Loading...

Hopkins (The Witchfinder General)

 
Mało który polski browar odznacza się taką płodnością jak Hopkins. Piwo za piwem za piwem za piwem – premier jest tyle, że można się pogubić. Było ich w 2016 roku tyle, że postanowiłem zrobić spis zbiorczy dla tego kontraktowca. Debiutował pod koniec ubiegłego grudnia i na podstawie dwóch debiutanckich piw, a szczególnie Lśnienia, którego świeży egzemplarz pozostaje jedną z najlepszych polskich ajp jakie piłem, zaryzykowałem wówczas prognozę, że Hopkins w 2016 roku może być jednym z czołowych polskich browarów/kontraktowców jeśli chodzi o jakość wyrobów. Nazbierałem w ciągu roku trochę recenzji hopkinsowych piw. Trzeba wziąć pod uwagę, że wszystkie tyczą się premierowych warek. Czy moja prognoza się ziściła?

Mowa Cieni (ekstr. 12,5%, alk. 4,9%), ‘tropical black ale’, nie jest wcale specjalnie tropikalnym piwem. Są delikatne nuty żywiczne oraz owocowość, która trochę mi się skojarzyła z kandyzowaną pomarańczą, poza tym jednak rządzą ziarna. Jest czekolada idąca trochę w kierunku kakao, jest wyraźna, popiołowa paloność, kulminująca w średnio gorzkim finiszu. I te słodowe klimaty częściowo przykrywają chmiel Sorachi Ace, który po lekkim ogrzaniu niestety ujawnia się swoją znaną i niezwykle cenioną nutą koperkowej wody po ogórkach. Tym samym ta ‘session black IPA’ (tak by rzecz chyba wypadało nazwać) nie wypadła w moich oczach specjalnie przekonująco, mimo wysokiej pijalności w stanie mocnego schłodzenia i wytuszowania obecności Sorachi Ace. Bez tego chmielu byłoby zdecydowanie lepiej. (5,5/10)

Kiedy w przedostatniego sylwestra zmiksowałem polski craft ze śliwowicą, niemalże cały następny dzień spędziłem w szalecie. Od tamtego czasu nie tykam tego świństwa. Nu, ale Hopkins postanowił zrobić stouta z dodatkiem płatków śliwy, macerowanych w śliwowicy. Ciężko nie spróbować. Insomnia Plum Madness Stout (ekstr. 15,8%, alk. 6,5%) kryje w sobie nuty czekolady, paloności i ciasteczek, drewniano-orzechowych wtrętów, ale i świeżych oraz suszonych śliwek. Z początku majaczy nuta podobna do destylatu, ale szybko wtapia się we wspomniane śliwki, które to z kolei wtapiają się w bazę, tworząc z nią homogeniczną całość. Jakby tego było mało, to piwo jest przyjemnie gładkie i ma pijalność, którą ciężko odgadnąć po parametrach. Świetne. (7,5/10)

Mało piłem american wheatów, które wywołałyby u mnie coś ponad wzruszenie ramion, stąd niewiele spodziewałem się po hopkinsowym Mississippi (ekstr. 12,5%, alk. 4,9%). Był to błąd. Otóż Hopkins uwarzył lekkie, wyraźnie cytrusowe piwo z nutą pszenicy, lekkim ciałem, delikatną słodyczą resztkową i średnio mocną, cytrusową goryczką. Subtelne nuty żółtych owoców i trawy uzupełniają obraz. Nie jest to nic skomplikowanego, ale to wzorowo rześkie piwo znika ze szkła w oka mgnieniu. I o to chodzi. (7,5/10)

Mniej okazale wypadła ze to niestety ajpa o nazwie Golden State (ekstr. 15%, alk. 6,2%). Przede wszystkim jest wyraźnie, wręcz obcesowo słodka jak na deklarowany styl, wyklejająca, z nutami orzechowymi, zbożowymi i delikatnym jasnym karmelem. Goryczka jest mocna, nieco ściągająca i zalegająca, a jednak nie wystarcza jej siły, żeby zapewnić piwu balans. Nachmielenie ma charakter nieco ziołowy, a w finiszu robi się ziemisto, co oznacza, że paradoksalnie mało w tym wszystkim czuć nowej fali. Mimo podkreślonej goryczki piwo jednak trochę muli. (5/10)

