Lwówek Śląski stawia na rozwój
Po okresie warzenia niezbyt zachwycającego lagera oraz jego mocniejszej wersji, browar Lwówek Śląski ostro wziął się za rozszerzanie swo...
https://thebeervault.blogspot.com/2012/06/lwowek-slaski-stawia-na-rozwoj.html
Po okresie warzenia niezbyt zachwycającego lagera oraz jego
mocniejszej wersji, browar Lwówek Śląski ostro wziął się za rozszerzanie swojej
oferty piwnej. Właściciel browaru Marek Jakubiak nie zasypia gruszek w popiele,
wszak konkurencja nie śpi. Po nieudanej próbie wykupienia nieczynnego browaru w
Zwierzyńcu zostały poczynione inwestycje na wybudowanie nowego browaru w
Darłowie oraz rozbudowę sieci pubów z piwem z Ciechanowa. Chwilę później pod
marką Ciechanowa ukazały się limitowany Porter Grudniowy oraz nielimitowane
Ciechan Lagerowe, a z Lwówka Śląskiego zaczęto jedno po jednym wypuszczać nowe
piwa, i to różne gatunkowo. Najpierw belgian ale Lwówek Belg, potem lekkiego
pilsa Lwówek Wrocławskie, lekkiego ciemnego koźlaka Lwówek Koźlik, a ostatnio
również lagera wiedeńskiego oraz aromatyzowanego. Taki pracoholizm robi
wrażenie, pan Jakubiak jest chyba obecnie jedną z najbardziej wpływowych osób
(a na pewno najlepiej rozpoznawalną) na polskim rynku browarniczym. Tyle słów
uznania. Co do krytyki – sztucznie wykreowana, przy dużym wkładzie pana
Jakubiaka moda na niepastery może drażnić, choć gawiedź jak widać potrzebuje
jakiegoś fetyszu, a na inwestycje skądś trzeba mieć pieniądze. Bardziej martwił
mnie fakt, że żadne piwo ze stajni pana Jakubiaka z tych które dotychczas piłem
nie wychodziło poza średni poziom. Uległo to jednak zmianie wraz z nowymi
wypustami z Lwówka Śląskiego, a konkretnie wraz z jednym z nich.
Najbardziej z nowej trójki z Lwówka Śląskiego byłem ciekaw Belga,
jako że rodzime górniaki ogólnie a rodzime belgijskie górniaki w szczególności,
stanowią na polskim piwnym krajobrazie póki co nadal niestety rarytas. Na
dodatek koledzy po klawiaturze porównywali Lwówka Belga do wyspiarskich ejli,
co dodatkowo wzmogło moją ciekawość. I faktycznie – Belga w Lwówku jest bardzo
mało, rzekłbym wręcz że jest on śladowo obecny, zamiast tego jednak jest
Anglik, który w pełni do siebie przekonuje. Powstaje pytanie, czy piwo miało
takie być czy wyszło niezgodnie z zamierzeniami? Jakby jednak nie było, wyszło
świetnie. 13° ekstraktu i 5,7% alkoholu, a piwo jest według etykiety
„nieutrwalone”. To skąd się bierze na dnie butelki osad drożdżowy? Coś mi się
wydaje, że Lwówek Belg jest refermentowany w butelce, a jest to przecież forma
utrwalenia.
Wizualnie jak angielski ale – bursztynowy z kiepskawą pianą.
Zapachowo jak angielski ale – silna, zielono-żywiczna nuta chmielu, wyraźne
estry jabłkowo-truskawkowe, wyraźna, nieco karmelowa i opiekana słodowość.
Brakuje fenoli oraz owoców charakterystycznych dla drożdży belgijskich.
Niespodzianka. Bardzo przyjemna niespodzianka.
Smakowo jest tylko ciut inaczej, a to za sprawą kwaskowej
nuty którą podszyta jest silna jabłkowa owocowość. Przez ten kwasek można mieć pewne skojarzenia z belgijskim piwowarstwem, jednak myśli robią szybko skok z
powrotem z belgijskiej Ostendy przez Kanał La Manche do angielskiego Ramsgate, kiedy
tylko w gardle osadza się umiarkowanie mocna, charakterystycznie
żywiczno-ziemista goryczka. Piwo jest wyraźnie pełne a zarazem orzeźwiające,
dzięki połączeniu owoców, lekkiej kwaskowości, goryczki oraz aksamitnego
nasycenia. Świetne piwo, czapki z głów! Doskonała alternatywa dla importowanych
angielskich ejli, od których jest ponad dwa razy tańsze, a którym w żadnym
wymiarze nie ustępuje. Niektóre nawet przebija (Ocena: 7,5/10).
