Czeskie Mastery
https://thebeervault.blogspot.com/2012/07/czeskie-mastery.html
Koncernowe piwo nie musi od razu być banałem. Jakiś czas
temu decydenci SAB Millera doszli do wniosku, żeby w Plzneńskym Prazdroju obok
Pilsnera-Urquella warzyć również piwa które przynajmniej wizerunkowo byłyby
bardziej wyszukane. Tak powstała marka Master, pod którą w butelkach o pojemności
330ml opuszczają Pilzno trzy różne piwa – strong lager, vienna lager oraz
porter bałtycki. Wspólna szata graficzna wraz z charakterystyczną czcionką,
oktagramem oraz grą słów ‘ta jemna chut’, czyli ‘ten delikatny smak’ bądź
‘tajemny smak’ wskazują na bliżej nieokreślone inspiracje
ezoteryczno-masońskie, zresztą odwoływanie się na kontretykiecie do jakichś
tajemniczych mistrzów piwowarstwa z Pilzna ma pewnie stworzyć skojarzenia
niemalże ze średniowiecznymi alchemikami bądź też masonami, którzy skrzętnie
ukrywali wiedzę techniczną na temat budowanych przez siebie katedr. Chciałoby
się powiedzieć – bez przesady panowie, piwo to piwo, a Mastery to nie
leżakowane w beczkach po porto, chmielone na zimno japońsko-australijską
mieszanką chmieli imperial stouty z dodatkiem drożdży brettanomyces, tylko
proste w gruncie rzeczy wywary mniej ekscytującej fermentacji dolnej. No ale
imydż to imydż. Co jednak najważniejsze, dwa z trzech Masterów to naprawdę
bardzo dobre piwa.
Smakowita, bursztynowa barwa Mastera Polotmavego (13°
ekstr., 5,3% alk.) jest równoważona dość skąpą pianą. Przez nos czuć opiekany
słód oraz chmiel żatecki, czyli świeżo skoszoną trawę i nieco ziół. Czeskie
vienna lagery (polotmave) są często szczodrze chmielone – nie wiem czy
odpowiada to pierwowzorowi stylu, ale mi się podoba. Tutaj na dokładkę jest
jeszcze obecna śladowa orzechowość.
Całościowo piwo robi wrażenie fajnego, opiekanego czeskiego
pilsa. Prostego, pełnego, dość gorzkiego, z wyraźnie odczuwalnymi słodem oraz
chmielem. Cała ta ‘mistyczna’ otoczka marki jest zdecydowanym przerostem formy
nad prostą w konstrukcji treścią, ale Master Polotmavy to bardzo smaczne piwo
(Ocena: 6,5/10).
Master Zlaty to piwo mocniejsze (ekstr. 15°, alk. 6,7%) i
niestety dużo gorsze od masterowej vienny. Przynajmniej dla mnie – ale ja
mocnych jasnych lagerów zazwyczaj nie lubię. Ciemnozłote piwo tworzące nad sobą
ładną czapę piany ma jednak nienajgorszy aromat, zważywszy na to, że to strong
lager. Czuć słód, nie czuć alkoholu, czuć świeżo skoszoną trawę czyli chmiel
żatecki, czuć również jednak landrynkowość, której w piwach nie znoszę.
Niektórzy śmieją się z określenia ‘imperial pils’, pasuje
ono jednak dobrze do Mastera Zlatego. Poza tym że jest pełne, landrynkowe czy
wręcz lekko owocowe (choć nie słodkie), jest też szczodrze chmielone, z dość
mocną goryczką. Aromat to nie moja para kaloszy, a i lekka cierpkość na finiszu
mi przeszkadza, rozpatrywane jednak jako strong lager nie jest to moim zdaniem
tragiczne piwo (Ocena: 4/10).
Trzeci Master, czyli Master Tmavy to najlepsze piwo z tej
serii. Dla mnie okazał się zaskakujący między innymi dlatego, że zazwyczaj
portery bałtyckie mi nie podchodzą, a tutaj było inaczej. Ekstrakt 18°,
odfermentowany do poziomu 7% alkoholu, piwo ciemnobrązowe o sporej, średnio
trwałej pianie. W zapachu karmel, dużo czekolady, winność, drewno (!),
odrobinka porto, dość wyraźny żatecki chmiel oraz paloność. Jestem pod
wrażeniem.
Smak jest wyraźnie słodki, o dość wysokiej pełni i dużej
głębi smakowej. Profil aromatyczny podczas picia jest
czekoladowo-karmelowo-winny. Rozgrzewający, tylko lekko gorzki finisz, bez
jakiejkolwiek odczuwalnej obecności alkoholu w aromacie. Lekkie nutki palone
oraz mineralne po przełknięciu. Master Tmavy to wybitnie deserowe, łagodne a
jednak rasowe piwo. Umiejętnie wyważone, w sam raz do picia z koniakówki. Swoim
wyważeniem przypomina mi nieco szwedzkiego Carnegie Stark Porter, któremu
wprawdzie nie do końca dorównuje (jest nieco słodsze i z niższą pełnią), ale
nie brakuje mu zbyt wiele. Do tego piwa warto wrócić jak będzie nieco chłodniej
(Ocena: 7/10).
Piłem kiedyś Zlate oraz Tmave i jasne zdecydowanie bardziej mi przypasowało, spora goryczka, duża treściwość, świetnie ukryty alkohol. Trochę ostro potraktowałeś to piwko (chyba, że zmienili coś z warkami od czasu picia go przeze mnie). :)
OdpowiedzUsuńJak na strong lagera to je potraktowałem aż za bardzo przychylnie :)
UsuńSABMiller chyba wyczul ze pali mu sie grunt pod nogami i zacza dzialac. Wszedzie reklamowane jest teraz piwo klasztorne St Stefanus warzone przez Van Steenbrugge i przyznam ze zrobilo na mnie duze wrazenie.Piekna butelka na ktorej widnieje numer butelki i podpis browarmistrza. A smak genialny! Polecam
OdpowiedzUsuńJak się je uda gdzieś zdobyć... na RB jest tylko 9 recenzji, więc nie wiem jak z dostępnością.
UsuńPiłem Tmave niecały rok temu i pamiętam, że było dość dobre, chociaż detale z tamtego okresu nijak nie zapadły mi w pamięć. Nawet nie parzyłem na nie wtedy jako na porter, 7% jak na polskie warunki zbyt mi się z tym stylem nie skojarzyło :).
OdpowiedzUsuńNie każdy porter bałtycki musi być ryjącym beret kowadłem ;)
UsuńWidzę że miałeś podobne wnioski do moich. Naprawde jako koncerniaki nie muszą sie chować pod stołem.
OdpowiedzUsuń