W Angelene (ekstr. 17,5%, alk. 7,8%) wylądowały płatki dębowe oraz suska sechlońska. I co ciekawe, rzeczona śliwka płynnie przechodzi w nim w korzenność, wręcz piernikowość, która to z kolei ciągnie za sobą czekoladę i delikatną kawę. Zupełnie jakby połączyć kawowe Merci, pierniki toruńskie i śliwkę w czekoladzie. Piwo jest w miarę pełne, co jest kontrowane wytrawnym finiszem, w którym wybrzmiewają dodatkowo subtelne nutki wędzone. Bardzo ciekawie skonstruowany FES. (7/10)

Meadows (ekstr. 14,5%, alk. 5,9%) w teorii łączy słowo ‘belgian’ z akronimem ‘IPA’, w praktyce jednak aromat jest z jednej strony przyprawowy, pieprzny, z nutką cynamonu, z drugiej owocowość jest typu belgijskiego, bananowo-brzoskwiniowego, a nie amerykańsko-chmielowego. I w zasadzie dopiero chlebowe posmaki oraz wysoka pijalność wyłamują się z belgijskiego paradygmatu. Ajpowa to tutaj jest tylko goryczka, mocna jak na belga, z kolei jak na ipę jednak zdecydowanie za słaba. Powstaje w tym momencie pytanie, czy ta rozbieżność między deklarowanym, hybrydowym stylem a rzeczywistością ma znaczenie? Nie ma w sytuacji, kiedy w szkle mamy bardzo smaczne piwo. (7/10)

Nightcall z kolei (ekstr. 14,5%, alk. 5,8%), zgodnie z samookreśleniem jest faktycznie amerykańskim stoutem. Żywiczne i cytrusowe motywy chmielowe są w nim bez problemu wyczuwalne, choć nie dominują jak w black IPAch. Silna paloność skutkująca lekkim kwaskiem przechodzi w tym piwie w łagodzące odbiór nuty kawowe w finiszu. Proste, bardzo dobre piwo. (7/10)

Dobra passa nie może jednak trwać wiecznie. Maori (ekstr. 14,8%, alk. 6%) jest piwem słodkim, pełnawym i mocno gorzkim. I przy tym z nazwą zwodzącą na manowce. Obok nowozelandzkiej apy to nawet nie stało, z chmielowych nut można wyczuć ewentualnie korzenność, a obecności jakichkolwiek tropikalnych klimatów trzeba się domyśleć. Zamiast tego królują w piwie nieprzerwanie słodkie nuty zbożowe. Pachnie jak worek słodu, dominują słodkie nuty zbożowe, punktowane zupełnie niemrawo ziemistą nutką w finiszu. Męczące, bardzo słabe piwo. (3,5/10)

Bardzo dobrze przyjęty przez piwną gawiedź został Biohazard (ekstr. 18,5%, alk. 7,5%), whisky porter, w którym słód chateau whisky stanowi większą część zasypu. Jest mocno torfowo, na miejscu przecięcia jodyny oraz spalonych kabli, choć wędzoność też wydaje się ocierać o klasyczny wędliniany tłuszcz. Jest duża pełnia i czekoladowa kremowość. Jest popiołowa (s)paloność w finiszu, może nieco drewniana. Jest lekki kwasek. I mimo tego całego szpitala piwo nie jest przegięte. Jest w tym wszystkim balans, jest i wspomniana kremowość. Świetne. Może nawet lepsze od Tales From the Hard Side. (7,5/10)

