BrowArmia Kmieciowa
https://thebeervault.blogspot.com/2013/11/browarmia-kmieciowa.html
Niedawno miałem pierwszą w życiu sposobność zwiedzenia stolicy naszego pięknego kraju, z okazji odwiedzin u przyjaciół. Rozpisywać się tutaj na ten temat nie będę, ale po obejrzeniu pokazów laserowych na fontannach obok starówki i przechadzce po starym mieście oraz części nowego moje śląskie serce zaskowytało z powodu dysonansu poznawczego jakiego doznało. Świetne miasto, naprawdę, obojętnie co kto tam sądzi. Pod koniec spaceru po Nowym Świecie trzeba było coś przekąsić, BrowArmia Królewska nadawała się więc jak ulał, szczególnie że i popić tam ponoć dobrym wywarem można. Jest to jeden ze starszych browarów restauracyjnych w Polsce, znany między innymi z tego że oferta nie ogranicza się do żelaznej czwórki (jasne, dunkel, pszeniczne i koźlak), a zamiast tego widnieje w niej górnofermentacyjny stout, no i piwa sezonowe są dostępne, rzecz jasna rotacyjnie. Właściciele posiadają również browar Jabłonowo, który ostatnimi czasy za sprawą linii Manufaktura Piwna pokazał że potrafi warzyć obok strongowych zdzieraczy menelskich gardeł również piwa ciekawe i dobre. Krótko pisząc – predyspozycje BrowArmia ma nieliche, toteż i moje oczekiwania były odpowiednie.
Po wejściu od razu wrażenie zrobił rozmiar lokalu, którego dwie kondygnacje wypełnione były gośćmi, a obsługa dwoiła się i troiła, żeby wszystkich obsłużyć. To zresztą jej całkiem sprawnie wychodziło, za co lokal dostaje pierwszy plus. Drugi plus ma za wystrój – może i nieco oklepane połączenie kafli na ziemi i cegieł na ścianach, wszystko jednak elegancko i w wersji na bogato, z różnymi ornamentami. Wbrew pozorom nie jestem szczególnie zajawiony warzelniami, jednak ta w BrowArmii prezentuje się wyjątkowo mile dla oka. Za wystrój lokal ma więc następny plus.
I na tym kończą się ciepłe słowa mesdames et meussieurs, gdyż poza tym szczena niestety opada. Ceny są wysokie. Wiadomo, Warszawa, Nowy Świat, te sprawy. Czynsz za wynajem lokalu musi być astronomiczny, stąd 12zł za duże piwo można zrozumieć, niemniej jednak skoro już jestem zmuszony wysupłać na nie więcej talarów niż zazwyczaj, to oczekuję wysokiej jakości, czego niestety nie otrzymałem. To samo się zresztą tyczy jedzenia.
Od ostatniego zacznę. Byliśmy w czwórkę, zamówiliśmy cztery różne dania. Frytki jakie są, każdy widzi. Nie takie jak koń rzecz jasna. Skrzydełka na pikantno w sosie barbecue były faktycznie dobre. Nie była to klasa skrzydełek w sieci Kolkovna, ale smaczne. Pieczywo czosnkowe w BrowArmii to zeskarpeciała bagietka trzeciej świeżości, skąpo dostrojona przetworzonymi krowimi wydzielinami i przyprawami. Nie jest to dobrze wykonane danie. Zaś gulasz wołowy z plackami ziemniaczanymi składa się z dwóch placków o średnicy małego spodka pod filiżankę do kawy oraz mięsa z którego część kawałków jest miękka, a część nieco gumiasta. Tych kawałków miało być sumarycznie na 250 gram, ja szacuję że było 80gr, w porywach 100gr. I to za niemało dukatów. Nie, dla jedzenia nie warto się do BrowArmii fatygować.
A dla piwa?
Też nie...
Na pierwszy ogień poszło sezonowe, którym w trakcie naszej wizyty było Karmazynowe. Sam pomysł ma niezły potencjał, przynajmniej mi takie piwa piernikowe potrafią smakować, przynajmniej jeśli nie są przesłodzone. „Piernikowe” z BrowArmii przesłodzonym piwem nie jest, zarazem jednak jest moim zdaniem zbyt wytrawne, ocierające się o wodnistość. Piwo ma ciekawy aromat, w którym ciemne słody łączą się z nutami imbiru i mniej oczywistymi wtrętami kolendry, ale w smaku nie zdaje egzaminu ze względu na jego zbyt małą intensywność. Subtelne nutki malinowe w posmaku nie ratują całości. Przy tym należy nadmienić, że piwo było podane zdecydowanie za bardzo schłodzone. Jest w porządku, jednak w Toruniu takie piwo robią zdecydowanie lepiej. (Ocena: 5,5/10)
Kufel Pilsa nie był specjalnie udaną inwestycją. Skoro nawet osoba nie obcująca na co dzień z piwem stwierdziła że cosik mało goryczkowy jak na pilsa, to można sobie wyobrazić jakie wrażenie robił. Ma subtelny aromat słodowo-drożdżowy, nutkę miodową, jest również nieco maślany. Te drożdże nie powalają intensywnością, zresztą piwo jest tylko lekko mętnawe. Smak jest niestety pusty i wodnisty, co w połączeniu z nikłą goryczką kulminuje w niezadowoleniu recenzenta. (Ocena: 4,5/10)
Najbardziej się cieszyłem na Stouta, który mnie jednak sprowadził na ziemię potrójnym nokautem odoru świeżo lakierowanego pomieszczenia, fetoru benzyny i (po lekkim ogrzaniu) smrodu powietrza z nadmuchiwanego gumowego materaca. Serio. A, jeszcze były nuty karmelowe i palone, no tak. W smaku jest lekko słodkawe, a zarazem mało aromatyczne oraz wytrawne, wręcz wodniste pod względem ciała. Ze względu na małą intensywność da się je wypić do końca. Po przełknięciu jednakże znalazłem się ponownie w świeżo lakierowanym pomieszczeniu. Piwo dla fetyszystów. (Ocena: 3/10)
Po tych doświadczeniach zdecydowałem się nie wydawać 12zł za Pszeniczne, bo przypominałoby to wrzucanie jeszcze jednej monety do jednorękiego bandyty. No bo w końcu musi się trafić łut szczęścia, co nie? No właśnie nie.
Kontrapunktem kulinarno-piwnym do BrowArmii była wizyta w restauracji Szwejk następnego dnia. Po pierwsze, jedzenie pyszne. Stek z siekanej wołowiny miał świetny, lekko podwędzany smak, natomiast decha z grillowanym mięsiwem którą wzięliśmy z kumplem na spółkę była nie do zjedzenia dla dwóch osób. I to za 60 dukatów. A do picia był Urquell w bardzo dobrej kondycji, za 7,50zł za 0,4l. Można? Można. Zresztą – czy restauracja do której ustawiają się w środku dnia kolejki na chodniku może odstawiać manianę? No właśnie.