Loading...

Piwny weekend w Pradze. Część II

Noc była długa, ale zegar biologiczny obudził mnie już koło 8:30. Zegar biologiczny Łukasza został z impetem wytrącony z równowagi ilością skonsumowanego piwa (a może to przez tego cheeseburgera), w związku z czym musiałem trochę poczekać na wypad na miasto. Koło południa w końcu wyruszyliśmy na śniadanie, czyli gulasz z knedlami w położonej paręset metrów od nas restauracji z browarem Pivovarský Dum (ul. Lípová 15). Należy wraz z browarem Brevnov, który mnie rozczarował dzień wcześniej, oraz knajpą Pivovarský Klub, która mnie miała rozczarować dzień później, do firmy Pivo Praha. 

Pivovarský Dum
Żeby było do kompletu, Pivovarský Dum też okazał się rozczarowaniem. Nieco zmanierowany kelner, wystrój typu kaflowo-drewnianego i obskurnego, wybitnie nie wpisujący się w mój gust. Z zewnątrz zresztą lokal wygląda nieco jak podupadła stółówka. Po drugiej stronie klubu za winklem było dużo bardziej przyjemne, jasnodrewniane pomieszczenie przypominające pierwszy poziom w Pivovarskim Klubie – odkryliśmy je jednak dopiero wychodząc. Gulasz drogi (185 koron) i ledwie poprawny, natomiast piwa… W Pivovarskim Dumie warzy się świetnego pilsa, a poza tym dunkela, weizena oraz całą gammę piw aromatyzowanych, od bananowego przez kawowe po pokrzywowe. Można też kupić butelkowanego imperial stouta za równowartość 5 euro, z czego żeśmy nie skorzystali po spróbowaniu dwóch piw lanych. 

Myślałem więc że Dum Tmavý, lokowany w ścisłej czołówce swojego gatunku na RateBeer będzie równie udanym dunkelem co Dum Svetlý pilsem. Nie był. Jak już zazwyczaj czeskie piwa mają jakąś ewidentną wadę, to jest to przerost diacetylu. Nie inaczej w tym przypadku. Piwo pachniało niczym masło kakaowe rozpuszczone w lekkiej kawie. W smaku już nieco lepiej – wytrawne, lekko kwaskowe, lekko gorzkie, z całkiem przyjemnym, kawowym, lekko palonym finiszem. Poprawne, choć mało wyraziste (Ocena: 5,5/10). 

Dum Banánové jest robione, co wydaje się oczywistością, na bazie 'dumowego' piwa pszenicznego. Wygląda jak typowy hefeweizen, a smakuje jak płaski i wodnisty, lekko goździkowy hefeweizen o podbitym aromacie banana, w którym bananowość naturalnie weizenowa, pochodzenia drożdżowego, jest niestety zdominowana sztuczną bananowością rodem z tanich cukierków bananowych. Nawet jeśli zaś piwowar zmieniłby jej profil na bardziej naturalny, to w takim stopniu intensywności i tak robiłaby wrażenie wymuszonej. No i trzeba by coś zrobić z goryczką, zdecydowanie zbyt mocną jak na ten gatunek i nie pasującą do profilu aromatycznego. Sztuczne, nieposkładane piwo. (Ocena: 3/10

Atmosphere
Po tym wszystkim przeszła nam ochota na degustację reszty piw z Pivovarskiego Dumu, poszliśmy więc wzdłuż Wełtawy w stronę Starego Miasta. Minęliśmy po drodze reklamę brewpubu Pražský Most U Valsů, skręciliśmy w głąb starówki i nie doszliśmy do wytyczonego celu – zatrzymał nas bowiem napis „Fenix” na oknie mijanej knajpy Atmosphere (Karolíny Světlé 33). Koncernowy czeski witbier, którego zawsze chciałem spróbować – a jest dostępny tylko w wersji lanej. Sama knajpa – super. W stylu pseudo meksykańskim, z drewnianymi ławami, żółto-pomarańczowymi ścianami oblepionymi plakatami starych filmów z Marlonem Brando czy też gatunku sexploitation z lat 70-tych. Jedzenie meksykańskie plus argentyńska wołowina w całkiem niezłych cenach. Miła kelnerka. Z głośników sączyła się ścieżka dźwiękowa z „Vicky Cristina Barcelona”, no a do tego pseudo meksykańskiego wystroju i flamenco podano nam witbiera, który okazał się być słonecznymi wakacjami w płynie. Żyć nie umierać. 

