Loading...

Całe zło płatnych recenzji

O płatnych recenzjach powiedziano już wiele rzeczy, przy czym z mojego punktu widzenia zadziwiające, ba, wręcz szokujące jest to, że raczej próbuje się usprawiedliwić ten proceder niż go potępić. Jak się okazuje, jestem na tyle mało biegły w ludzkiej psychice, że zakładałem wręcz – w czasach kiedy o tym fenomenie wiedziano de facto jedynie w branży – że jak kwestia recenzowania piwa za pieniądze wyjdzie na jaw, to niejedna piwna gwiazda upadnie. A stało się zupełnie przeciwnie.

Na minionej edycji Warszawskiego Festiwalu Piwa miałem przyjemność uczestniczyć w panelu dyskusyjnym poświęconym temu zagadnieniu. No, może uczestnictwo to trochę zbyt mocne określenie – udając Marlona Brando u schyłku kariery wycharczałem moje kwestie do mikrofonu, tak że poza dyskutantami i pierwszym rzędem chyba nikt nie słyszał co dokładnie charczałem. Po raz drugi w życiu straciłem głos akurat w dniu tak obiecującej dyskusji. Trudno.

Stwierdziłem więc, że swoją opinię przedstawię jeszcze raz w formie felietonu. Sprawa jest bowiem nadal bardzo aktualna. Nie tylko za sprawą wiadomej gwiazdy polskiej piwosfery, ale i za sprawą tego, że proceder ostatnimi czasy zaczął się niestety rozpowszechniać i obejmować osoby które dotychczas miałem za trzymające się wyższych standardów. Sytuacja jest więc kłopotliwa dla środowiska, ale tym łatwiejsza dla mnie, bo już nie muszę się narażać na oskarżenia, że felieton o płatnych recenzjach jest w istocie zakamuflowanym atakiem ad personam w sami-wiecie-kogo.

Do rzeczy więc – dlaczego płatne recenzje piwa to zło?

Wywód należałoby rozpocząć od zdefiniowania misji blogera. W którym miejscu plasuje się bloger piwny w relacji między producentem a konsumentem? Powinien plasować się właśnie w strefie pomiędzy, stale jednak pamiętając że wywodzi się ze środowiska konsumentów, i to lojalność wobec nich powinna wyznaczać wektor jego postępowania. Więcej nawet – przecież bloger piwny to nikt inny jak jeden z konsumentów. Tyle że taki, którego głos jest bardziej słyszalny. Ma większy wpływ na opinię publiczną niż głos nieblogującego konsumenta, z czym jednak wiąże się również większa odpowiedzialność. Jego sądy powinny być surowe ale sprawiedliwe. Konsumenci muszą mieć podstawy do zaufania jego rekomendacjom. Nie znaczy to że koniecznie muszą się zgadzać z jego opiniami, ale powinni mieć podstawy ku temu, by nie wątpić w jego szczerość. W takiej optyce bloger/recenzent jest naturalnym sprzymierzeńcem konsumentów. Co NIE oznacza że staje się tym samym wrogiem producentów – w tym momencie odsyłam do kwestii sprawiedliwości osądów. Tak wiarygodnie i miarodajnie jak tylko się da powinien przedstawiać swoje rekomendacje i antyrekomendacje piwne, żeby konsumenci mieli możliwość na tej podstawie wyrobić sobie opinię, na co warto bądź nie warto wydawać swoje ciężko zarobione pieniądze. A żeby być wiarygodnym, recenzent powinien być tak bardzo niezależny od producenta jak się tylko da.

W momencie jednak kiedy bloger/recenzent dostaje pieniądze od producenta/browaru, ta zależność zostaje przerwana, a raczej zamieniona na zgoła inną. Zamiast być lojalnym wobec konsumentów musi w pierwszej kolejności wykazać lojalność wobec producentów którzy go sponsorują. Wszak każdy sponsor ma konkretne wymagania, czyż nie? W innym wypadku by przecież nie płacił.

Można się łudzić, że przecież recenzent może odmówić gratyfikacji, ale i publikacji recenzji jeśli piwo okaże się nieudane. Można w to wierzyć. Ja nie wierzę. Po pewnym czasie zwrócenie sponsorowi dajmy na to tysiaka to ruch cięższy do uskutecznienia niż stworzenie recenzji niezgodnej z własnymi odczuciami. Tym bardziej że w momencie akceptacji gratyfikacji od producenta recenzent dokonuje etycznej transgresji, a teoria rozbitego okna mówi, że po rozbiciu pierwszego rozbicie następnych jest już tylko kwestią czasu.

Użyłem w poprzednim akapicie sformułowania „recenzja niezgodna z własnymi odczuciami”. Tutaj dochodzimy do następnego punktu. Czy płatna recenzja jest recenzją? Moim zdaniem nie jest. Jest reklamą, a blog oparty o płatne recenzje staje się piwną wersją gazetki reklamowej dowolnej sieci hipermarketów. Może się oczywiście jak najbardziej zdarzyć, że recenzent zasmakuje w danym piwie i otrzymując gratyfikację od producenta za recenzję zawrze w niej swoje faktyczne odczucia względem piwa. Myślę że takie sytuacje często mają miejsce. Sęk w tym, że czytelnik/odbiorca nigdy nie może być pewien czy recenzja jest szczera, skoro recenzent jest na liście płac producenta. Nigdy nie może być pewien czy recenzja może być traktowana jako wiarygodna. Czyli czy faktycznie jest recenzją.

