandbryggeriet nie umiałby chyba stworzyć piwa złego.