Wonderwall (ekstr. 12,5%, alk. 5%) to belgian pale ale z dodatkiem suszonych brzoskwiń i pomarańczy, a tymczasem czuć w nim głównie gruszki, a jeszcze bardziej śliwki mirabelki. Suszoną brzoskwinię można jeszcze wyczuć, z tą pomarańczą jednak jest problem. Za to jest morela. Tyż dobrze. Piwo jest delikatnie nachmielone, lekko gorzkie, trochę wodniste i nie do końca rześkie. Problemem jest absencja pikantnych nutek, które mogłyby ożywić to mocno owocowe, ale i mdłe piwo. (5,5/10)

Kontrapunktem dla Wonderwalla jest Notre Dame (ekstr. 12,5%, alk. 5%), czyli belgijski ciemny ejl. W aromacie przekonuje świetne połączenie słodkiego, czekoladowego trzonu z naleciałościami suszonych owoców, ze wskazaniem na rodzynki, figi oraz śliwki. W smaku lekki kwasek i względna wytrawność w pierwszej chwili zaskakują, po kilku chwilach jednak i to działa. Szczególnie że uaktywnia się przyprawowa nutka z rejonu cynamonu. Mało belgijskie to piwo, ale smaczne. (6,5/10)

Anakin to imperialna IPA, w której na odcinku nachmielenia coś poszło chyba nie do końca tak, jak zaplanowano. Aromat jest całkiem w porządku, tyle że mało intensywny. Jest ananas, jest melon, jest biały cytrus. Jest też delikatna szmatka, ale na szczęście trzyma się w tle. Ciało jest mocarne, słodycz pokaźna, ale goryczka trochę niemrawa, mimo że przyjemnie grejpfrutowa. Smak jako taki jest natomiast mało intensywny. Podbudowa, jako rzekłem, jest mocarna, ale jednocześnie nijaka, bez treści, zaś zbyt mało intensywne nachmielenie nie potrafi wypełnić tej pustki. Mimo wszystko w porządku, bo nieźle się to pije, ale nie jest to przykład udanego reprezentanta tego stylu. (6/10)

Einstein (ekstr. 14,5%, alk. 5,8%) stwarza okazję obcowania z chmielem Eureka, jest to bowiem singiel hop ajpa z tym właśnie, młodym chmielem. No i co ja tu czuję? Siarkę, masło, delikatne jabłko i śliwkę. Karmelowo-maślane ciało jest punktowane lekko pieprznym finiszem, no i na tyle by tego było. Póki co jest to najbardziej wadliwe, najbardziej niedopracowane piwo Hopkinsa. Wystający spoza wad chmiel wydaje się być swoją drogą ciekawy, choć i tak chyba niezbyt trafny jako wybór sla single hopa. (3,5/10)

Następny był Iris (ekstr. 13%, alk. 5,1%), czyli stout owsiany z dodatkiem kawy. Świeżo zaparzoną kawę czuć, choć nie dominuje całokształtu i poprzez waniliową nutę łączy się z ciemnymi słodami w organiczną całość. Producent zapewnia, że płatków owsianych dodał od serca, co czuć z jednej strony w gładkości na języku, z drugiej już w zapachu – piwo wyraźnie daje owsianką. Pomijając wspomnianą gładkość, piwo smakuje jednak dość wytrawnie, a goryczka ma nieco suchy charakter. Prócz tego w smaku przewijają się nuty zboża, które jednak trochę negatywnie wpływają na całość. Jest w porządku, ale widzę pole do poprawy. (6/10)

Torf w piwie jasnym? Nie jestem do końca przekonany do takiego pomysłu. Mr. Brightside (ekstr. 12,3%, alk. 4,9%) to piwo bardzo dziwne. Torf jest w nim bardzo subtelny, mocniejsze są nuty zboża oraz kwiatowość przechodząca w delikatne owoce i dająca efekt pokrewny utlenieniu. Po paru chwilach na wierzch wychodzą nuty suchego drewna oraz miodowej cukrowości. W aromacie nie działa to najlepiej, a w smaku jeszcze mniej, ze względu na wytrawność piwa, podkreśloną przez mocną, suchą, pustą goryczkę. Taki misz masz, w którym nic się do siebie nie klei. (4/10)