Kim staje się więc recenzent, który zaczyna otrzymywać gratyfikację od producentów? Staje się płatnym cynglem, piwnym odbiciem dziennikarzy którzy na łamach mediów tendencyjnie wychwalają jedną opcję polityczną, będąc na jej liście płac, i tak samo tendencyjnie gnoją bez ustanku tę przeciwną. Czy to jest jeszcze „niezależny publicysta”? Wolne żarty. Płatny recenzent staje się magiem-iluzjonistą, który zrywa nić łączącą go z konsumentami i na zlecenie producentów odstawia przed środowiskiem z którego się wywodzi przedstawienie. I to takie, w którym widz nie ma specjalnie możliwości wyczucia gdzie jest prawda a gdzie fałsz. Zaś w momencie kiedy za pieniądze przedstawia nie swoje opinie jako swoje, uprawia intelektualną prostytucję, jakkolwiek mocno by to nie brzmiało.

Można w tym momencie skwitować kwestię prawem do indywidualnego wyboru ścieżki postępowania, które każdemu przysługuje – w takiej optyce jeśli recenzent bierze kasę za swoje wypociny, to nie powinno to resztę obchodzić. Nie jest tak niestety do końca. Co jakiś czas spotykam się z ludźmi, którzy wręcz zakładają że ja jako bloger biorę pieniądze za recenzje. Czuję się w takich momentach zbity z tropu i w pierwszym momencie odbieram takie insynuacje za atak na mój honor. Rozumiem jednak, że człowiek z natury upraszcza pewne zjawiska i w tym konkretnym przypadku rozszerza je na ogół blogerów, zakładając że skoro bierze popularny bloger X, to inni na pewno też, tyle że mniej. No więc nie, nie wszyscy biorą, nawet ci z atrakcyjnymi komercyjnie zasięgami. A jeśli pewna liczba osób insynuowała mi to w rozmowie wprost, to strach pomyśleć, jaka wielokrotność tej liczby milcząco moją sprzedajność zakłada, nie konfrontując mnie ze swoim mniemaniem, nie dając mi szansy na jego weryfikację. W ten sposób działania płatnych „recenzentów” negatywnie rzutują na piwną blogosferę jako całość, odzierając ją z wiarygodności. Wystarczy trochę pobuszować po necie żeby znaleźć wypowiedzi osób którzy potępiają piwne blogerstwo w czambuł, „bo blogery to robią recenzje za kasę.”

A ja nie lubię obrywać rykoszetem wskutek wątpliwych etycznie decyzji niektórych kolegów zza klawiatury.

źródło zdjęcia

publicystyka 3337523541169960917

Prześlij komentarz

  1. Co bardziej zaznajomieni z kształtem piwnej sceny po prostu przestają zwracać uwagę na opłacane "recenzje" najczęściej konkretnych producentów - po kilku weryfikacjach i sprawdzeniu, że odczucia konusmenta są dalekie od zachwytów w recenzji po prostu przestaje się wspierać konkretnego producenta poprzez zakup jego produktów. O tym, że konkretny blog traci wiarygodność już chyba nie trzeba wspominać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, ze sie martwisz o ten konkretny blog, haha, a mnie jest wszystko jedno, mam wlasne zdanie i juz :-)

      Usuń
    2. O bardzo trafne, też przestałem pić browary od Doktorów, choć jako ludzi i przedsiębiorców bardzo ich lubię. A jak chodzi o WIECIE KOGO, to oglądam 1000 IBU (choć i to się nudzi) i szluss. A do autora niniejszego wracam regularnie, bo sześciopaki, choć ostre, traktuję miarodajnie.

      Usuń
    3. Tutaj jest po prostu trochę nadmiar negatywów... ale paradoksalnie dla mnie, jako konsumenta to jest ok. Bo najwyżej nie spróbuję czegoś przyzwoitego, ale mam też gwarancję, że decydując się na coś polecanego - na pewno się nie zawiodę ;)

      Usuń
  2. Bardzo bardzo trafny artykuł. Tu nie chodzi o złośliwości. Tylko fakty. Powszechnym jest, że w różnego sortu mediach, jeżeli pojawia się artykuł, za który wydawnictwo/autor biorą pieniążki, w treści artykułu w widoczny sposób jest zaznaczone Artykuł sponsorowany.
    W dzisiejszym świecie, gdzie ludzie odsunęli się od prasy na rzecz internetu, a w nim skutecznie walczą z reklamami, przez stosowanie adblocków, reklamę trzeba nazwać inaczej. Tak tak, oglądałem nowego South Parka.
    Co do DOBRZE WIECIE KOGO, to dla mnie, kiedy ten Pan zaczynał blogować, a ja sam zaczynałem przygodę z piwem rzemieślniczym, stanowił on bardzo komplementarne, przystępne źródło informacji.
    Teraz kiedy ja wiem więcej, a ten Pan poszedł w stronę utrzymywania się z szeroko rozumianej współpracy, jego filmy nie są dla mnie niczym innym, niż chamskim product placementem.
    Miałem to szczęście, że wsiąknąłem w craft, kiedy blogosfera składała się w całości z pasjonatów. Miałem to szczęście, że spotkałem na swojej drodze dużo mądrzejszych ode mnie w temacie piwowarów, którzy lubią się dzielić swoją wiedzą. Miałem to szczęście, że pracowałem w branży piw rzemieślniczych. Mam wiedzę, doświadczenie oraz znajomych, których gustom mogę zaufać. Poradzę sobie w dzisiejszym zalewie nowości i po prostu nie będę czuł się oszukany. Tylko moje pytanie, co z tymi ludźmi, którzy dopiero teraz zgłębiają temat. DOBRZE WIECIE KTO, kiedyś pomocny, teraz raczej im tylko zaszkodzi. Fakt, że 80% recenzji jest trafna, nie usprawiedliwia, nakłonienia kogoś do wyrzucenia 7,8,9,10-tki na nic nie warty produkt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście powinno być wsiąkłem :P

