Germański craft trip. Część czwarta – gdzie nie bywać w Wiedniu.
https://thebeervault.blogspot.com/2015/06/germanski-craft-trip-czesc-czwarta.html
Poprzedni dzień po powrocie z Camby zakończył się afterparty w hotelu. No więc taka mała rada ode mnie. Jeśli pijecie przez cały dzień piwo, nawet zagryzając je takimi delicjami jak pieczoną golonką, to nie róbcie tego błędu co ja i nie dobijajcie się cygarem, szczególnie jeśli na co dzień nie palicie. Przeżyłem katorgę w dzień powrotu, to nie był zwykły kac.
Droga powrotna wiodła nas przez Wiedeń, dokąd zawiozła nas za bajońskie sumy austriacka kolej. W stolicy Austrii mieliśmy jeszcze czekać kilka godzin na polisz busa do stolicy Górnego Śląska, więc postanowiliśmy popróbować piwowarstwa austriackiego, żeby nasza wycieczka miała kompozycję ramową. Rzut okiem na mapkę RateBeer – aha, najbliżej mamy do browaru restauracyjnego Wieden Bräu. A że głodni byliśmy, no to w sam raz.
Niestety, decyzja o udaniu się do tego akurat przybytku była w sumie chyba jeszcze gorsza niż ta o paleniu cygara po wypiciu kilkunastu piw. Czerwona lampka powinna mi się była zapalić po ujrzeniu warzelni firmy Salm. Jakoś zawsze tam gdzie widuję sprzęt tej firmy, podają kiepskie piwa. Być może to przypadek, ale cóż rodzi reguły jak nie serie przypadków właśnie?
Lokal jest obszerny. Sale są podłużne, mają wysokie sklepienia, tu i ówdzie powstawiane są witraże. Muzyki nie ma. Obsługa w porządku, co ciekawe, spora część to Azjaci. Jedzenie... postanowiłem zaszaleć i zamówiłem gulasz z jelenia. Jakość mięsa różniła się z kawałka na kawałek. Część się rozpływała w ustach, część można by rozciągnąć i przerobić na gumę do procy. Kawałki ziemniaków w panierce to był jednak żart. Część była bowiem jeszcze zimna w środku. Niedobrze rozmrozili. Mrożonki w restauracji to przecież okrutna padaka. Na drzewo z takim czymś.
W lokalu podaje się cztery piwa, z czego trzy są w ofercie stałej, a jedno jest sezonowe. Tym ostatnim było „piwo owsiane”, Hafermalzbier, mocno kwaskowe, o niskiej pełni i wyzbyte owsianej gładkości. Aromat to ciemne owoce, zboże i trochę suchej czekolady. Niezbyt smaczny stout owsiany... (4,5/10) ale i tak smaczniejszy od pozostałych piw. Wziąłem trzy razy po 0,2l i z każdego zdołałem upić połowę. Wszystkie trzy są na takim samym poziomie, wyznaczanym przez wszechogarniający, kalafiorowo-kukurydziany DMS. Ja akurat nie jestem mocno wyczulony na tę wadę, ale w piwach z Wieden Bräu jest tak niesamowicie natrętna, że nie da się ich pić. Helles to DMS i DMS, Märzen to DMS i delikatny słód monachijski, a Dunkel to DMS, DMS i ledwo uchwytna nutka kawy zbożowej głęboko w tle. Serio, trzeba się postarać, żeby zrobić ciemne piwo w którym czuć de facto tylko DMS. Wszystkie piwa dostają (1/10). Najgorszy browar restauracyjny w jakim byłem, przebijający sromotą nawet BeFeD położony we włoskim Aviano.
Dla równowagi postanowiliśmy pójść do jednego ze źródełek austriackiego craftu w stolicy. RateBeer podpowiadał, że nieopodal dworca mieści się lokal Fassdipler, serwujący jedynie austriackie piwa. Jest to lokal niemiecki w stylu, mocno siermiężny, ponury, z chłodnią za barem wyglądającą, zapewne nieintencjonalnie, jak prosektorium. Taka wyłożona ciemnym drewnem speluna dla zagruźliczonych byłych członków austriackiej NSDAP, z których część być może leży w owej chłodni, czekając na bardziej pomyślne dla siebie czasy.
Sytuacja na sześciu kranach nie powalała. Kilka austriackich regionalniaków, w tym okropny Hirter Pils. Najciekawszą pozycją był Schremser Roggen, moim zdaniem i tak niezbyt zachwycające piwo żytnie. Podczas gdy wszyscy rozpoczęli posiadówę tym właśnie piwem, ja się zdecydowałem na „austriacki” (w rzeczywistości słoweński) Bevog i jego Deetz Kölsch. Zgodnie z oczekiwaniami, kölsch chmielony na zimno nowofalowcami to nie jest żaden kölsch, a piwo mniej więcej w połowie drogi między golden ale a APA. Jest cytrus, trochę żywicy, delikatna brzoskwinka. Pierwszy akord chmielowy, drugi bardziej słodowy, który siłą autosugestii może stanowić nawiązanie do deklarowanego stylu. Jest lekka goryczka oraz czysty profil. Niezłe piwo, ale zarazem rozczarowujące, biorąc pod uwagę browar. (6/10)
Moim drugim piwem było pale ale Hopfenauflauf (ekstr. 12,6%, alk. 5,4%) z austriackiego nowofalowca Brew Age, zgarniającego ostatnimi czasy pochwały. No i cóż tu dużo mówić, „chmielowa zapiekanka” pachnie i smakuje jakby wbrew nazwie nie była specjalnie szczodrze chmielona. Trochę cytrusowych akcentów, nieco estrów i słodowości. Raczej niska goryczka. Piwo stołowe, ucieleśnienie średniości. (5/10)
Biorąc pod uwagę, że black IPA Dunkle Materie z Brew Age też nie robił najlepszego wrażenia, pod względem piwnym ostatni dzień wycieczki wypadł miałko, szczególnie w zestawieniu z dwoma poprzednimi. Tylko podróż powrotna polisz busem była zgodnie z oczekiwaniami mało wygodna. Ale czego się nie zrobi dla piwa, co nie?
O tak, cygaro dla świeżaka w środowisku cygar - szczególnie szybko palone/mocne - to jest rzyganko na miejscu. Wcale nie trzeba się zaciągać, żeby nikotyna zwyczajnie zwalila z nóg, wystarczy wziąć o jednego bucha na minute za duzo. Jesli miales tylko kaca, to nie skonczyles najgorzej.
OdpowiedzUsuń