Nieco dziwacznie nazwany Lwówek Koźlik Belgowi nie
dorównuje, prezentując poziom dość solidny, nie przekraczając go jednak.
Palatalizacja nazwy (koźlak -> koźlik) współgra z niskimi jak na koźlaka parametrami
(14,1° ekstr., 6,2% alk.). W przeciwieństwie do wielu innych nie przykładam
nadmiernej wagi do widełek stylistycznych dla koźlaków, nie zawężając ich do
minimum, tak więc jako mocny dark lager niech Koźlik będzie koźlakiem.
Ciemnobrązowe piwo o wpierw kremowej, chwilę potem mieszanoziarnistej pianie ma
trzy odsłony.
Pierwsza, po otwarciu, robi najlepsze wrażenie. Nieco
stouto-podobny zapach będący kolażem palonego słodu, chleba razowego, czekolady
deserowej, intrygujących nutek wędzonych oraz suszonych śliwek robi bardzo
dobre wrażenie.
Druga odsłona, po przelaniu, nie prezentuje się już wcale
okazale. Zarysowuje się wyraźna dominacja karmelu, przez który przebijają się
nutki metaliczne, a aromat ulega spłaszczeniu. Smakowo średnia pełnia oraz przyjemne,
aksamitne nasycenie, dzięki czemu powstaje pełne uczucie w ustach. Płaski,
karmelowy smak, a na końcówce nieco czekolady, ziemistości i zimnej kawy z
mlekiem. Słodycz miesza się z palonością w sposób mało wyrafinowany, skutkując
lekką cierpkością przypominającą nieco sacharynę, a całość wieńczy lekka,
palona goryczka. Smakuje jak podkręcony czeski dunkel.
Trzecia odsłona jest już znowu bardziej korzystna, ujawnia
się po lekkim ogrzaniu. Piwo zyskuje na głębi, aromat staje się
intensywniejszy, karmel ustępuje miejsca ciemniejszym, bardziej palonym nutom,
a i daje się wyczuć nieco owoców leśnych.
Całościowe wrażenie – całkiem, całkiem. Nie jest to żadna
rewelacja, ale dość solidne piwo, którego nie warto pić zbytnio schłodzonego
(Ocena: 6/10).
Trzecie piwo, Lwówek Wrocławskie, okazało się najsłabsze z
tych trzech. Przy parametrach 10° ekstraktu i 4,2% alkoholu spodziewałem się
lżejszej wersji niezbyt zachwycającego Lwówka Książęcego, i dokładnie to
dostałem. Dziurawa piana pojawiająca się nad złocistym trunkiem żwawo znika z
oczu niczym kenijski sprinter. Miało być coś na wzór czeskiej desitki, i wyszło
zgodnie z założeniami. Szkoda że raczej z dolnej półki. Bardzo prosty, słodkawy
zapach składa się ze zbożowo-ciasteczkowej słodowości, nuty zielonego, nieco
leśnego (w stylu czeskim) chmielu, z dodatkiem mydła i żelaza. Nie narzucającym
się nadmiernie, ale jednak psującym odbiór.
Nie jestem fanem czeskich desitek, dla mnie jest to
podgatunek bez wyrazu. Jedynym póki co tak niskoekstraktywnym, lekkim jasnym
lagerem, który na mnie zrobił naprawdę duże wrażenie, pozostaje Pinta Pierwsza
Pomoc. Jestem oczywiście świadom, że Wrocławskie jest piwem stołowym i jako
takie jeszcze ujdzie, choć są dużo lepsze piwa z takim przeznaczeniem. Lekki,
ciasteczkowo-mydlano-słodowy pils jest zakończony dość mocną jak na warunki
polskie, czeską goryczką. Aromat się ulatnia bezpośrednio po przełknięciu,
trudno tutaj więc mówić o jakimkolwiek posmaku. Piwo jest śladowo lepsze od
przeciętnego eurolagera, pozostając nadal miałkim wyrobem bez substancji
(Ocena: 4/10).
Czas zacząć polować na Lwówka Wiedeńskiego, choć nie
spodziewam się żeby przebił Belga, czyli obecnie jednego z bezsprzecznie
najlepszych polskich piw.
Jestem trochę zdziwiony tak niską oceną Wrocławskiego. Jednak jeśli desitki Ci nie podchodzą, to sytuacja ta nie powinna dziwić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://smakpiwa.wordpress.com/