      Usuń
    2. Nie rozumiem, po co tu tyle jadu. Sorry, ale nikt nikogo nie naklania do wyrzucenia 7-8-9zl na nic nie warty produkt, nawet gdy jak piszesz jest to tylko 20% recenzji. Poza tym jestem spokojny, ze nic nikomu nie zaszkodzi, a pomoze. Kazdy musi sobie wyrobic wlasne zdanie. Niepodoba Ci sie to nie ogladaj. Ja mam wlasne zdanie, czasem ogladam, czasem nie ogladam i nie czuje sie nakloniony do kupienia czegokolwiek, jezeli obejrze filmik wychwalajacy jakies piwo. Ciesze sie, ze poradzisz sobie w dzisiejszym zalewie nowosci - LoL :-)

      Usuń
    3. Kurde K. sam odpowiada na posty ? Chociaż nie. On raczej nie używa zwrotów typu lol.

      Usuń
    4. Problem polega na tym, że taki nieobeznany ludek kupi i wypije kiepskie piwo zachwalane na blogu i pomyśli, że te kiepskie to te dobre, a ze mu nei smakowało pomyśli że : a0cały tek craft o kant tyłka rozbić b) nie smakuje mi wracam do tatry

      Usuń
    5. Fanów tatry się nie da nawrócić. Oni mają swój gust . Znają oni smak prawdziwego piwa . Na pytanie jaki odpowiadają - "no piwny no ".

      Usuń
  3. Podstawowym prawem blogera jest pisać (w granicach prawa) co mu ślina na klawiaturę przyniesie. Podstawowym prawem internauty zaś jest czytać co mu się podoba. Cała reszta to dumanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jak najbardziej jest to słuszne podsumowanie - nikt nikogo do niczego nie zmusza.

      dfg - może źle się wyraziłem - to jest tylko moja osobista opinia i nie mam zamiaru komuś wmawiać, żeby np. danego bloga nie czytał/nie kierował się jego recenzjami. Ja się o ten blog nie martwię - radzi sobie świetnie i dobrze - jest częścią kreującą taką a nie inną postać rynku piwa w Polsce, która objawia się na ten moment tym, że niemal w dowolnym hipermarkecie mamy pełen przegląd piw rzemieślniczych - a to jest sytuacja nie do pomyślenia jeszcze 2 - 3 lata temu ;)

      Usuń
  4. Czyżbyś miał na imię Harry a na nazwisko Potter? Skoro artykuł tyczy się głownie Kopyra to po co ta dziecinada z używaniem określeś pokorju "sami wiecie kogo?

    Co do meritum - rozumiem Cię. Gdybym wydawał ciężką kasę na piwo, poświęcał czas na blogowanie a na stronie nie miał nawet AdSense'a to też bym się wkurzał, że postronni mogą myśleć, że jestem intelektualną dziwką za jaką uważam Tomasza Kopyrę.
    Problem w tym, że bardziej świadczy to o piszącym takie słowa niż o Kopyrze.

    No i czego by nie mówić o Tomku to jednak jego pozycja nie wynika z tego, że ktoś mu płaci tylko z jego pracy - te recenzje same się nie nagrywają. A jaki stosunek do tych recenzji mają bardziej zorientowani piwożłopcy nie ma żadnego znaczenia bo nie do nich kierowane są te nudne filmiki.

    Reasumując, rozumiem czemu wyprodukowałeś ten tekst i jednocześnie nie rozumiem dlaczego zdecydowałeś się go opublikować. No bo albo nazywasz Kopyra z nazwiska intelektualną dziwką wprost, uderzasz z otwartą przyłbicą albo odpuszczasz temat. Półśrodki jak to przytoczone na początku "sami wiecie kto" są zwyczajnie słabe bo to takie rzucanie gównem i chowanie się do nory jednocześnie.

    Btw. Chętnie bym się dowiedział którzy blogerzy są jeszcze na liście płac browarów bo to byłaby akurat przydatna INFORMACJA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby odpowiedzieć w analogicznym stylu jaki zaprezentowałeś, powinienem napisać "Rozumiem Cię - zapewne okłamujesz innych ludzi za hajs i przez to czujesz się dotknięty moim tekstem." Spróbuję jednak inaczej.

      Artykuł tyczy się głównie procederu, zjawiska. Stąd celowo skonstruowałem go bez użycia nazwisk, żeby ustawić odpowiednio oś dyskusji. Nie obrażać nikogo, bo po co to komu. Jednocześnie całkowite uniknięcie oczywistego odniesienia wyszłoby nienaturalnie. Napisałem go nie bez kozery po tym jak zjawisko zaczęło zataczać szersze kręgi. Możesz sobie to oczywiście interpretować wedle woli, bo widzę że jesteś wpisem dotknięty. To dobrze.

      Co do drugiego akapitu Twojej wypowiedzi - wydoroślej. Myślisz że tylko Tomek ma propozycje "współpracy"? Natomiast co do intelektualnej prostytucji, to celowo nie dookreśliłem kto jej ulega, bo pełna wiedza na ten temat rzecz jasna nie jest mi dana. Stąd wyrażenie "w momencie kiedy". Ale łatwiej sobie coś dopowiedzieć i wyrazić oburzenie w komentarzu, hmm?

