Loading...

Z archiwum germańskiego craftu. Od klasyki po ice IPA.

Niemiecki craft jest w polskim internecie stanowczo niedoreprezentowany. Szkoda, bo za naszą zachodnią granicą dzieją się ciekawe rzeczy. Niemieccy piwowarzy coraz częściej sięgają po nowofalowe gatunki piwa, które w zestawieniu z przysłowiową (fakt że częściowo mityczną) niemiecką solidnością wychodzą często wyjątkowo smacznie, a ponadto germańscy chmielarze nie boją się nowinek i odważnie stawiają na rozwój nowych, mocno aromatycznych odmian, które mają być europejską odpowiedzią na kaskadocitroczajnuki od Jankesów. W związku z powyższym na moim blogu będą się co jakiś czas ukazywać teksty dedykowane tuzom niemieckiej sceny craft. Będzie to ciekawe preludium do trzeciej edycji Beer Geek Madness która odbędzie się we wrześniu, i będzie się obracała wokół niemieckiego craftu właśnie. Cykl rozpoczynam małym przeglądem tego co można nabyć w katowickim Browariacie, czyli polskiej ekspozyturze germańskiego (a od niedawna również angielskiego) craftu.

Camba German IPA (ekstr. 15,5%, alk. 6,5%) to intensywne cukry słodowe zmieszane z jeszcze bardziej intensywnym, wręcz lekko duszącym koncentratem z soku mandarynkowo-pomarańczowego, pochodzącym tutaj rzecz jasna od chmielu. W smaku nieoczekiwanie łagodne, stonowane goryczkowo, z trawą w posmaku, która uzupełnia wspomnianą cytrusową chmielowość nowych niemieckich odmian lupuliny. Bardzo smaczne. (7/10)

Camba Summer Ale (ekstr. 9,9%, alk. 3,9%) zapewniło mi koncertowo dysonans poznawczy. Ma świetny aromat cytrusowy z domieszką marakuji oraz żywicy, chmielowy, świeżutki, naprawdę bomba. Smak niestety za to jest skrajnie wytrawny, wodnisty i mało aromatyczny, niczym woda z dodatkiem chleba i szczypty chmielu. Szkoda. (5,5/10)

Camba Ei Pi Ai (ekstr. 17,5%, alk. 8%), czyli flagowa IPA z bawarskiej Camby, to piwo najwyższej klasy. Mango, liczi, grejpfrut, mandarynka, kokos (!) i morela zmiksowane ze sobą i bardzo słodkie, wręcz przejrzałe. Plus nutka orzechów włoskich oraz solidna, nieco miodowa (nie z utlenienia) słodowość. A szczerze powiedziawszy, to wytrawny zielarz mógłby tutaj odnaleźć nutki różnych ziół. Bardzo złożony bukiet. Uczucie w ustach jest mięciutkie, wręcz zamszowe, goryczka całkiem mocna, ale jednak gra swoją rolę na dalszym planie, punktując tropikalno słodowy monolit stanowiący część główną. Piwo jest pełne, gęstawe, złożone i grzeje gardło tak jak można się tego spodziewać po tak mocarnym trunku. Rewelacja. (8,5/10)

Camba Black Lager (alk. 5,4%) to piwo po którym się w zasadzie niczego nie spodziewałem. Ot, takie do wypicia i odhaczenia. Tymczasem kolaż karmelu, czekolady i kakao jest dobrany w świetnych proporcjach i na tyle intensywny, że piwo dysponuje jak na schwarzbiera imponującą głębią. Już po kolorze piany zresztą wiedziałem że nie będzie to kolejny, zwyczajny schwarz. Piwo jest względnie wytrawne, czemu dopomagają kwaskowe nuty od ciemnych słodów, a przy tym mimo wszystko miękkie w ustach, z wysokim, gęstym, ale drobnoperlistym nasyceniem. Ekstra. (7,5/10)

Camba Imperial Black IPA (ekstr. 20,2%, alk. 8,5%) to mocarz nielichy, w dodatku pachnący borem. A konkretnie sosną i borówkami. Całym polem borówek, mimo że żadne borówki w nim nie wylądowały. Dodajmy do tego głębię ciemnych słodów, czekoladę i sporo eukaliptusa (a nawet maści Wick, szczególnie w smaku), trochę wanilii i garść kwiatów, et voila, rewelacyjne piwo. Pełne, gęste, słodkawe i gorzkie. I te borówki w połączeniu z Wickiem są naprawdę obłędne. Jak to nazwać? Black IPA o głębi i złożoności imperial stouta? Może i tak. (8,5/10)

Seria Conatus obejmuje jednorazowe, eksperymentalne warki do których browar nawet nie drukuje dedykowanych etykiet. W obrębie jednej z ostatnich serii można było się napić Imperial Pilsa (alk. 6,9%). Słodkawe piwo miało w sobie nuty brzeczki, kwiatów oraz nieco cytrynowego chmielu od chmielenia na zimno. Nie było raczej najświeższe, bo wdarło się weń miodowe utlenienie. Przy umiarkowanej goryczce i raczej wysokiej pełni trudno je nota bene traktować jako pilsa, a chmielenie na zimno widziałbym zintensyfikowane, tak żeby rezultat przypominał chociażby świetny, cambowy Paragraph 14. (5,5/10)

