Amerykańska klasyka – Sierra Nevada
https://thebeervault.blogspot.com/2013/11/amerykanska-klasyka-sierra-nevada.html
Sierra Nevada to jeden z dwóch statków flagowych renesansu amerykańskiego piwowarstwa. Drugim jest Anchor Brewing, którego Liberty Ale, chmielony nowatorską odmianą Cascade zrobił w 1975 roku furorę i zwrócił uwagę gawiedzi na nowe, mocno aromatyczne chmiele z USA. Anchor Brewing był przez długi czas samotnym bojownikiem piwowarstwa nowofalowego na rynku amerykańskim, a na przełomie lat 70-tych oraz 80-tych branża w USA osiągnęła historyczne dno. Działało niewiele ponad 50 browarów, z czego większość warzyła mierne, wymienne lagery. Wtedy pojawił się Ken Grossman (swoją drogą szkoda że nie spytałem się Michała Grossmanna w trakcie wywiadu o tę frapującą zbieżność nazwisk), który zdecydował się uwarzyć komercyjnie ale’a o podbitym charakterze chmielowym. Wówczas większość amerykańskich piw była chmielona mało wyszukaną odmianą Cluster, Grossman postawił więc na Cascade, używany również przez wspomniany Anchor Brewing. W ten sposób w 1980 roku powstał chmielony na zimno Sierra Nevada Pale Ale, uważany za kamień milowy amerykańskiego piwowarstwa. Sprawy potoczyły się dalej pomyślnie – wówczas browarów w USA było niewiele ponad 50, obecnie jest ich już 2500, a Sierra Nevada jest jednym z najbardziej znanych i lubianych, przynajmniej biorąc pod uwagę browary nowofalowe. Co ciekawe, od początku swojego istnienia używają tylko szyszek chmielowych, nigdy granulatu (sprasowanego chmielu), a tym bardziej ekstraktu.
Sierra Nevada Pale Ale (alk. 5,6%), piwo-ikona, jest o niebo lepsze od Anchor Liberty Ale, przynajmniej moim skromnym zdaniem. Chmielowość jest niespodziewanie trawiasta, choć naturalnie nie brakuje akcentów cytrusowych, lekko brzoskwiniowych i biało-winogronowych. Słodowość nie jest zdominowana przez chmiel i da się ją wyczuć bez problemu, przy czym jest lekko karmelizowana, wywołuje miejscami skojarzenia z brązowym cukrem. Nie jest to piwo wytrawne – ‘ciało’ jest jak na ten styl całkiem spore, a gęste nasycenie wywołuje wrażenie, że ma się coś konkretnego w ustach. Finiszująca piwo grejpfrutowa goryczka jest mocna, ale nie przeholowana. Dla niektórych może to być nudne piwo, ale nie jest sztuką przechmielić wywar, bawiąc się lupuliną jak dziecko piaskiem. Sztuką jest zrobić świetne piwo sesyjne – z charakterem ale nie przytłaczające. I to się w browarze Sierra Nevada udało zrobić. (Ocena: 7,5/10)
Sierra Nevada Torpedo Extra IPA (alk. 7,2%) to ukłon w stronę osób chmielolubnych. W browarze wymyślono metodę, jak nasycić piwo jeszcze bardziej aromatem podczas chmielenia na zimno. Stworzono system, zgodnie z którym nie tyle chmiel sobie pływa w piwie, jak to się dzieje w konwencjonalnym dry-hoppingu, ile to piwo jest wprawiane w ruch i przepływa przez chmiel. Śmiem wątpić czy jest to faktycznie konieczne, wszak i konwencjonalnie chmielone na zimno piwa bywają pod tym względem przechmielone. Ale jest bajer, jest się czym pochwalić, a że cała rzecz ma miejsce w kadzi która kształtem przypomina torpedę, to i nazwa leżała na dłoni.