      A zarzucanie innym chowanie się do nory przez kogoś kto się podpisuje jako "Unknown" to doprawdy paradna rzecz.

      Usuń
    2. ElDesmadre, nie jestem blogerem, nie jestem producentem. W sumie w kontekście polskiej scenie piwnej jestem nikim. Kopyry nie oglądam bo musiałbym upasć na głowę żeby marnować 5-7 minut życia na recenzję którą da się skrócić do dwóch krótkich paragrafów tekstu. Dlatego wolę poczytać choćby u ciebie kolejne "sześciopaki polskiego krafu". Nie widzę powodu, żeby podpisywać się w internetach imieniem i nazwiskiem bo z jednej strony moje imię i nazwisko nic w kontekście dyskusji nie wnosi i w sumie już chyba lepszy anonim niz używanie pseudonimu artystycznego udającego moje prawdziwe personalia.

      Tyle wstępu. Do meritum.

      Stąd celowo skonstruowałem go bez użycia nazwisk, żeby ustawić odpowiednio oś dyskusji. Nie obrażać nikogo, bo po co to komu. Jednocześnie całkowite uniknięcie oczywistego odniesienia wyszłoby nienaturalnie.

      Właśnie o tym napisałem w poprzednim poście. Rzucasz w ludzi błotem i jednocześnie twierdzisz, że nie chcesz rzucać w ludzi błotem. Przecież to totalna schizofremia! Wiadomo o kim piszesz, używasz w tekście sformułowania "intelektualna prostytucja" a jednocześnie wciskasz, że to nie oznacza, że nazywasz Tomasza Kopyrę intelektualną prostytutką...

      Jeśli twoim zamiarem faktycznie było nazwanie dziwkami osób które faktycznie na to zasługują jednocześnie nie wskazując kogo m.in. jednoznacznie na dziwkę uważasz to ci zwyczajnie nie wyszło. Zamiast więc skupić się na tekście z którym się zgadzam piszę ci tu w komentarzach, że tym razem ująłeś to w fatalną formę.

      Usuń
    3. Chwila. Napisałem we wstępie że jest teraz dogodny czas na taki wpis, bo zjawisko zatacza szersze kręgi, nie dotyczy tylko jednej osoby. Zaznaczyłem, że wpis nie powinien być więc traktowany jako zakamuflowany atak na nią. Bardziej wyraźnie się chyba nie dało. Opisałem z czym generalnie opisany proceder się wiąże. Po czym wspomniałem że publikacja nieswoich, opłaconych opinii jako swoich to intelektualna prostytucja - bo jak inaczej to nazwać? - nie "rzucając w ludzi błotem", tylko jaśnie, bezosobowo określając taki proceder. Bezosobowo, bo nie wiem na pewno kto tak robi. I zaznaczając że często zapewne jest tak, że opinia jest szczera - tyle że właśnie nigdy nie można być pewnym kiedy.

      Jeśli Ty na tej podstawie wnioskujesz, że tekst jest jednym wielkim epitetem, to świadczy to o Tobie i Twojej interpretacji. Skoro mi ją usilnie usiłujesz narzucić, to mogę tylko uśmiechnąć się i wzruszyć ramionami.

      Usuń
    4. ElDesmadre, ubierasz zgrabnie słowa, to ci muszę oddać. Ostatni paragraf to wręcz przykład na to, jak napisać w ładnych słowach "gówno mnie obchodzi twoja opinia bo jest twoja" ;) Cała reszta twojego postu jest merytoryczna, zgadzam się, że może tylko "czytam to co chcę przeczytać". Tylko potem kwitujesz to tym ostatnim paragrafem.

      Jeśli Ty na tej podstawie wnioskujesz, że tekst jest jednym wielkim epitetem, to świadczy to o Tobie i Twojej interpretacji

      Nie wnioskuję, że całość jest jednym wielkim epitetem, bo z merytoryką tekstu się w zupełności zgadzam. Krytykuję formę. Wiem, że "intelektualna prostytucja" tak fajnie brzmi, ale w przypadku, gdy odnosi się przynajmniej do jednej osoby wprost, niestety jest rzucaniem głupich epitetów niczymw w piaskownicy. Gdyby nie było kogoś takiego jak Tomek i faktycznie nie mógłbym powiązać tej "intelektualnej prostytucji" z konkretnymi osobami, wtedy bym się tej formy nie czepiał.

      "Po czym wspomniałem że publikacja nieswoich, opłaconych opinii jako swoich to intelektualna prostytucja - bo jak inaczej to nazwać? - nie "rzucając w ludzi błotem", tylko jaśnie, bezosobowo określając taki proceder."
      Z całą pewnością da się skrytykować czyjeś moralnie wątpliwe postępowanie innymi słowami, niż intelektualna prostytuacja. Trzeba tylko chcieć.

      Twój ogródek, zrobisz i napiszesz co ci się podoba i nie jest moją intencją odmawianie ci tego prawa. Chciałem cie tylko poinformować jak formę (nie treść!) tekstu odbiera jeden z twoich regularnych czytelników.

      Usuń
    5. Ok. Intelektualna prostytucja to jest dość jasny termin, który odnosi się być może do większości dziennikarzy - sprzedawanie swojego pióra za hajs po to, żeby celowo publikować kłamstwa. Ponieważ nie jestem w stanie z całą pewnością stwierdzić kto z płatnych blogerów celowo publikuje kłamstwa, na nikogo wprost nie wskazałem, quod erat demonstrandum. Ponieważ Ty usilnie jednak takiego związku się doszukujesz, wnioskuję, że masz w tym temacie większą pewność ode mnie.

