Strongi spoza Polski – bezowocne poszukiwania dobrego strong lagera
Strong lager to jeden z gatunków który mi chyba nigdy nie zasmakuje. Słodki, ordynarnie alkoholowy, prosty aromatycznie – nie jest to ...
https://thebeervault.blogspot.com/2012/05/strongi-spoza-polski-bezowocne.html
Strong lager to jeden z gatunków który mi chyba nigdy nie
zasmakuje. Słodki, ordynarnie alkoholowy, prosty aromatycznie – nie jest to
piwo dla mnie. Nie należy jednak mówić nigdy nigdy, toteż raz na jakiś czas
próbuję tego, co mi dotychczas nie smakowało, zazwyczaj tylko po to zresztą, żeby
się przekonać co do słuszności swoich wcześniejszych osądów. W przypadku
hiszpańskiej Alhambra Mezquita oraz duńskiego Ceres Royal Selection wyszło od
początku nie tak jak miało wyjść. Kupując te piwa nie wiedziałem bowiem, że to
strong lagery.
Alhambra to jedna z niewielu hiszpańskich marek piwnych,
które bez większych problemów można w Polsce dostać. Browar założony w Kordobie
w 1925 roku przez Katalończyka oraz Niemca nie ma specjalnie ciekawej historii
– ot, rozwój technologiczny i finansowy, rozwój finansowy i technologiczny,… Od
2006 roku firma jest własnością San Miguela, vulgo Carlsberga, co z pewnością
ułatwia piwu dotarcie do większej ilości konsumentów, zarazem nie najlepiej
rokując co do jego smaku. Alhambra Mezquita jest
najlepiej ocenianym piwem browaru na Ratebeer, po tekście na kontrze mylnie
wywnioskowałem że jest to dunkel (nie zwróciłem uwagi na woltaż), tymczasem jest to strong lager. Przynajmniej
ładnie opakowany – to stylowa etykieta wraz z czcionką zwróciły zresztą moją
uwagę w sklepie sieci Bomi. Podwójne nawiązanie w nazwie do miejsca pochodzenia
piwa, czyli Andaluzji, zwanej uprzednio przez muzułmańskich zdobywców
wraz z resztą podbitego przez nich półwyspu iberyjskiego Al-Andalus, a obecnie przez nowych muzułmańskich najeźdźców ponownie określanej
w ten sposób. Mezquita to po hiszpańsku meczet, a w przypadku tego piwa odnosi
się do ogromnej katedry w Kordobie, która przed Rekonkwistą była meczetem.
Wybudowana w VIII wieku przez arabskich pogromców państwa Wizygotów w miejscu w
którym uprzednio stał kościół, była wielokrotnie przebudowywana. Coś
mi zresztą mówi, że w niedalekiej przyszłości czeka ją ponowny remont, żeby
stać się ponownie meczetem, jak tylko liczba wyznawców Allaha w Andaluzji
przekroczy odpowiednią liczbę.
Przepiękna, monumentalna budowla inspirująca nazwę podłego
strong lagera (alk. 7,2%) – ogromny zgrzyt. Co prawda na etykiecie można
wyczytać o „wyrobie rzemieślniczym” tego piwa, ale to tylko utwierdza mnie w
przekonaniu, że określenie „piwo rzemieślnicze” w odniesieniu do jakości to
pustosłowie. Niezbyt głębokie odfermentowanie (piwo ma 16,8° ekstraktu) nie ratuje
go, a reklamowanie go przez producenta jako piwo klasztorne brzmi jak ponury
żart. Bursztynowe piwo o średnio obfitej i średnio trwałej pianie zdecydowanie
lepiej wygląda niż pachnie i smakuje. Aromat jest słodki, silnie karmelowy,
lekko rodzynkowy. Nieco kwiatowy i metaliczny, odrobinę chmielowy, no i
oczywiście alkoholowy. Może i piwo pachnie nieco lepiej od standardowego
polskiego stronga, ale nie o wiele.
Wysoko nasycony trunek ma słodki, karmelowo-rodzynkowy smak
z gorzko-cierpkim, nieprzyjemnym, alkoholowym finiszem. Końcówka byłaby zbyt
cierpka i ordynarnie alkoholowa nawet w piwie o większej głębi,
przy czym Mezquita jest pod tym względem płytka niczym brodzik. Po miernej głównej części smaku przychodzi niedobry, etanolowy finisz, ergo: picie
Mezquity do przyjemnych doznań nie należy (Ocena: 3/10).
I tak jednak Mezquita wypada jeszcze korzystnie w
zestawieniu z potworkiem, którego przywiozłem sobie z Włoch. Nazwa Ceres Strong
Ale Export, informacja że piwo jest importowane z Danii, 7,7% alkoholu –
uległem złudnemu wrażeniu, że mam przed sobą english strong ale, którego od
razu zakupiłem, po to tylko żeby ze zdumieniem odkryć, że jest to zwykły strong
lager, który w Danii jest sprzedawany pod nazwą Ceres Royal Selection.
Właścicielem browaru jest Royal Unibrew, producent Łomży i współproducent
Perły, co niezwykle trafnym czyni nazwanie tego badziewia mianem „królewskiej
selekcji”. Jaki browar, taki król. Z początku jeszcze łudziłem się, że skoro
Royal Unibrew, to może, poprzez powiązania z Van Purem, jest to jeden z tych
mitycznych ejli, które Van Pur od dłuższego czasu warzy wyłącznie na eksport do
Danii. Nic jednak z tego – to nie ale ino lagier. I to fatalny.
Jasnozłote piwo z szybko zanikającą pianą wygląda jeszcze
jak typowy eurolager, pachnie jednak gorzej. Z początku potężny skunks, czyli
zepsuty pod wpływem światła (”light-struck”) chmiel, w miarę żwawo ulatuje, po
to tylko żeby już śladów chmielu za sobą nie pozostawić. Zamiast tego mamy
tutaj znany z jasnych koncerniaków kwaskowy słód, nuty słodkawe oraz nieco
mydła.
Po wzięciu pierwszego łyku aż mnie otrzepało od alkoholu,
tak nachalnie jest on w tym piwie obecny. Jako że zacząłem od końca, to
nadmienię, że wybrzmiewa on wraz z nutą metaliczną oraz skunksowo-trawiastą –
nieco chmielu więc jednak w piwie zostało. Finisz poprzedzony jest słodkawą,
słodową, typową dla jasnych lagerów dla mas bylejakością. Jeśli dodamy do tego
bardzo nieprzyjemną, cierpką alkoholowość, otrzymujemy eurostronglagera, czyli
(jeszcze) brzydszego brata eurolagera standardowego. Piwo jest skonstruowane
zbyt prosto i miałko, żeby można usprawiedliwić etanolowe mrowienie na języku.
Wywołuje faktycznie ciarki na plecach – ale tego nieprzyjemnego sortu (Ocena:
2/10).
I co? I nic - pewnie za jakiś czas znowu spróbuję jakichś strong lagerów. Może w końcu, kiedyś mi się uda znaleźć coś wartościowego w obrębie tego gatunku.