No i po otwarciu butelki jestem zmuszony skonstatować, że jest to li tylko bajer, bo aromat chmielu nie jest podbity względem konwencjonalnych piw gatunku IPA. Pewnie świeże pachniałoby bardziej intensywnie, ale mój egzemplarz miał jeszcze sporo do daty ważności, a piłem i przeterminowane piwa tego typu które były pod tym względem bardziej intensywne. Na aromat użyto chmielu Citra, który jest, nomen omen, cytrusowy, ale również żywiczny, a tutaj przede wszystkim mocno trawiasty. Baza słodowa jest solidna, słodkawa, lekko opiekana, ciało jest pełne. Za goryczkę zaś odpowiada bogata w alfakwasy niemiecka odmiana Magnum, której dodano bardzo dużo, biorąc pod uwagę mocno gorzki, lekko ściągający finisz. Piwo jest dosadne, choć jednak bez polotu. Ani nie jest złożone aromatycznie, ani zbalansowane – temu przeciwdziała nieco przeholowana, natrętna końcówka. W porządku, ale nic ponadto. (Ocena: 6/10)
Sierra Nevada Porter (alk. 5,6%) to piwo umiarkowanie palone, za to wyraźnie owocowe – czuć coś na kształt jabłek. Ma ten mineralno-ziemisty charakter klasycznych porterów, ma również nuty waniliowe, czekoladowe oraz – w mniejszym stopniu – kawowe. Plusem jest gładka, omal mleczna tekstura piwa. Smakowo jest w głównej mierze czekoladowe, zwieńczone lekko gorzkim finiszem, w którym poza wymienioną już mineralną ziemistością przewijają się przebłyski żywic chmielowych. Całkiem fajne. Ale to chyba jednak trochę mało? (Ocena: 6/10)
Sierra Nevada Celebration Ale (alk. 6,8%) jest chmielone świeżymi szyszkami zaraz po zbiorach w danym roku i wypuszczane na rynek z okazji Świąt Bożego Narodzenia. W związku z tym powinno być pite jak najbardziej świeże - w moim przypadku jednak musiało nieco poczekać z konsumpcją. Ale, ale. Akurat Celebration Ale, mimo że jest według browaru jedną z pierwszych amerykańskich interpretacji IPA, jednocześnie jest przez niektórych koneserów leżakowane - choć akurat ten styl średnio się do leżakowania nadaje. Z czasem nachmielenie nieco zanika, ale za to zostaje uwypuklona złożona słodowość. Co więcej, piwo według niektórych ma świąteczny aromat, mimo że nie jest niczym doprawiane poza chmielem. Ze względu na to wszystko spodziewałem się piwa niezwykłego. A co dostałem?
Cóż, no, dostałem IPA. W aromacie głównie żywica, cytrus i nieco gryząca trawiastość od chmielu, przebłyski czerwonych owoców, i w zasadzie tyle. Można się zasugerować tym że niektórzy tutaj wyczuwają przyprawy świąteczne i stwierdzić obecność goździka, ale to chyba nazbyt naciągane by było. W smaku piwo jest średniawe, rzekłbym najsłabsze z całej czwórki. Ot mało wyszukana chmielowość, ledwie wyczuwalny słód, zadziwiająco wodnista faktura, bardzo mocna, ale wyzbyta finezji goryczka. Może być, ale to za mało jak na piwo o takiej renomie. (Ocena: 6/10)
Ogółem rzecz biorąc, piwa ze stajni Sierra Nevada rozczarowały - poza świetnym Sierra Nevada Pale Ale. Kolejny, po Flying Dogu, przereklamowany amerykański browar.
No wreszcie ktos kto sie nie slini tylko dlatego ze to hamerykanskie piwo. Piwa z Sierra Nevada sa popularne poniewaz sa powszechnie dostepne i stosunkowo tanie. 10$ za 6-pack wiekszosc pozostalych craftow zaczyna sie od 12$ i w gore. Torpedo nawet swieze nie zachwyca.
OdpowiedzUsuńDrugim takim tanim browarem nowofalowym jest zdaje się Samuel Adams. Chętnie spróbowałbym ich piw 'codziennych', bo Boston Lager mi bardzo smakował.
UsuńJeszcze niezłe jest ich Kellerweiss.
OdpowiedzUsuńZastanawiałem się nad nim, ale 12zł za 330ml weizena to dla mnie stanowczo za dużo.
