Piwny potop szwedzki (2)
Trochę czasu minęło od ostatniego omówienia piw ze Szwecji , czas więc na kolejny odcinek – tym razem o wiele bardziej udany pod względe...
https://thebeervault.blogspot.com/2012/05/piwny-potop-szwedzki-2.html
Trochę czasu minęło od ostatniego omówienia piw ze Szwecji,
czas więc na kolejny odcinek – tym razem o wiele bardziej udany pod względem
samego piwa. Na tapecie wylądował legendarny Carnegie Stark Porter, porter
bałtycki produkowany w Szwecji przez Carlsberga, którego śp. Michael Jackson
zaliczył do swojego poczetu „500 classic brews” oraz Postiljon Strong Pale Ale,
tradycyjny angielski mocny bitter (5,8%).
Zacząłem od tego drugiego, warzonego według tekstu na
kontretykiecie w „tradycyjnym angielskim stylu”. I dobrze – uwielbiam aromat
chmieli amerykańskich, ale postępująca moda na wciskanie ich gdzie się tylko da
może sprawić, że w końcu się zaczną nudzić. Szwedzki „listonosz”, rozlewany do
pękatych butelek, jest piwem tak angielskim że mało jakie piwo angielskie
mogłoby mu na tym polu dorównać. I to mimo że Postiljon Strong Pale Ale jest warzony w dzikich terenach
północno-zachodniej Szwecji, w miejscowości Pilgrimstad, w której to mieści się
jeden ze szwedzkich browarów rzemieślniczych – Jämtlands Bryggerie, z rocznym wypustem na
poziomie 7500 hektolitrów. Jeśli reszta z piw jamtlandzkich reprezentuje jakość
zbliżoną do Postiljona, to nic tylko gratulować. Bursztynowe piwo o typowo
angielskiej (vel kiepskiej) pianie w aromacie może się pochwalić doskonałą
równowagą między silnym, wyraźnie chlebowym, nieco karmelowym słodem z
dodatkiem toffi i rodzynek, wyraźnymi, truskawkowo-jabłkowymi estrami, świetnie
dopasowanym, bardzo delikatnym masełkiem oraz silną chmielowością, która mu
dodaje elementów cytrusowych, kwiatowych oraz żywicznych.
Już po zapachu czuć, że piwo ma wysoką pełnię. Ach, jak
dawno już nie piłem takiego do bólu klasycznego angielskiego ejla. Piwo jest
tak smaczne i tak dobrze wchodzi, że nie da się go pić inaczej jak tylko
głębokimi haustami. Zdecydowana, pełna słodowość, akcenty owocowo-karmelowe, a
w finiszu średnio-mocna, po angielsku nieco żywiczno-ziemista goryczka.
Szwedzkie piwo, a jakby się piło pintę w tradycyjnym angielskim pubie (Ocena:
7,5/10).
Carnegie Stark Porter wg śp. Michaela Jacksona jest baltic
porterem, na nic się więc zdadzą narzekania purystów, że woltażowo jest zbyt
słaby (5,5%) – w końcu to Jackson wymyślił te określenie. Czarnawe,
dolnofermentacyjne piwo o kremowej pianie jest w obecnej formie deklaratywnie
warzone od 1836 roku – czy to prawda, nie mam sposobności stwierdzić. Mi się
trafił rocznik 2010, a mimo że do baltic porterów podchodzę bardzo ostrożnie,
cieszyłem się na te piwo – wg Jacksona bowiem charakterem nie odbiega znacznie
od imperial stouta.
Zapach jest intrygujący – silny a zarazem bez wyraźnej
dominanty. Wszystkiego jest tutaj po trochu – nieco kawy, nieco czekolady,
nieco porto, trochę śliwek i startego kakao, a do tego elementy
kwaskowo-mineralne. Ciekawe.
Piwo jest gęste i pełne – osiągając na
tym polu rzeczywiście poziom niektórych RIS-ów. Przy tym jednak sam smak jest
zaskakująco delikatny. Nieco oleista konsystencja jest umiejętnie łamana lekką
kwaskowością, paloność zaś nie jest przytłaczająca, staje się oczywista dopiero
w posmaku. Tamże bowiem, w tle, za nutami kawowymi i mineralnymi, można wyczuć
odrobinę popiołu. Piwo jest jednocześnie lekko słodkie, jak i lekko gorzkie.
Smak jest więc pod względem filozofii zachowania umiaru w obecności
poszczególnych komponentów prostą kontynuacją zapachu – trochę słodki, trochę
gorzki, trochę kwaskowy, nieco tutaj kawy, czekolady a nawet ciemnych owoców,
trochę paloności, elementów mineralnych,… i wszystko razem, przy zaskakująco
wysokiej pełni, składa się na bardzo dobre, relaksowe piwo. Jaka to
niespodzianka, że Carlsberg potrafi również pozytywnie zaskoczyć (Ocena:
7/10).