film gatunku sexploitation
Do Fenixa przymierzano się w oddziale czeskim Sab Millera od dawien dawna, robiono kolejne warki testowe i w końcu, jakiś rok temu wypuszczono go na rynek, warzonego w Holandii przez Grolscha. Chodziło oczywiście o to, żeby Sab Miller mógł konkurować z koncernem AB InBev, który w czeskich knajpach zaopatrywanych przez Staropramena sprzedaje duże ilości popularnego w Czechach Hoegaardena. No i jak się Fenix udał? Wybornie! Nieporównywalny do Hoegaardena, który poza wysoką pijalnością nie ma specjalnie nic do zaoferowania. Fenix jest dużo bardziej wyrazisty. Mętny piaskowy, podany w lekko wygiętej niczym nadwełtawski ‘tańczący dom’ szklance o pojemności 0,4l, z kawałkiem pomarańczy wetkniętej na brzeg (która od razu wylądowała w popielniczce), ma ładną, puszystą pianę, która do końca utrzymywała się przy życiu. Aromat to silna, rześka kolendra, delikatny goździk kojarzący się z hefeweizenami, śladowy dziki bez, trochę słodu, minimalna skórka cytrusowa. Smak cytrusowo-kolendrowy, średnio aromatyczny, mało treściwy. Lekkie, rześkie piwo, w sam raz na pierwszy trunek dnia, szczególnie po ciężkiej nocy. Nie narzuca się, a nadal jest wyraziste aromatycznie. Końcówka, z delikatnymi nutami ananasa, białych winogron i mandarynki, urywa się raczej szybko, co jednak również świetnie do tego piwa pasuje. No i odpowiedni kontekst – ta knajpa, te flamenco, ech… lato, lato, lato! Pomijając jednak otoczenie, jest to tak samo niesamowicie udane piwo, reprezentujące mimo nutek weizenowych (goździk) absolutne wyżyny gatunku. Splendid little beer. Koncerniak? No i co z tego? (Ocena: 8/10

Po tym nas nieco znużyło, stwierdziliśmy więc że idziemy do hostelu na drzemkę. Po drodze jednak postanowiliśmy zahaczyć o legendarny brewpub U Fleků (Křemencova 11), w którym warzy się piwo bez przerwy od 1499 roku. Co ja się o tej knajpie naczytałem. Że owszem, klimatyczna, bo część stanowią zabudowania dawnego klasztoru, ale po pierwsze warzą tylko jedne piwo i to drogie, po drugie obsługa bez pytania stawia przed nami drugie jak tylko skończymy poprzednie, trzeba więc uważać, a co więcej, tabuny kelnerów próbują wszystkim na siłę wcisnąć kieliszki drogiej Becherovki. 

Poszliśmy tam więc z negatywnym nastawieniem. Zupełnie niesłusznie, U Fleků jest bowiem fantastyczną knajpą, którą uważam za obowiązkowe miejsce do zwiedzenia w Pradze. Z zewnątrz ładny odremontowany budynek z kunsztownym zegarem nad wejściem. Wewnątrz piękny dziedziniec klasztorny z drewnianą dzwonnicą oraz freskami na ścianach. Gdy jest pogoda, dziedziniec służy jako ogródek piwny. A w samym budynku świetny klimat czeskiej gospody z pradawnych lat. Po wejściu od razu zostaliśmy przez specjalnie do tego zadania wydelegowanego pracownika usadowieni przy jednej z długich drewnianych ław ciągnących się przez całe duże pomieszczenie z kasetonowym sufitem i witrażowymi oknami, zaraz pod wielkim metalowym żyrandolem. Tak, tutaj nie siedzi się przy osobnych stolikach, wszyscy biesiadują wspólnie. Jeden kelner chodzi z tabunem piw na metalowej tacy (musi to wszystko ważyć niemalże 10kg) w uniesionej dłoni i stawia z impetem kufel przed delikwentem, u którego zauważył brak piwa. Drugi chodzi z tacą z kieliszkami Becherovki i bynajmniej się nie naprzykrza, a pyta jeno czy by kto nie chciał. Do tego ciężkie dania z kuchni czeskiej, przechadzający się między ławami akordeonista i lokal już o 14:00 napakowany ludźmi. Rubasznie, ale z klimatem! 