      Usuń
    6. Ha, powoli dochodzimy do sedna! Bo ja, zgadzam się w tym fragmentem twojego artykułu:
      Można się łudzić, że przecież recenzent może odmówić gratyfikacji, ale i publikacji recenzji jeśli piwo okaże się nieudane. Można w to wierzyć. Ja nie wierzę.
      To jest wprost wyjęte z argumentacji Kopyra, broniącego się, że jego "współpraca" nie rzutuje w żaden sposób na jego oceny. Inni się nie bronią bo zwyczajnie w ogóle się do "współpracy" nie przyznają.
      Skoro więc przyznajesz, że mu nie wierzysz a jednocześnie taką postawę nazywasz intelektualną prostytucją, co z tego w efekcie wynika?

      Dlatego tak jednoznacznie odbieram, że oskarżasz go (między innymi, ale jako jedynego praktycznie wprost) o tę nieszczęsną "intelektualną prostytucję". Żeby było śmieszniej wśród kolegów w pubie pewnie użyłbym podobnego sformułowania. Problem polega na tym, że nie jesteśmy w pubie, wypowiadasz się publicznie zarówno tu jak i na imprezach piwnych więc wolałbym żebyś takiej formy unikał bo w żaden sposób nie budujesz w ten sposób swojego argumentu (z którym się zgadzam) a narażasz się na oskarżenia, że plujesz jadem. Po co to komu?

      Swoją drogą cieszy mnie, że możemy tu o tym w ogóle dyskutować, więc, bez szydery, dzięki.

      Usuń
    7. Rozumiem Twój wywód i akceptuję, że do takich wniosków można dojść. Nadal jednak stoję na stanowisku, że podejrzenie to jeszcze zbyt mało żeby w kogoś rzucać publicznie tak dosadne oskarżenie, stąd też i ogólna forma mojej wypowiedzi. Mogłem oczywiście zrezygnować z jakichkolwiek odniesień w moim tekście, ale ucieszyłem się że obecnie nie mogą być jednoznacznie interpretowane. Pomyliłem się - dla niektórych dopiero teraz są one jednoznaczne. Utrzymuję też, że 'intelektualna prostytucja' to co prawda termin dosadny, ale za to w pełni trafny. Użyłem go zaś po to, żeby ludzie którzy angażują się w kwestię płatnych recenzji dobrze się zastanowili, z czym może się to wiązać.

      Usuń
  5. Nieco zszokowany konstatuję, że sporo aktywnych czytelników bloga ma tendencję do relatywizowania ewidentnie złych zachowań. Gdyby szukali miłości i partnerstwa, służę adresami agencji towarzyskich :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przecież za każdym razem na wstępie jest "materiał powstał we współpracy z... ". Czyli nikt nikogo nie oszukuje. Gra jest otwarte karty i rozumiem to tak - bloger umawia się się z producentem piwa, że zrecenzuje jego piwo jako pierwszy bo ma dużą oglądalność. Dla producenta to szansa na podbicie sprzedaży swojego piwa, jeśli jego piwo faktycznie dostanie pozytywną recenzję, co regułą nie jest. Inna możliwość jest taka, że piwo ląduje na rynku i producent czeka trzymając kciuki, czy może na blog.kopyra.com recenzja się pojawi. Przy kilku a czasem kilkunastu premierach, tygodniowo szanse na to są ale małe. Szczególnie przy mało atrakcyjnych (czytaj: oklepanych) stylach. Więc albo zabulę za recenzję (ewentualnie dam karton piwa w zamian) albo nikt o moim wg mnie smacznym piwie się nie dowie i zarobię tyle co kot napłakał.

    No cóż, producenci piwa chcą zarobić więc skoro ktoś ma ich niezłemu piwu robić reklamę to dlaczego sam ma na tym nie zarobić. I mam wrażenie, że Tomasz nie robi recenzji na zasadzie " płatna recenzja - pozytywna recenzja". To byłoby złe, a nie to że ktoś kupuje recenzję w ciemno. Bo przecież równie dobrze może zapłacić za antyreklamę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkopuł w tym, że jak przychodzi do Ciebie Jaś i mówi "dam ci 1000 zł za recenzję, no chyba, że piwo totalnie ci nie podejdzie to zapłacę ci 50 zł za stracony czas i zapominamy o temacie" to cięęęężko uwierzyć, że piwo wypijesz i ocenisz obiektywnie. Możesz się oszukiwać (i wmawiać swoim czytelnikom/widzom), że perspektywa zarobku nie ma na ciebie żadnego wpływu ale jednak podświadomość ostro pracuje, żeby przekonać Cię, że piwo jest lepsze niż w rzeczywistości.

      Kopyr jest o tyle uczciwy, że faktycznie zaznacza materiały wyprodukowane "we współpracy".
      Swoja drogą rozpieprza mnie to "we współpracy", bo to jak FED/EBC drukujący pieniądze i nazywający tę operację eufemistycznie "luzowaniem poliytki pieniężnej". Kużwa, nazywajmy rzeczy po imieniu.

