Dzień i noc w Szkocji
Właściwie przy takim tytule, wpis powinien traktować o dwóch innych piwach z Williams Brothers , mianowicie Harvest Sun oraz Midnight...
https://thebeervault.blogspot.com/2012/05/dzien-i-noc-w-szkocji.html
Właściwie przy takim tytule, wpis powinien traktować o dwóch
innych piwach z Williams Brothers, mianowicie Harvest Sun oraz Midnight Sun,
niemniej jednak o pierwszym już na blogu było, a drugiego jak dotychczas nie
zdobyłem, więc wpis będzie o nazwanych bardziej prosto Wiliams Brothers Gold
oraz Black, z których jeden to golden ale, drugi zaś jest stoutem.
Williams Brothers Gold to trzeci golden ale z tego
szkockiego browaru którego skosztowałem i zarazem najlepszy z nich – co
nawiasem mówiąc zadaje kłam poglądowi, że w obrębie danego browaru wraz z
wyrafinowaniem nazwy wzrasta też jakość trunku. Jednocześnie piwo udowadnia, że
niskoalkoholowy i niskoekstraktywny trunek stołowy jest w stanie wywołać błogie
uczucie zadowolenia u pijącego. 10° ekstraktu, 3,9% alkoholu oraz siedem słodów
w nasypie, a jeśli chodzi o nachmielenie, to postawiono na mieszankę
angielsko-amerykańsko-słoweńską, doprawiając piwo odmianami First Gold, Cascade
i Bobek, i uzyskując goryczkę na poziomie 25 IBU.
Wygląd można pominąć milczeniem, złota barwa wraz z
zwyczajową pianą znanych butelkowych piw z Wielkiej Brytanii robi nieco
niemrawe wrażenie. Ale te piwo nie wygląda – ono pachnie. Jasna słodowość z elementami landrynkowymi miesza się z brytyjską kwiatowością i amerykańską
cytrusowością, nachmielenie aromatyczne robi więc swoje. Do tego mocne,
dojrzałe jabłko typowe dla angielskich, pardon, brytyjskich ejli i gotowy jest
słodkawy, ale rześki zapach.
Pełnia jest, co nie dziwi, raczej niska, choć ze względu na
konkretną aromatyczność piwa ten fakt absolutnie nie przeszkadza. Lekko
słodkawy, słodowy, kwiatowy, nieco owocowy smak z nutami cytrusowymi kończy się
dość konkretną goryczką i akcentami cytrusowymi, jabłkowymi i kwiatowymi w
posmaku. Piwo jest bardzo rześkie, proste choć nie banalne – dodanie (z
umiarem!) amerykańskiego chmielu Cascade do brytyjskiego golden ale okazało się
strzałem w dziesiątkę. Słowem, w sam raz na śniadanie w słoneczny dzień. Wyczerpuje
znamiona piwa na co dzień (Ocena: 7,5/10).
Piwem na co dzień (a raczej na co noc) mógłby być też
Williams Brothers Black, po którym się jednak spodziewałem nieco więcej. Stout
o woltażu 4,2% robi podobnie nudne wizualnie wrażenie jak jego złoty brat
(piany nie ma specjalnie czasu podziwiać, choć na zdjęcie jeszcze starczyło), przy czym jest oczywiście dużo
ciemniejszy. W zapachu deserowy kolaż gorzkiej czekolady, kawy, owoców leśnych
i rodzynek, ze znacznym dodatkiem lukrecji. Z czasem owocowość stopniowo
zanika, na korzyść kawy i lukrecji, które nadają piwu główny ton.
Smak jest wytrawny, stoutowy, lekko kwaskowy z goryczką
lekką do średniej i kawowo-ziemistym posmakiem palonego ziarna. Pełnia jest
niska, a piwo sumarycznie raczej wodniste. I właśnie w związku z tym nie do
końca mnie przekonuje, życzyłbym sobie nieco większej głębi aromatycznej,
albowiem jak się sprawy mają, doznania podczas picia nazwałbym raczej ubogimi,
mimo że pije się je bardzo przyjemnie. Do tytułu piwa na co noc nieco mu
brakuje (Ocena: 6,5/10).