Ghetto Gospel (ekstr. 14,3%, alk. 5,8%) ma być niby west coast IPA, jednak już po odkapslowaniu z marszu zacząłem podejrzewać, że komuś chyba temperatura fermentacji uciekła. Piwo pachnie bowiem jak krzak poziomek. Są też silne nuty korzenne, z czasem dominujące, zmieszane z ziołowymi klimatami. Jest również delikatna, nieco karmelowo-chlebowa podbudowa słodowa, natomiast główni aktorzy stylu, czyli chmiele, uciekły dawno za scenę. Jak na łest kołsta nie jest też do końca wytrawne, no i ten delikatny ale jednak obecny karmelek trochę psuje stylowość. Złe nie jest, tyle że kompletnie inne niż się spodziewałem. (5,5/10)

W Summertime (ekstr. 12,4%, alk. 4,8%) pływa sobie wesoło ostropest plamisty, czarny bez, no i kandyzowane skórki pomarańczy i cytryny. Czy przekombinowano? Trochę chyba tak. Piwo wyszło trochę drożdżowe, jest trochę (niezbyt wiele) kwiatu bzu, ziołowość ostropestu przemyka w tle na równi z nutą słodkiego zboża. Lekkie piwo, ale i niemrawe, mało wyraziste. No i na domiar trochę niedogazowane. Średnie. (5/10)

Kentucky Bourbon Pale Ale (ekstr. 12,8%, alk. 5%) to kolejna odsłona drewnianej fascynacji Hopkinsa. No i gdzieś tam jest ta wanilia z wiórów, na które została przerobiona beczka po bourbonie. Na pierwszym planie są jednak korzenne, wręcz fenolowe nuty, których się nie spodziewałem, które jednak po paru chwilach zaczęły mi się podobać. Serio, nie wydają mi się zaplanowane, ale mimo wszystko takie połączenie gra. Piwo jest przyjemnie miękkie, delikatnie tytoniowe, z nieco orzechowym finiszem. I mimo nieco rozbujałej drożdżowości, mimo ziemistych posmaczków, coś sprawia, że w tym chaosie jest metoda. (6,5/10)

W Obsesji (ekstr. 13,5%, alk. 5,4%) drożdże zaczęły szaleć, co objawia się w postaci przyprawowej, wręcz funkowej nutki, która jest flankowana przez specyficzną cytrusowość, będącą skutkiem dodanej werbeny, a więc – w uproszczony sposób – cytrusowość o charakterze delikatnie ziołowym. Chmiele są w tle, ale mi osobiście zapach werbeny bardzo odpowiada. Tak jak w Kentucky, tak i tutaj w smaku ziemisto-drożdżowe nuty są obecne, tyle że bardziej. Kentucky miało im sporo innych nut do przeciwstawienia, w Obsesji natomiast niestety zbyt mało się dzieje i to drożdże skupiają na sobie uwagę. Poza samą goryczką, która to natomiast jest mało finezyjna, trawiasta sensu stricte, pozostawiająca na języku nuty świeżo przegryzionych źdźbeł trawy. Reasumując, coś poszło nie tak. (4,5/10)

Wyszło tak jak zwykle z polskimi piwami, czyli powtórzyłbym jedną trzecią. Co jest jednak niepokojące, to że ujmując sprawę chronologicznie, na początku roku było wyraźnie lepiej, a potem poziom w moich oczach sukcesywnie spadał. Może jest to nauczka, że bardziej się opłaca wstrzemięźlwe podejście do piwnej płodności, sparowane z mozolnym doskonaleniem poszczególnych pomysłów i ich wykonania. Z jakościowego punktu widzenia rzecz jasna to się opłaca, bo jak z ekonomicznego – tego nie wiem. Bo że chłopaki potrafią – to pokazują takie piwa, jak Biohazard, Insomnia czy Angelene. Ale ostatnio niestety nie mam ich za co pochwalić.

recenzje 7570758611541399972

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)