Conatus Amber Lager ma niezbyt pociągającą nazwę, ale gdy tylko dowiedziałem się że był leżakowany z płatkami cedru, to nie mogłem odmówić. Libańska vienna? Niestety jednak gdybym nie wiedział że piwo miało kontakt z drewnem, to bym się nie domyślił. Jest to poprawnie uwarzony, melanoidynowo-karmelowy lager wiedeński z lekką goryczką, i tyle. Może być. (5,5/10)

Znacznie lepiej wypadł Conatus Smoked Porter (alk. 6,3%). Wprawdzie obecność torfowanego słodu, który znalazł się w zasypie, trzeba sobie wyobrazić, niemniej jednak połączenie nut czekoladowych, palonych i delikatnie dymionych w aromacie zdaje egzamin. W smaku piwo jest już bardziej wyraziście wędzono-szynkowe, co równoważy jego czekoladową stronę. Jest też trochę akcentów orzechowych. Bardzo sesyjne. (7/10)

Najlepszym póki co piwem z serii Conatus jakie piłem jest Imperial Ale (alk. 8%), uwarzone wspólnie z nowozelandzkim browarem Tiamana. Aromat to ledwo co otwarta puszka z kokatjlem wieloowocowym. Marakuja, Brzoskwinia, mango, lekka sosna, ale i czerwone jabłko. Gęste, mięciutkie piwo z lekko rozgrzewającym finiszem i goryczką poniżej poziomu medium. Cukrowa słodowość, która pasuje do chmielowego smaku, a na dodatek garść zielonych oliwek. To piwo to taka imperial IPA, tyle że z niemieckim podejściem, z naciskiem na balans. Super. (7,5/10)

Wśród browarów bawarskich gościnnie okupujących krany w Browariacie znalazł się również restauracyjny browar Holzhausen. Piwowarem jest tam były pracownik Brau Konu (właściciela Camby), odpowiedzialny m.in. za wynalezienie urządzenia o nazwie Hop Gun, czyli w uproszczeniu niemieckiej wersji Torpedo ze Sierra Nevady. Jakby na przekór swoich korzeni, w Holzhausenie warzy bawarską klasykę. Wyjątkiem jest Black Bock (alk. 7%), chmielony na zimno Cascade i Citrą. Jest to jednak wyjątek pozorny, przynajmniej ja żadnych chmielowych nut w aromacie nie wyczułem. Nie szkodzi jednak, jest w nim bowiem mnogo orzechów, słodkiej czekolady, karmelu i melanoidyn, a także nieco wanilii. I to jest kombinacja nad wyraz przyjemna. Ma gładki, nieco rozgrzewający, wyraźnie orzechowo-czekoladowy smak, miękki i trochę kremowy. Świetny trunek. (7,5/10)

Na koniec zostawiłem rarytas, czyli najdroższe piwo jakie piłem musząc za nie zapłacić samemu. Hofstettner G’froren’s Mandarina Bavaria (DH) Iced IPA (uff...) z Austrii jest de facto eisbockiem o woltażu 11,7%, który po procesie wymrażania został potraktowany dodatkowo sporą dawką szyszek niemieckiego chmielu Mandarina Bavaria i w ten sposób nachmielony na zimno. Piwo wygląda likierowo, nie tworzy prawie żadnej piany, jest też odpowiednio słodkie i gęste, ale nie aż tak jak się tego po wyglądzie spodziewałem. Nutki mandarynki przewijają się w tle, ale znacznie bardziej wyraźna jest morela. Słodowość jasna typu miodowo-orzechowego, sporo nut drewnianych kojarzących się ze starą szopą. Trochę trawy w delikatnie pieprznym, ale i ziołowym finiszu. Bardzo złożone piwo. Nie tak intensywne jak tego oczekiwałem, ale bardzo smaczne. (7/10)

Jak więc widać, za Odrą dzieją się w piwowarstwie bardzo ciekawe rzeczy, a pogląd jakoby niemieckie piwowarstwo było nudne i skostniałe nie wytrzymuje zderzenia z rzeczywistością. Co jakiś czas będę dodawał wpisy, w których będę naświetlał sylwetki browarów niemieckich nowej fali. Może kogoś zarażę swoim zainteresowaniem.

recenzje 5531014497827061253

Prześlij komentarz

  1. Imperial Black Ipa też na mnie zrobiła wrażenie, pierwsze którego nie wychłeptałem w paru łykach. Widzę, że trzeba będzie spróbować EI PI AI

    OdpowiedzUsuń
  2. Przy czym nie jestem pewien, czy w przypadku Ei Pi Ai nie eksperymentują ze składem chmielowym z warki na warkę. Będę za tydzień w browarze, jak nie zapomnę to dopytam.

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)