Baby, come back!
https://thebeervault.blogspot.com/2015/12/baby-come-back.html
Kehrwieder. W wolnym tłumaczeniu “wróć!” Sens tego wyrażenia w odniesieniu do browaru wydaje się być oczywisty i świadczy o dużym poczuciu wartości jego właścicieli. Ale w Hamburgu, mieście portowym, w którym browar Kehrwieder jest umiejscowiony, wyrażenie ma znaczenie szczególne. Do całkiem niedawna bowiem rodziny które miały pośród swoich członków marynarzy, wcale nie były pewne czy mąż, syn albo brat wróci z kolejnej wyprawy wgłąb Morza Północnego. Proste życie marynarskie da się w pewien sposób połączyć z twórczością Kehrwiedera, który zaczynał jako inicjatywa kontraktowa. Otóż zasłynął z ograniczania się w dużej mierze do piw typu single hop, dwa z których znalazły swoją drogę do tego wpisu.
Kehrwieder Prototyp to lager. Mocniejszy lager, chmielony na zimno żateckim oraz Simcoe przez 7 tygodni leżakowania. Ma mieć czysty profil lagera i owocowość pale ale’a, a przy tym nie powalać goryczką – 25 IBU przy takich parametrach (ekstr. 13,6%, alk. 5,9%) to nie jest dużo. No i mam wrażenie że piwo wyszło zgodnie z założeniami. Czuć w nim bowiem zarówno zbożowy charakter przynależny wielu niemieckim piwom, jak i cytrusową, nieco mandarynkową, przede wszystkim jednak marakujową, świerkową, nowofalową chmielowość. W ustach jest lekko, owocowo ale i trawiasto, czyli chmiel żatecki w tym natłoku Simcoe chyba nie do końca zaginął. Smak mi się ponadto skojarzył z jesiennymi liśćmi w lesie czy lekko podgniłymi owocami, w finiszu natomiast zagnieździła się nuta mineralna. I ta nuta, raczej dominująca, nie do końca mi tutaj pasuje. W dodatku piwo cierpi na lekkie przegazowanie. Może być, ale nic więcej. (5,5/10)
Southside Session IPA (ekstr. 8,5%, alk. 3%) to piwo z dobrym pomysłem, ale niestety niedobrze wykonane. Chmielowa mieszanka Equinox i Hull Melon dała mu w zasadzie jedynie nutę dojrzałych truskawek, poza tym bowiem obok nieco ciemniejszych nut słodowych króluje tutaj drożdżowy kwasek i kurz. Przerost drożdżowy sprawia że to mimo niskiego woltażu nie do końca wodniste piwo nie jest specjalnie przyjemne. (4,5/10)
SHIPA Polaris (ekstr. 16,7%, alk. 7,5%) ma aromat który w pierwszym momencie wydaje się mocno amerykański, skoncentrowany wokół dojrzałych, słodkich owoców cytrusowych. Po chwili jednak faktycznie pojawiają się cukierki ‘ajsówki’ przechodzące w wyraźną, silną miętę. W rezultacie tak jak inne ipy pachną słodko bądź cytrusowo, tak Polaris of Kehrwiedera pachnie ‘chłodno’ i rześko. I całe szczęście, odczucie pełni jest bowiem całkiem konkretne, co nie jest kontrowane przez raczej stonowaną goryczkę (mimo 65 IBU), a właśnie przez chłodzący, miętowy charakter chmielu. Bardzo smaczny wywar. (7/10)
SHIPA Mosaic (ekstr. 16,8%, alk. 7,5%) jest piwem zdecydowanie cytrusowym. Rześka mandarynka uzupełniana jest przez wtręty limonkowe oraz pojawiającą się z czasem żywicę. Iluzja mięsistego ciała jest całkiem udanie tworzona przez nieco kremową konsystencję, zaś lekka słodycz resztkowa balansuje umiarkowanie mocną goryczkę, w której wybrzmiewają nuty melonowe, brzoskwiniowe i grejpfrutowe. I to jest rewelacyjny single hop, do picia wiadrami. Dawno nie piłem tak świetnej ajpy. (8/10)
Podobnie jak Doctor Brew, Kehrwieder jest browarem single hopów. Tyle że im te single hopy wychodzą po prostu lepiej niż doktorom. Można się oczywiście zżymać, że single hop to piwo prymitywne. Pewnie tak jest, ale co z tego? Piwo ma być przede wszystkim smaczne, a w tym celu nie musi zawierać tuzina różnych składników.