Piwa z Nowej Zelandii
https://thebeervault.blogspot.com/2012/11/piwa-z-nowej-zelandii.html
Nic mi nie wiadomo o browarach na Antarktydzie, toteż Nowa Zelandia jest chyba najbardziej oddalonym od Polski miejscem, w którym warzy się piwa. Ojczyzna ptaka dodo, ptaka kiwi, dziobaka, niezliczonej ilości owiec oraz Petera Jacksona i jego największego dzieła filmowego – czyli oczywiście Martwicy Mózgu – jako kraj osiedlony przez emigrantów z Wysp Brytyjskich ma pod względem piwnym wiele do zaoferowania, szczególnie w postaci cenionego przez smakoszy browaru kontraktowego 8 Wired. Po naszej stronie kuli ziemskiej jest jednak niezwykle ciężko zdobyć coś ciekawego z Nowej Zelandii, toteż musiałem się zadowolić dwoma piwami z dużych browarów, mającymi niezbyt przychylne recenzje. Jak się jednak okazało, wprawdzie Tui East India Pale Ale jest piwem na wskroś średnim, ale za to musiałbym skłamać, twierdząc, że nie smakował mi Monteith's Original Ale.
Ten drugi wypiłem pewnego słonecznego dnia, dochodząc do wniosku, że właśnie takiego piwa mi na ten moment było potrzeba. Lekkiego (4% alk.), rześkiego, nienużącego amber ale. Historia browaru Monteith, jednego z największych w Nowej Zelandii zaczęła się w 1868 roku, kiedy Stuart Monteith wykupił udziały w browarze Phoenix. Monteith’s Original Ale było ponoć pierwszym piwem uwarzonym pod marką Monteith. Obecnie browar już nie jest firmą rodzinną, został wykupiony przez giganta (w warunkach nowozelandzkich) DB Breweries, i warzy cały szereg piw, od zwykłych lagerów po IPA czy leżakowanego w drewnie portera, z których zdecydowana większość nie jest ceniona przez koneserów. Firma DB Breweries, kontrolująca wraz z Lion Nathan 90% wolumen sprzedaży piwa w Nowej Zelandii ośmieszyła się publicznie w 2001 roku, kiedy to opatentowała nazwę ‘radler’ na terenie Nowej Zelandii. Kuriozalny patent nadal jest ważny!
Monteith’s Original Ale jest według kontretykiety ‘zdominowany przez chmiel’ – to lubimy w ejlach! Ale są to tylko czcze słowa, choć piwo i tak potrafi do siebie w pełni przekonać. Jasnobrązowe o kontrastującej z miłą dla oka barwą, nietrwałej pianie, zapach ma przede wszystkim wyraźnie karmelowy, nieco jabłkowy, słabiej orzechowy i rodzynkowy. No i kaj ta dominacja chmielowa? Chmielu nie ma dużo, a na dodatek ten który jest, nie należy do jednej z modnych ostatnio, aromatycznych, tropikalnych odmian nowozelandzkich. Ale sumaryczne wrażenie jest mimo to bardzo dobre – piwo pachnie rześko i przyjemnie.
Smakowo przypomina nieco bardziej jabłkowego (szczególnie w posmaku), wytrawnego brown ale’a. Piwo nie ma ciała, ale ma wyraźny aromat, jest raczej nisko nasycone, z goryczką niską do średniej, wytrawne, orzeźwiające i sesyjne. Jeśli to ma być nowozelandzki odpowiednik naszych eurolagerów, to kiwisi mają się z czego cieszyć (Ocena: 7/10).
Tui East India Pale Ale przede wszystkim ma mylącą nazwę. 4% alkoholu i nikłe nachmielenie – pod żadnym względem nie jest to IPA. Browar został według legendy założony przez Henry’ego Wagstaffa, który wypił nad brzegiem rzeki Mangatainoka najlepszą filiżankę herbaty w swoim życiu i zdecydował, że z tak dobrej wody musi się dać zrobić fantastyczne piwo, po czym postawił na brzegu rzeki browar. Który obecnie należy do DB Breweries i nie robi dobrego piwa, choć złe też nie jest. Najlepsze jest jednak to, że Tui East India Pale Ale nie jest IPA, a, wedle różnych doniesień, nie jest nawet ale’em, lecz zwykłym, nieco opiekanym lagerem, który przymknąwszy oboje oczu można określić mianem lagera wiedeńskiego.
Bursztynowa barwa, kiepskawa piana,… no i zapach lagerowy. Przede wszystkim bardzo wyraźny ciasteczkowy, nieco opiekany słód, wręcz herbatnikowy, a do tego jabłka (ale jest to nieco szorstka jabłkowość obecna w niektórych jasnych lagerach, nie dojrzałe czerwone jabłka brytyjskich ale’i), kapka orzechów oraz nieco trawiastego chmielu. Obrazowo nieco mi się kojarzył z ciastem jabłkowym z orzechami. Zły nie jest. Smakowo wytrawność czyli niska pełnia, słaba aromatyczność, jednym słowem piwo jest wodniste. Umiarkowane nasycenie przy takim stanie rzeczy niestety dodatkowo ciągnie piwo w dół. Jest ono przyjemniejsze od szeregowego eurolagera, ale nadal bardzo przeciętne (Ocena: 5/10).
Miałem okazję pić Tui jakiś czas temu i byłem tak samo z(a)wiedziony jak Ty. :)
OdpowiedzUsuńDodo żył na Mauritiusie (obecnie wymarły), a dziobaki żyją w Australii
OdpowiedzUsuńE tam, mięso to mięso ;)
Usuń