      Usuń
    2. By się zgadzało gdyby te recenzje "we współpracy..." były zawsze pozytywne. A nie zawsze są. Inna sprawa jest taka, że zazwyczaj piwa "we współpracy" są w stylu, które Kopyra lubi czyli 'Murica i milion IBU. Jak tu być obiektywnym, pomimo szczerych chęci? Ja lubię portery i nawet żelaznego portera z Żywca wypiję z przyjemnością. Jakbym dostawał do recenzji to leciałyby same 9 i 10 (no może poza porterem z Argusa). Myślę, że gdyby Tomasz zrobił choć jedną recenzję "we współpracy" wychwalającą piwo słabe to zwinąłby interes w pół roku. Chyba nie tylko ja tak bowiem mam, że po premierze sprawdzam recenzję na kilku portalach i forach. Followersi i subskryby Tomasza to, IMHO, w większości ludzie świadomi, z jakimś pojęciem o krafcie i raczej śledzą kilka stron o piwie, a nie ślepo słuchają Wyroczni Blogkopyracomowskiej. PS Bartek z malepiwko.pl też już jest TW.;)

      Usuń
    3. Mogę mówić wyłącznie za siebie ale im bardziej byłem świadomy piwnie tym rzadziej do Tomka zaglądałem. Zwyczajnie zauważyłem, że więcej się dowiem z pisanej recenzji i opinii na forach niż z jego gadaniny którą zwykle puszcałem w tle zajmując się czym innym. Pięć minut na poznanie opinni jednego człowieka nt. jednego piwa to zdecydowanie za długo. Jak do tego dorzucić konieczność zastanawiania się, jak bardzo "współpraca" wypaczyła recenzję danego piwa, wyszło, że obecnie oglądam (jeśli już mi się zdarzy) praktycznie wyłącznie recenzje piw zagranicznych i jakies filmiki specjalne. Pokuszę się o stwierdzenie, że większość widzów Kopyry to jednak osoby które dopiero odkryły kraft albo mają stosunkowo krótki staż.

      Usuń
    4. 'Szkopuł w tym, że jak przychodzi do Ciebie Jaś i mówi "dam ci 1000 zł za recenzję, no chyba, że piwo totalnie ci nie podejdzie to zapłacę ci 50 zł za stracony czas i zapominamy o temacie" to cięęęężko uwierzyć, że piwo wypijesz i ocenisz obiektywnie. '

      Wysyłasz Jasia/Janusza Biznesu na drzewo.
      Nie od ciebie zależy czy piwo jest dobre czy kiepskie tylko od "Jasia".
      Recenzja kosztuje tyle samo bo czasu spędzonego na degustacji się nie odzyska nawet jak piwo jest kiepskie.

      Usuń
  7. Cześć
    Trochę zastanawia mnie ten artykul w kontekście twojego niedawnego wpisu pod tytulem "Dzik jest dziki". Sam piszesz: "Smakpiwa.pl podesłał mi paczuszkę takich specyfików do przetestowania."
    I teraz nasunąć się może pytanie. Czy i tu nie nastapiło przerwanie nici pomiędzy czytelnikem/konsumentem a blogerem? Ktoś może wywnioskować przecież, że recenzja jest bardzo dobra, bo autor może być sponsorowany, ewentualnie liczy na dalszą "współpracę".
    Pozdrawiam
    Kuba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest fundamentalna różnica między recenzowaniem materiałów promocyjnych - a w taki sposób działa np. cała branża muzyczna - a otrzymywaniem za recenzje finansowej gratyfikacji, co nigdy u mnie nie miało miejsca. W uproszczonym ujęciu - w pierwszym przypadku największą gratyfikacją dla recenzenta jest smak, w drugim pieniądze. Jeśli ostatecznym celem jest czerpanie przyjemności z picia piwa, to nie istnieje powód żeby świadczyć nieprawdę - bo po co recenzentowi otrzymywanie piw które mu nie smakują? Odwrotnie jest kiedy z pozytywną recenzją wiąże się gratyfikacja finansowa - wówczas istnieje powód żeby okłamać czytelnika, bo to nie chęć czerpania przyjemności z piwa jest wtedy ostatecznym celem jego wypicia.

      Tak więc na dalsze przesyłki liczę tylko pod jednym warunkiem - żeby ich zawartość była smaczna. W przeciwnym wypadku przecież nic z tego nie mam że ją wypiję.

      Usuń
    2. Tak, zgadzam się z Tobą, ale można na sprawę popatrzyć też tak - Firma przesyła mi produkt (który coś tam kosztuje), ja ich nie krytukuję bo napedzając im obrót otrzymuję nowe paczki. Skoro ktoś W ciemno kupuję piwa, co do których nie ma pewności czy są dobre i czy wypije je z przyjemnością, to czemu w ciemno nie miałby dostawać takich piw w formie gratyfikacji za napędzanie klienteli sklepowi.
      Pozdrawiam
      Kuba

      Usuń
    3. Zupełnie w ciemno ktoś świadomy jednak chyba rzadko kupuje piwa. A oni akurat mają w swojej ofercie tyle klasowych piw, że zestawienie przesyłki na odpowiednim poziomie jest po prostu bardzo łatwe. Z drugiej strony - na horyzoncie jest następny wpis tego typu i nie wszystko w nim zostanie pochwalone. Zdaję sobie jednak sprawę że istnieją puryści, dla których pełna wiarygodność jest tylko wtedy zachowana, kiedy recenzent wyda swoje własne pieniądze na piwo - choć na dobrą sprawę wówczas może równie dobrze albo przeginać w jedną stronę (na siłę wychwalając, racjonalizując swój kiepski wybór) albo w drugą (nadmiernie nakręcając swoją złość że nie dostał do końca adekwatnego produktu za swoje pieniądze). Żeby być wobec nich w porządku, umieściłem stosowną adnotację we wstępie.

      Usuń
    4. Pisząc o kupownaiu piw w ciemno miałem na myśli na przykład twój ostatni sześciopak. Patrząc na oceny nie miałeś z niego wielkiej przyjemności więc nie kupiłbyś tych piw po raz drugi.