UsuńJa dostałem Kellerweiss'a, Celebration Ale i Pale Ale, więc się nie zastanawiałem, ale potem jak piliśmy do obiadu w snifterach, to przyszło tylko rozczarowanie i radość, że to nie za nasze pieniądze. Różnie można interpretować, ale cena piw amerykańskich jest za wysoka w stosunku do jakości, której się od nich oczekuje, a której częstokroć nie ma. Prościej, za tę cenę można kupić smacznego belga. Piliśmy też Anchor Humming Ale-kolejna tragedia.
OdpowiedzUsuńPoniewaz Anchor, Sierra Nevada, Flying Doga "ktos" w Polsce mocno rozreklamowal, poopowiadal jakie to wyznaczniki styli powypuszczaly te browary. Podejrzewam ze sa dostepne dlatego ze sa stosunkowo tanie, i ktos uznal ze taki Rouge czy Stone z piwami za 20zl i w gore sie pewnie nie sprzeda w Polsce.
UsuńRogue też od jakiegoś czasu sprowadzają, ale cena jest bliżej 50zł niż 20. Ludzie kupują, skoro jest cały czas w ofercie. Dla mnie to zdecydowanie za dużo.
UsuńW USA Rouge zaczyna sie od 7$ za duza butelke a konczy na 20 kilku, Stone podobnie, ale robia tez male 0.35 ale pewnie takich do Polski nie zwoza. No chyba ze ktos zaszalal i za mala chce 50 zl.
UsuńPamietam komentarz na fanpagu Anchora gdzie ktos wstawil zdjecie z ich piwami w polskim sklepie, ktos napisal ze cena 4$ za piwo w malej butelce w kraju gdzie minimalna placa to 300$ to paranoja.
Gdzie można w Polsce kupić te piwa ? Dasz mi jakąś podpowiedź bo na tą IPA od dłuższego czasu się czaję.
OdpowiedzUsuńSierra Nevada i Flying Dog dostępne w Leclercu.
UsuńNie kupowałem, ale widziałem ;-)
Oj takie Leclerci to chyba tylko w stolicy ;) Ale Sierrę można kupić chyba w każdym lepiej zaopatrzonym sklepie specjalistycznym. Zależy jakie miasto masz na myśli.
UsuńStolicę Kujawsko-Pomorskiego
UsuńFlying Doga chyba z 10, Sierra, Left Hand, Wiliams Brothers cały asortyment, Wychwood, Meantime, DeMolens, Brew Dog kilkanaście rodzajów, Fullers itd. Do tego wiele niemieckich, czeskich i cała czołówka krajowa (nawet n.p. Widawa!).
Moda na amerykany napędza klientów do sklepów. Ja, podobnie jak Szanowny Gospodarz, uważam, że istnieją granice zdrowego rozsądku przy kasie. Jako lekko wyedukowany piwopijca mam jeszcze poważne braki znajomości stylów/browarów itd. Mam swoje preferencje co do gatunków. Stout, bitter, porter angielski IPA czy alt są dostępne w sklepach z polskich browarów i na co dzień w zupełności zaspokajają moją piwną chuć. W przypływie rozrzutności kupuję np. Williams Brothers (dla mnie na dziś browar nr 1!), Wychwood, Fullers czy inne. Rozrzutność oznacza 22 - 25 PLN za litr. Parę razy zdarzyło mi się szarpnąć na Brew Doga czy inne "legendy" I ZA KAŻDYM RAZEM PRZEKONYWAŁEM SIĘ, ŻE EFEKT JEST NIEADEKWATNY DO CENY. Może się nie znam....
OdpowiedzUsuńPS Może zacząć kupować te wszystkie Flying Dogi i ustawiać puste flaszki za szkłem w segmencie?!
Mam podobną granicę cenową. Choć ostatnio ją przebiłem, ale Nogne O w cenie trzykrotnie niższej niż w Nowegii, biorąc pod uwagę moje zaufanie do tego browaru, to była jednak gratka. A Williamsów ostatnio udało mi się kupić chyba z 10 różnych po 7,50zł za sztukę.
UsuńAdres poproszę!!!!
UsuńKupie sobie skrzynkę Midnight Sun i drugą March of the Penguins!
Maria w Krakowie. Jak byłem tydzień temu to jeszcze wszystko mieli, łącznie z dwoma wymienionymi przez Ciebie. I faktycznie, Midnight Sun jest świetny.
Usuń