A piwo, czyli Flekovský Tmavý Ležák 13°, faktycznie tylko jedno, faktycznie drogie (10zł za 0,4l), ale za to jakie! Siódmy na światowej liście dunkeli na RateBeer, u mnie jest na miejscu pierwszym. Omal czarny, o dużej, kremowej pianie, zapach ma średnio intensywny, drożdżowo-zbożowy, ale przede wszystkim wyraźnie kawowy. Nieco rubaszny smak, pasujący jak ulał do klimatu gospody. Tylko lekko słodkawy, średnio gorzki, pełny i treściwy. Mocno kawowy w nieco zbożowy sposób, z nutami czekolady i lekko palonymi. Miękkie, gładkie, treściwe, wchodzi jak masełko. Wzorowy, biesiadny dunkel, ponownie natrafiłem na wyżyny gatunku! (Ocena: 8/10

Położyliśmy pieniądze na stół i kelner z tacą z piwami już do nas nie podchodził – cała zła legenda knajpy opiera się najprawdopodobniej na złej woli niektórych gości. Wyszliśmy i teraz już naprawdę drzemka by się przydała. Tyle że nieco zgłodnieliśmy. 

No dobra, to idziemy na skrzydełka do Jamy (V Jámě 7). Kolejny lokal którego właścicielem jest Amerykanin. W środku duża podłużna sala o kształcie robiącym wrażenie przepołowionej tuby, w której pełno drewna, a na ścianach oraz sufitach gęsto zasiane są plakaty filmowe oraz muzyczne. Fajnie.

Do jedzenia wziąłem sobie ‘skrzydełka szefa’ za 99 koron. Glazura miodowo-sojowa, do tego paski surowego seleru, marchewki i ogórka oraz sos z sera pleśniowego. Bardzo dobre. Hmm, mieliśmy iść się zdrzemnąć, ale obiad bez piwa? Przy wejściu chwalili się że z jednego z 12 kranów leją Easy Ridera z Nomada, niestety się skończył. Rok wcześniej był pyszny saison od Matuški, tej soboty nie mieli nic z Matuški ani z Kocoura. Łukasz wziął Chlumecky Vít 11°, który nie był witbierem, a okazał się średniawym hefeweizenem. Ja zamówiłem Jihlavský Svatomartinský Speciál 13° Altbier… na karcie pisze że tmavy (ciemny), po chwili kelnerka wraca i mi mówi, że jest nie tmavy a svetly (jasny). Dopytuję się czy to altbier, chociaż oczywiście widzę, że coś jest nie tak. Po chwili wahania otrzymuję potwierdzenie, a po dalszej chwili stanął przede mną pokal z jasnym, mętnym płynem, który pachniał i smakował jak lekko kwaskowy, niefiltrowany lager. Łukasz wyczuł słabe nutki bananowe, ja nie. Następnego dnia jeszcze do tego „altbiera” wrócę, podejrzewam bowiem że w Jamie podano mi inne piwo niż zamówiłem. 

Dobra, to teraz już rzeczywiście czas na drzemkę żeby odzyskać siły na wieczór. 

Cdn.

Pozostałe części:
I
III
IV
V

restauracje 4909863403168331655

Prześlij komentarz

  1. 12 stycznia lecę do Pragi nowym nabytkiem LOTu, czyli Boeingiem 787-8. Dzięki Twoim wpisom, już wiem, gdzie powinienem zawitać :-) Pozdrawiam. Tomek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczekaj, to jeszcze nie koniec cyklu ;) Już Ci zazdroszczę tej styczniowej wizyty!

      Usuń
  2. Na starość przeprowadzam się do Pragi ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zagara biologicznego nie da się sobie podporządkować, niestety. Jak się jest po weekendzie piwnym, to organizm nie potrzebuje snu :)
    Niektórzy faceci uznaliby Pragę za swój piwny raj i zamieszkali tam na stałe :)

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)