      Tyle z mojej strony.
      Życzę Wesołych Świąt, jeśli obchodzisz.
      Pozdrawiam
      Kuba

      Usuń
  8. Ostro, fajnie. Można powiedzieć, że z płatnymi recenzjami wszystko jest w porządku, bo są podpisywane jako "we współpracy" (często dość eufemistycznie co prawda), ale po pierwsze - każdy wie, że reklama jest reklamą, a i tak działa ona potężnie (możliwe psucie rynku), a ponadto, jak celnie zauważyłeś, rzutuje to na te samodzielne recenzje - im więcej płatnych, tym więcej podejrzeń o sprzedajność padnie na niepłatne. Nawet jeśli trochę przesadzasz (zjawisko nie razi mnie aż tak z prostego powodu - jakakolwiek blogosfera, a już zwłaszcza tak niszowa jak nasza, wydaje mi się raczej placem zabaw niż czymś poważnym), to dobrze - reszta środowiska jest albo neutralna, albo buja w obłokach, trzeba kogoś ostrego dla przeciwwagi dla tych drugich, bo przed polskim craftem i piwowarstwem w ogóle masa roboty. Jest ich co prawda więcej i mają większą siłę rażenia, ale za to warsztat intelektualny jest po Twojej stronie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. A tak z innej beczki - co sądzisz o niepłatnych recenzjach, ale za to piw warzonych przez Twoich dobrych znajomych / kumpli? Topowi blogerzy mają wielu dobrych znajomych w browarach rzemieślniczych i nie tylko. Czy wówczas też mam mieć obawy na temat obiektywności wpisu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istnieje takie niebezpieczeństwo. Sam się kieruję słowami pewnego recenzenta muzycznego, przeczytanymi kilkanaście lat temu, który powiedział, że często źle ocenia płyty swoich kumpli, wskutek czego przynajmniej może być pewien że rzeczywiście go lubią, a nie tylko udają. Nie przypominam sobie żadnego znajomego z branży którego wszystkie piwa bym polecił.

      Usuń
  10. To dobrze, że zamanifestowałeś że to nie pieniądze sprawiają że Twoje recenzje są rzetelne, a zasugerowałeś że to one mogą być powodem iż u innych blogerów te recenzje będą nierzetelne, choć dowodów na to nie masz. Rzetelność i logika Twojego wpisu doprawdy teraz poraża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dowodów to mój drogi nie mamy nawet na to że otaczający nas świat jest realny. Fenomenologia się kłania. Wszelkie wywody są więc z natury rzeczy nacechowane konkretnym stopniem prawdopodobieństwa. Mnie by jednak bardziej ciekawiło jakie konkretnie masz kontrargumenty. Bo dla osoby nie znającej Ciebie osobiście Twój komentarz raczej nie ma żadnej wartości poznawczej.

      Usuń
    2. Siejesz waćpan ferment, a nie przedstawiłeś żadnych dowodów na korupcję, konkretnie, które recenzje Kopyra było podkoloryzowane w stosunku do tych nie "we współpracy" i co w tych piwach było nie tak.

      Usuń
    3. Toteż i nie wskazałem na nikogo konkretnie, czyż nie? Świadomie zresztą, jako że bezpośrednie oskarżenia powinny być poparte dowodami. Niemniej jednak odpowiem bardzo ogólnie - patrząc na niektóre sponsorowane recenzje kolegów po fachu, istnieją dwie możliwości - albo kłamią albo są do bani sensorykami. Jako że w tych konkretnych wypadkach tertium non datur, to możesz sobie samemu odpowiedzieć na pytanie, która możliwość jest dla nich mniej uwłaczająca.

      Usuń
    4. Skoro Ty twierdzisz, że okłamują w swoich recenzjach, to ja mogę twierdzić, że kłamiesz mówiąc, że nie bierzesz od nikogo kasy. Takim gównem można się bez końca obrzucać, a i tak Ty pierwszy po nie sięgnąłeś i się nim ubrudziłeś. "Bioro piniondz więc łżą, bo każdy kto bierze piniądz do ręki za swoją pracę do złodziej i kłamca".

      Usuń
    5. Czyżbyś był jednym z tych co biorą i stąd taki poziom rozsierdzenia? Dobrze więc - są do bani sensorykami, nawet metalu ewidentnego nie wyczują. Zadowolony?

      Nota bene powinieneś się uspokoić, bo sprawiasz wrażenie kogoś kto nie potrafi czytać ze zrozumieniem, chyba że celowo manipulujesz. Nie "za pracę" ale "za recenzje". Rozumiem, że recenzent biorący w kieszeń od doktoranta też z zasady powinien być poza wszelkimi podejrzeniami?

      Usuń
  11. Rozumiem Twoją koncepcję odcinania się od recenzji we współpracy, to ma Ci zapewnić pewien handicap w starciu z vlogerami, którzy siłą rzeczy są bardziej medialni. Tylko dlaczego próbujesz to robić na zasadzie dyskredytowania ich za to że ośmielili przyznać się widzom do takiej współpracy, w której biorą wynagrodzenia za degustację, a nie za jej pozytywny wynik. Przykład z doktorantem też chybiony bo wykładowcy też biorą kasę od studentów, ale za naukę, a nie za dobre wyniki egzaminu.
    Chciałbym właśnie żebyś Ty się uspokoił i jeśli masz jakieś uwagi do kolegów to żebyś robił to merytorycznie, a nie zaglądał im do portfela.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Źle rozumiesz. Jestem zadowolony ze swoich zasięgów i moją intencją nie jest usilne dyskredytowanie kogoś. Piwna blogerka/vlogerka to nie jest wyścig o czytelnika/widza, szczególnie nie w sytuacji kiedy grupy docelowe się jednak różnią i odpływ od jednego nie oznacza absolutnie dopływu u drugiego.

      Nie zaglądam nikomu do portfela, tylko piętnuję pewien bardzo konkretny proceder. Nie wiem czy wiesz, ale na piwie można zarabiać również w inne sposoby jako publicysta - otrzymywanie wynagrodzeń za prezentacje browarów, promowanie i organizowanie eventów to fajna rzecz, a zarazem nie związana z naginaniem jakichkolwiek zasad.

      Jeśli pieniądze dostają za samą degustację a nie jej pozytywny wynik, to czekam na jakieś przykłady negatywnie zakończonych płatnych degustacji, żeby takie twierdzenie uprawdopodobnić. Inna rzecz - napisałeś już pod tematem cztery komentarze i w żadnym z nich nie spróbowałeś w sposób merytoryczny podważyć mojego wywodu. Jestem cierpliwym człowiekiem, więc czekam.

      Usuń
    2. Skoro Ty nie potrafisz udowodnić tez stawianych przez siebie, to dlaczego ja czytelnik mam to robić? Myślałem, że to zadanie dla felietonisty, stąd moja natarczywość muchy latającej koło ucha zadowolonego z siebie blogera.

      Usuń
    3. Żeby daleko nie szukać to Kopyr skrytykował ostatnio, olejek pomarańczowy w X-Rye Dr Brew, a w ich ostatnim single hopie Summit brak aromatów cebulowych.

      Usuń
    4. A jakieś ewidentnie źle ocenione piwo? Bo wychodzi chyba na to że może są tam jakieś braki, ale generalnie trudno nie polecić. Co do wywodu - ja swój dałem, klasycznie skonstruowany. Ty nie dałeś niczego merytorycznego w kontrze, nie wskazałeś w którym miejscu moje wnioskowanie jest błędne. Tak więc porównanie do muchy uważam za istotnie trafne, bo Twoja siła argumentacji jest mniej więcej na takim właśnie poziomie.

      Usuń
    5. Ty dałeś raczej swoją konstrukcję misternie zbudowaną którą bronisz bez względu na wszystko, a ja uważam że zanim kogoś się oskarży o fałsz należy to udowodnić i jako świadomy widz obydwu vlogerów nie widzę w nich winy skrzętnie to sprawdzając. Tak więc jeden dowód na poparcie moich wniosków już masz, resztę możesz znaleźć w postaci innych widzów, którzy też nie czują się oszukani. I to na tyle jeśli chodzi o twarde dowody, ale pewnie i tak Ci nie wystarczą.

      Usuń
    6. Tak właśnie, więc mógłbyś spróbować mi tę konstrukcję obalić, a zamiast tego podkreślasz że brak jest dowodów na oskarżenie. Oskarżenie które sobie wyczytałeś w tekście utrzymanym celowo w trybie warunkowym. Kryterium ilościowe które przytaczasz jest bałamutne z zasady, natomiast co do "skrzętnego sprawdzania" jako dowodu (traktujmy się proszę jak ludzie dorośli...), to przecież już wcześniej napisałem, że niczego nie przesządzam - można być przecież tak dalece nieczułym na aromaty żeby w ewidentnym przypadku nie wyczuć metalu. Choć to moim zdaniem chyba jeszcze bardziej świadczy na niekorzyść.

      Dalsza rozmowa nie ma sensu, skoro uważasz że mam uznawać Twój osąd niepoparty argumentacją poza własnym przeczuciem za dowód czegokolwiek, skoro uważasz kryterium ilościowe za miarodajne w odniesieniu do ustalania prawdy i skoro nie potrafisz przeczytać mojego wpisu ze zrozumieniem. Ja naprawdę lubię się spierać, ale w tym wypadku, kiedy nie potrafisz się odnieść w sposób rzeczowy do mojego tekstu, a tylko nawijasz o własnych odczuciach, to po prostu szkoda czasu. Co do reszty, masz przedstawioną alternatywę - można kłamać, można również gadać od rzeczy bez złej woli. W pewnych przypadkach nie widzę innej możliwości. Miłego wieczoru.

      Usuń
    7. Sam bazujesz tylko na swoich zapewnieniach, że nie bierzesz kasy od browarów, udowodnij mi że nie bierzesz. Widzisz oni potrafili się przyznać, a Tobie brakuje do tego odwagi.

      Usuń
    8. Wiesz co to jest wywód oparty na przesłankach? Nie wiesz. Szkoda. Pa.

      Usuń
  12. Dla mnie cały ten temat ogranicza się do jednej kwestii. Jeżeli bierzesz kasę to napisz i powiedz w trakcie filmu „recenzja sponsorowana”, a nie jak Kopyr stosuje jakieś enigmatyczne sformułowania „we spółpracy”. Co to oznacza, że browar przysłał mu piwo, pożyczył kamerę czy może pomógł mu zmontować film itd. Kopyr po prostu chce mieć ciastko i je zjeść, i w tym jest problem. Nie ma znaczenia czy ktoś robi recenzję za kasę czy nie. Nie ma w tym nic złego. Problem jest wtedy jak to ukrywa lub w pokrętny sposób o tym informuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawodowy Youtuber pracuje więc otrzymuje wynagrodzenie w pieniądzach zamiast ślinić się na "dary losu" http://www.mediafun.pl/tag/dary-losu/

      z powodu starych mediów przymiotnik "sponsorowany" źle się kojarzy , np
      https://pl.wikipedia.org/wiki/Artyku%C5%82_sponsorowany

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)